Prywatność w sieci. Czy istnieje? Granice prywatności w sieci. Temat, który dawno chciałam poruszyć. Temat, który samoistnie wypłynął w trakcie naszych spotkań na żywo na Facebooku, gdy odpowiadałam na pozostawione przez Was anonimowo pytania.
Wydawać by się mogło, że moja perspektywa odnośnie prywatności w sieci jest zupełnie inna i niejako wypaczona z uwagi na fakt bycia blogerką. Blogerką, czyli osobą, która z założenia dzieli się swoimi doświadczeniami, historiami w sieci. To, co publikuję jest publicznie dostępne, jednak, każdy z Was, jeśli tylko obecny w internecie, dzieli ze mną dokładnie takie same możliwości i zagrożenia.
Prywatność w sieci – tematy tabu.
Tworząc i udostępniając ankietę do pozostawiania mi pytań napisałam, że nie ma tematów tabu, ale zastrzegam sobie możliwość pozostawienia pytania bez odpowiedzi, gdy uznam, że temat zbyt mocno wkracza w moją prywatność. Wydawało mi się, że doskonale wiem, gdzie leżą granice mojej prywatności w internecie i jakiego rodzaju informacje chcę udostępniać, a jakie pozostawić sobie. Myliłam się.
Na samym początku blogowania postanowiłam, że mój blog będzie strefą wolną od: polityki i religii. Są to dwa tematy, które ZAWSZE budzą ogromne kontrowersje i pomimo posiadania określonego światopoglądu, nie chcę tego typu rozważań prowadzić na blogu. To był i jest mój wybór. Ponieważ prywatność w sieci i zakreślenie jej granic to zawsze powinna być decyzja konkretnej osoby. Czy świadoma? To już temat na odrębną dyskusję. Nie rozumiem burzy, która się czasami tworzy, gdy np. dana blogerka nie chce poruszyć na blogu tematów politycznych (vide czarny protest) lub nawet ważnych społecznie. Każdy z blogów to indywidualny twór, coraz częściej prowadzony w celu realizacji konkretnych celów biznesowych i nie widzę powodu, dla którego ktokolwiek miałby wybierać twórcy tematy, które należy lub nie należy poruszyć. Kropka.
Świadomy wybór tematów, których nie chcemy dotykać daje również możliwość poczynienia wyjątku, gdy tylko tak postanowimy. W historii prowadzenia bloga zdarzyło mi się to bodajże dwa razy – w trakcie tzw. czarnego protestu i ostatnio, w trakcie protestów i walki o sądownictwo. Raz dotknęłam tematu religii nieświadomie, przez swój drobny błąd. Więcej go nie popełnię.
Prywatność w sieci – bezpieczeństwo.
Jednak, w trakcie prowadzenia bloga okazało się, że problemów, które ocierają się o temat prywatności w sieci jest więcej, a z ich istnienia nie zdawałam sobie wcześniej sprawy. Po pierwsze, BEZPIECZEŃSTWO. Nie w zakresie ewentualnego wykradania danych online, ale takie zwyczajne codzienne bezpieczeństwo. Prowadząc bloga, a dodatkowo umieszczając informacje na profilach społecznościowych często robimy to niemalże na żywo, np. na Instagram Stories. Osoby postronne (czyli każdy, ponieważ dane są dostępne publicznie) wiedzą, gdzie aktualnie jesteśmy oraz gdzie nas nie ma, np. w domu. Nie dotyczy to przecież wyłącznie twórców w sieci, ale każdego z nas!
Tutaj dotykamy bardzo ważnego aspektu prywatności w sieci – udostępniania danych np. na temat naszego miejsca zamieszkania. Udostępniając konkretne treści w sieci staram się zawsze pamiętać, żeby nie zdradzać swojego miejsca zamieszkania (np. poprzez oznaczanie się na mapach, pokazywanie widoku z okna, pokazywanie tras na Endomondo). Ostatnio napisała do mnie jedna z Czytelniczek z prośbą o podanie mojego adresu zamieszkania w Warszawie, ponieważ podoba jej się moje mieszkanie i chciałaby znaleźć coś podobnego. Staram się nie być podejrzliwa ponad wszelką miarę, ale przecież może to wcale nie być ktoś, kto ma dobre i prostolinijne zamiary. Może złodziej, a może gwałciciel, a może bardziej egzotycznie… stalker?
Z polskiej blogosfery kojarzę chyba tylko jeden stwierdzony przypadek stalkingu czyli uporczywego nękania, które może mieć też znamiona innych przestępstw. Swoją, bardzo nieprzyjemną historię, opisywała kiedyś Eliza Wydrych – Fashionelka. Ciekawym polecam sięgnięcie do archiwum Jej tekstów na blogu. Z tego co pamiętam, Eliza opisała swoje doświadczenia dokładnie, a sytuacja uwzględniała zgłoszenie na policję. Jednak, nie zawsze musi być to tak poważny kłopot. Basia Szmydt opowiadała mi kiedyś, że któraś z Czytelniczek napisała, że była kiedyś w okolicach Jej domu i z ciekawości zajrzała przez okna do środka. Pomimo, że Basia świadomie pokazuje na zdjęciach swój, bardzo charakterystyczny dom, to jednak taka sytuacja wzbudziła u Niej zrozumiały niepokój.
Prywatność w sieci – kogo dotyczy.
Jest jeszcze drugi aspekt prywatności w sieci, o którym kiedyś nie myślałam. Uświadomiłam go sobie czytając Wasze pytania w trakcie przygotowywania się do spotkań na żywo, o których wspominałam wcześniej. Jednymi z pytań, a właściwie próśb o teksty, są te dotyczące problemów w relacjach. Przykładowo, czy i w jakim zakresie minimalizm wpływa na relacje, również te z najbliższymi? To temat ogromnie ważny, nie przeczę. Temat, który wielokrotnie chciałam poruszyć, ale za każdym razem odbijałam się od tego samego muru. Muru prywatności. Pisząc swoje teksty, książkę chciałam, żeby były to historie prawdziwe, osadzone w realiach, oparte na rzeczywistych przykładach. Wierzę, że właśnie dlatego są tak dobrze odbierane. Ponieważ są autentyczne.
Jednak, aby opisać relacje musiałabym, choćby delikatnie, dotknąć swoich własnych relacji, np. z rodziną czy przyjaciółmi. Nawet, gdybym opisywała historie abstrakcyjne, zawsze znalazłby się ktoś, kto próbowałby przełożyć je na życie moje lub znanych mi osób. Mogę sama decydować jakie osobiste szczegóły czy historie ze swojego życia chcę ujawniać publicznie, ale nie wolno mi podjąć takiej decyzji za innych. Ostatnio uświadomiłam sobie, że jest ogrom, czasami bardzo trudnych tematów, które chciałabym poruszyć, ale żeby móc to zrobić musiałabym pisać bloga anonimowo.
Prywatność w sieci – odsłanianie ciała.
Ostatnia kwestia o której chciałabym wspomnieć w zakresie prywatności w sieci to prywatność w kontekście fizycznym – POKAZYWANIA CIAŁA. Przykładowo, na blogu nigdy nie pokazałam się i nie pokażę w stroju kąpielowym czy w bieliźnie. Nie dlatego, że uważam, że jest to coś złego. Tak samo jak i w pozostałych aspektach prywatności tak i tutaj uważam, że decyzja należy do osoby, która się publicznie pokazuje. Decyzję o niepokazywaniu się np. w bikini podjęłam z uwagi na swój zawód. Skoro wykonuję zawód zaufania publicznego to uznałam, że etyka obliguje mnie to godnego zachowania się zawsze i pomimo, że okoliczności prowadzenia innej działalności (tutaj bloga) na takie odsłonięcie zwyczajowo pozwalają.
***
Pamiętacie naszą dyskusję o pozorowanej doskonałości, którą obserwujemy na blogach? Mamy dość idealnie wybielonych fotek, doskonałych tyłków i wiecznego porządku. Odwracamy się od perfekcji w poszukiwaniu prawdy. Kierunek ze wszech miar słuszny, tylko jak wiele tej prawdy chcemy widzieć? Z drugiej strony, jak wiele pokazać? Jak daleko i głęboko sięgnąć?
Tyle moich refleksji. Jakie jest Wasze podejście do prywatności w sieci? Gdzie leży granica? Czego nie wyobrażacie sobie pokazać lub opowiedzieć publicznie?