Prywatność w sieci. Czy istnieje? Granice prywatności w sieci. Temat, który dawno chciałam poruszyć. Temat, który samoistnie wypłynął w trakcie naszych spotkań na żywo na Facebooku, gdy odpowiadałam na pozostawione przez Was anonimowo pytania.
Wydawać by się mogło, że moja perspektywa odnośnie prywatności w sieci jest zupełnie inna i niejako wypaczona z uwagi na fakt bycia blogerką. Blogerką, czyli osobą, która z założenia dzieli się swoimi doświadczeniami, historiami w sieci. To, co publikuję jest publicznie dostępne, jednak, każdy z Was, jeśli tylko obecny w internecie, dzieli ze mną dokładnie takie same możliwości i zagrożenia.
Prywatność w sieci – tematy tabu.
Tworząc i udostępniając ankietę do pozostawiania mi pytań napisałam, że nie ma tematów tabu, ale zastrzegam sobie możliwość pozostawienia pytania bez odpowiedzi, gdy uznam, że temat zbyt mocno wkracza w moją prywatność. Wydawało mi się, że doskonale wiem, gdzie leżą granice mojej prywatności w internecie i jakiego rodzaju informacje chcę udostępniać, a jakie pozostawić sobie. Myliłam się.
Na samym początku blogowania postanowiłam, że mój blog będzie strefą wolną od: polityki i religii. Są to dwa tematy, które ZAWSZE budzą ogromne kontrowersje i pomimo posiadania określonego światopoglądu, nie chcę tego typu rozważań prowadzić na blogu. To był i jest mój wybór. Ponieważ prywatność w sieci i zakreślenie jej granic to zawsze powinna być decyzja konkretnej osoby. Czy świadoma? To już temat na odrębną dyskusję. Nie rozumiem burzy, która się czasami tworzy, gdy np. dana blogerka nie chce poruszyć na blogu tematów politycznych (vide czarny protest) lub nawet ważnych społecznie. Każdy z blogów to indywidualny twór, coraz częściej prowadzony w celu realizacji konkretnych celów biznesowych i nie widzę powodu, dla którego ktokolwiek miałby wybierać twórcy tematy, które należy lub nie należy poruszyć. Kropka.
Świadomy wybór tematów, których nie chcemy dotykać daje również możliwość poczynienia wyjątku, gdy tylko tak postanowimy. W historii prowadzenia bloga zdarzyło mi się to bodajże dwa razy – w trakcie tzw. czarnego protestu i ostatnio, w trakcie protestów i walki o sądownictwo. Raz dotknęłam tematu religii nieświadomie, przez swój drobny błąd. Więcej go nie popełnię.
Prywatność w sieci – bezpieczeństwo.
Jednak, w trakcie prowadzenia bloga okazało się, że problemów, które ocierają się o temat prywatności w sieci jest więcej, a z ich istnienia nie zdawałam sobie wcześniej sprawy. Po pierwsze, BEZPIECZEŃSTWO. Nie w zakresie ewentualnego wykradania danych online, ale takie zwyczajne codzienne bezpieczeństwo. Prowadząc bloga, a dodatkowo umieszczając informacje na profilach społecznościowych często robimy to niemalże na żywo, np. na Instagram Stories. Osoby postronne (czyli każdy, ponieważ dane są dostępne publicznie) wiedzą, gdzie aktualnie jesteśmy oraz gdzie nas nie ma, np. w domu. Nie dotyczy to przecież wyłącznie twórców w sieci, ale każdego z nas!
Tutaj dotykamy bardzo ważnego aspektu prywatności w sieci – udostępniania danych np. na temat naszego miejsca zamieszkania. Udostępniając konkretne treści w sieci staram się zawsze pamiętać, żeby nie zdradzać swojego miejsca zamieszkania (np. poprzez oznaczanie się na mapach, pokazywanie widoku z okna, pokazywanie tras na Endomondo). Ostatnio napisała do mnie jedna z Czytelniczek z prośbą o podanie mojego adresu zamieszkania w Warszawie, ponieważ podoba jej się moje mieszkanie i chciałaby znaleźć coś podobnego. Staram się nie być podejrzliwa ponad wszelką miarę, ale przecież może to wcale nie być ktoś, kto ma dobre i prostolinijne zamiary. Może złodziej, a może gwałciciel, a może bardziej egzotycznie… stalker?
Z polskiej blogosfery kojarzę chyba tylko jeden stwierdzony przypadek stalkingu czyli uporczywego nękania, które może mieć też znamiona innych przestępstw. Swoją, bardzo nieprzyjemną historię, opisywała kiedyś Eliza Wydrych – Fashionelka. Ciekawym polecam sięgnięcie do archiwum Jej tekstów na blogu. Z tego co pamiętam, Eliza opisała swoje doświadczenia dokładnie, a sytuacja uwzględniała zgłoszenie na policję. Jednak, nie zawsze musi być to tak poważny kłopot. Basia Szmydt opowiadała mi kiedyś, że któraś z Czytelniczek napisała, że była kiedyś w okolicach Jej domu i z ciekawości zajrzała przez okna do środka. Pomimo, że Basia świadomie pokazuje na zdjęciach swój, bardzo charakterystyczny dom, to jednak taka sytuacja wzbudziła u Niej zrozumiały niepokój.
Prywatność w sieci – kogo dotyczy.
Jest jeszcze drugi aspekt prywatności w sieci, o którym kiedyś nie myślałam. Uświadomiłam go sobie czytając Wasze pytania w trakcie przygotowywania się do spotkań na żywo, o których wspominałam wcześniej. Jednymi z pytań, a właściwie próśb o teksty, są te dotyczące problemów w relacjach. Przykładowo, czy i w jakim zakresie minimalizm wpływa na relacje, również te z najbliższymi? To temat ogromnie ważny, nie przeczę. Temat, który wielokrotnie chciałam poruszyć, ale za każdym razem odbijałam się od tego samego muru. Muru prywatności. Pisząc swoje teksty, książkę chciałam, żeby były to historie prawdziwe, osadzone w realiach, oparte na rzeczywistych przykładach. Wierzę, że właśnie dlatego są tak dobrze odbierane. Ponieważ są autentyczne.
Jednak, aby opisać relacje musiałabym, choćby delikatnie, dotknąć swoich własnych relacji, np. z rodziną czy przyjaciółmi. Nawet, gdybym opisywała historie abstrakcyjne, zawsze znalazłby się ktoś, kto próbowałby przełożyć je na życie moje lub znanych mi osób. Mogę sama decydować jakie osobiste szczegóły czy historie ze swojego życia chcę ujawniać publicznie, ale nie wolno mi podjąć takiej decyzji za innych. Ostatnio uświadomiłam sobie, że jest ogrom, czasami bardzo trudnych tematów, które chciałabym poruszyć, ale żeby móc to zrobić musiałabym pisać bloga anonimowo.
Prywatność w sieci – odsłanianie ciała.
Ostatnia kwestia o której chciałabym wspomnieć w zakresie prywatności w sieci to prywatność w kontekście fizycznym – POKAZYWANIA CIAŁA. Przykładowo, na blogu nigdy nie pokazałam się i nie pokażę w stroju kąpielowym czy w bieliźnie. Nie dlatego, że uważam, że jest to coś złego. Tak samo jak i w pozostałych aspektach prywatności tak i tutaj uważam, że decyzja należy do osoby, która się publicznie pokazuje. Decyzję o niepokazywaniu się np. w bikini podjęłam z uwagi na swój zawód. Skoro wykonuję zawód zaufania publicznego to uznałam, że etyka obliguje mnie to godnego zachowania się zawsze i pomimo, że okoliczności prowadzenia innej działalności (tutaj bloga) na takie odsłonięcie zwyczajowo pozwalają.
***
Pamiętacie naszą dyskusję o pozorowanej doskonałości, którą obserwujemy na blogach? Mamy dość idealnie wybielonych fotek, doskonałych tyłków i wiecznego porządku. Odwracamy się od perfekcji w poszukiwaniu prawdy. Kierunek ze wszech miar słuszny, tylko jak wiele tej prawdy chcemy widzieć? Z drugiej strony, jak wiele pokazać? Jak daleko i głęboko sięgnąć?
Tyle moich refleksji. Jakie jest Wasze podejście do prywatności w sieci? Gdzie leży granica? Czego nie wyobrażacie sobie pokazać lub opowiedzieć publicznie?
Nie piszę bloga i nigdy na portalach społecznościowych nie miałam jakiegoś dużego grona odbiórców, ale moje podejście do prywatności w sieci trochę się zmieniło, gdy zaczęłam pracę w nowym miejscu. W kwestii Facebooka zawsze sprawiało mi trudność odrzucenie zaproszeń do znajomych od ludzi, których znam, ale nie mam z nimi zażyłych relacji, zatem je przyjmowałam, chociaż nie chciałam – bo nie interesowało mnie ich życie i nie chciałam by mieli wgląd do mojego. Szczególnie kłopotliwe było to w przypadku zaproszeń od starszych członków rodziny. Nie udostępniałam rzeczy, których bym się wstydziła, ale nie chciałam być w kontakcie internetowym. W pewnym momencie usunęłam wszystkie prywatne informacje z profilu, także zdjęcia, zmieniłam nazwę na niekojarzącą się z moim nazwiskiem i zostawiłam garstkę znajomych, z którymi faktycznie potrzebuje kontaktu. Najchętniej w ogóle bym usunęła konto, ale wciąż jest to jednak najszybszy sposób na poinformowanie kilkunastu osób o spotkaniu. Teraz skończyły się niewygodne zaproszenia, a jak potrzebuję podzielić się jakimś materiałem, to wysyłam bezpośrednio do danych odbiorców. Usunęłam z kolei Linkedina, ponieważ przez 2 lata użytkowania nie przyczynił się do niczego, miałam także fazę na Instagrama, ale szybko mi przeszło ;) Generalnie jestem za tym, żeby jak najbardziej odcinać swoją prywatność w internecie i chciałabym być niewidoczna w wyszukiwarkach (jestem coraz bliżej :) ).
Z Facebookiem mam podobnie do Ciebie, to znaczy: mam tam zaledwie garstkę najbliższych znajomych, z którymi utrzymuję kontakt. Co jakiś czas robię „czystki” – wyrzucam ze znajomych osoby, z którymi nie kontaktowałam się od dłuższego czasu i nie planuję się kontaktować w przyszłości. Mimo tego, zazwyczaj publikuję posty, które są widoczne nie dla wszystkich moich znajomych, tylko dla tych, których zaznaczę.
Jako osoba, której część pracy to obsługa SM łapię się czasem za głowę, zwłaszcza na FB i Insta.
Instagram przeraża mnie kultem cycków i powiększonych ust. Na drugim biegunie szkoda mi kobiet, które za saszetkę kawy, szminkę czy długopis sprzedają swój czas i prywatność… :(
Też jestem za chronieniem prywatności. Zastanawiam się czy nie wziąć się za porządki na Fb, Instagrama nie mam i mieć nie będę.
Ja sobie założyłam pisząc bloga, że nie będę na nim pokazywać juniora. Owszem, znajdziesz go na zdjęciach na moim blogu, ale zawsze jest to fragment, typu ręka, noga, sylwetka tyłem czy nieostra twarz. Ale nie ma tam jego zdjęć, które jednoznacznie pozwalałyby stwierdzić jak wygląda – szanuję jego prywatność i uważam, że o swoim istnieniu w sieci powinien decydować sam, gdy będzie na to gotowy.
Szkoda, że tak mało mam tak podchodzi do tematu, pogratulować rozsądku!
Zauważyłam to! :) I również bardzo szanuję. Mógłby mieć później pretensje że Twoi czytelnicy mogli go 'podglądać’
Bardzo rozsądnie. Ja zawsze trochę z obawą myślę o tych mamach, które na blogach pokazują swoje pociechy w pełnej krasie. Świat jest jednak okrutny i niebezpieczny. Po co ryzykować.
Mam kilka znajomych blogerek „parentingowych” i wiem, że mają różne podejście do kwestii pokazywania dzieci w sieci. Każda ma swoje, bardzo rozsądne argumenty. Myślę, że to musi być decyzja rodzica, ważne, by była świadoma.
Prywatność w sieci jest rozumiana na wiele sposobów. Myślę, że należy uszanować decyzje osób, które zgadzają się na zatarcie granicy między prywatnością a sferą publiczną. Może nie zawsze nam to odpowiada. ;) W pełni rozumiem i popieram Twój świadomy wybór. :) Też staram się nie pokazywać całej twarzy córki mimo tego, że poruszam, oprócz lifestylu, przepisów, innych ciekawostek i dyrdymałów, również tematy stricte parentingowe. Stworzyłam własne miejsce w sieci z miłości do życia i pasji do pisania. Czasami się wzewnętrzniam, ale nie jestem celebrytką i nie zamierzam serwować innym tony swoich zdjęć z wakacji tudzież kolacji z mężem. :D
Bardzo mi się podoba takie podejście i sam takowe wyznaje. Gdy widzę wszystkie te mamy, które dziennie potrafią wrzucić po kilkanaście niewiele się różniących zdjęć swoich pociech, to przyznam, że nie rozumiem. Internet jest dla ludzi, wiadomo, jednak warto zachować wobec niego pewnego rodzaju dystans. Jak do żywiołu… Uwielbiam wodę, ale mam do niej szacunek, wiem jak może zagrozić.
Kasiu, moim zdaniem dziś nie ma prywatności. Jeśli ktoś chce być anonimowy nie powinien mieć profili na żadnym mediach społecznościowych, nie wrzucać dla sieci żadnych zdjęć. Jeśli bloger np. wrzuca na bloga zdjęcia swego mieszkania czy na Fejsa, to informuje w pewien sposób o swoim położeniu. Zdjęcie ma swoje metadane. Czyli czas w jakim je wykonano, gps jest na nim zaznaczony. Wystarczy je ściągnąć i wrzucić w odpowiedni program. Program podaje zainteresowanemu te wszystkie informacje/
Bardzo łatwo można metadane usunąć. Można też wyłączyć śledzenie lokacji na wszystkich mediach społecznościowych i wtedy te dane będą widoczne tylko do ciebie. Każda technologia jest dla ludzi, tylko trzeba umieć z niej korzystać.
Też uważam, że nie ma zupełnej prywatności w dzisiejszym świecie. Jednak, można te informacje dawkować i uważać tam, gdzie to możliwe. Np. usuwając metadane czy inne informacje, które nie są widoczne na pierwszy rzut oka.
Przesadne eksponowanie własną prywatnością nie kończy się dobrze, nie mam tu na myśli sytuacji ekstremalnych typu nękanie stalkera, ale zwyczajnie nie fajnie byłoby być obśmianym przez nieodpowiednie osoby za zdjęcie choćby w bikini. Oprócz bloga pracuję w szkole i pewne normy zachowania i ubrania muszę zachować, bo uczniowie też mogą zajrzeć na facebooka czy blog. Mam wrażenie, że w wielu mediach granica prywatności niesamowicie została przesunięta, a Instagram wiedzie prym w tym maksymalny. Pocieszające jest to że jest jeszcze spora grupa ludzi, która chce pokazać zdjęcia czy treści mający głębszy przekaz niż wyretuszowane pośladki. Kasię podziwiam nie tylko za mega wyczucie w kwestii elegancji, obycia ale też wypowiedzi, gdzie nie daje się sprowokować do pyskówki tylko kulturalnie i z wyczuciem przekazuje swoje poglądy. W nerwach można niestety za dużo powiedzieć. Chciałabym kiedyś dojść do takiego poziomu. Zastanawiam się czy jest to wyuczone czy po prostu Kasia ma mniej nerwowy charakter niż ja. Serdeczne pozdrowienia.
Obśmianie mojego zdjęcia w bikini mnie nie niepokoi. :) Bardziej staram się postawić na miejscu mojego Klienta. Czy miałby ochotę oglądać swojego pełnomocnika w bikini na zdjęciach publicznie umieszczonych w sieci? Czy to zachowanie godne zawodu? Moim zdaniem nie. I ja tego nie robię. Choć lubię chodzić na plażę w bikini. :)
Elu, co do pyskówek to chyba kwestia pewnego doświadczenia, wyuczonej asertywności i sporej dozy dystansu. Cenię sobie komentarze moich Czytelników, w przeważającej większości bardzo mądre i wzbogacające, ale wiem, że zdarzają się wyjątki. Poziom dyskusji w sieci jest generalnie zatrważająco niski, dlatego mam też drobną misję, aby takim osobom wskazywać, dlaczego ich wypowiedzi są nie na miejscu. Jeśli się da, oczywiście. :)
Jasne, że każdy bloger powinien sam decydować ile swojej prywatności pokazać. Zastanawia mnie tylko jedno, skoro ze względu na swój zawód nie pokażesz się na blogu w bikini to czy w realu, na plaży też nie pokażesz się w bikini? Czy bycie w bikini na plaży jest niegodnym zachowaniem? Bo tak by wynikało z tekstu. Czy może chodzi raczej o swoją prywatność a nie o niegodne zachowanie, to dwie różne rzeczy.
Ale zauważ, że na plaży blogerka występuje jako anonimowy plażowicz. Ktoś ją może rozpozna, ale raczej nie i będzie wyglądała w bikini jak kilkadziesiąt/set innych osób w pobliżu. Natomiast publikując te zdjęcia na swoim publicznym blogu/instagramie itd. nie jest już anonimową osobą, tylko podpisaną z imienia i nazwiska. Czy pokazujesz wszystkie swoje zdjęcia z rodzinnego albumu znajomym w pracy? Tu nie chodzi o nieobyczajność, ale rozgraniczenie sfery prywatnej od zawodowej.
Sylwia, wydaje mi się, że różnica pomiędzy prywatnym pokazaniem się w plaży w bikini, a umieszczeniem takowego zdjęcia na publicznych profilach w sieci jest oczywista i nie wymaga dopowiedzenia. :)
Bardzo mądry tekst! Nigdy nie mogłam i chyba nie zrozumiem czemu niektórzy „dają się na tacy” innym? Dlaczego zaznaczają, ze są w danej restauracji i jedzą to czy tamto? Przecież to super informacja dla potencjalnego złodzieja?! Niesamowite jest to, ze ludzie chcą być anonimowi, tajemniczy, a potem z własnej nieprzymuszonej woli wszystko o sobie „mówią” na portalach społecznościowych :) Kiedys były tajne służby, a dziś jest Face i nikt już się nie musi wysilać żeby wiedzieć o nas wszystko… Co mnie jednak najbardziej oburza to matki wstawiające zdjęcia swoich dzieci… nago! Jaki brak wyobraźni trzeba mieć żeby robić takie coś?? Pomijając potencjalnych pedofili oglądających takie zdjęcia to za pare lat ten mały golas będzie w szkole i ktoś z klasy może się z niego śmiać, a nawet szykanować.. totalny brak wyobraźni, a może już debilizm ?! Pozdrawiam Kasiu i gratuluje zdrowego podejścia :) tak trzymaj
Dokładnie, to samo chciałam napisać! Dobrze wiedzieć, że nie jestem sama w dostrzeganiu jednak tej ciemnej strony możliwości internetu i wszelakich mediów społecznościowych. Niestety, ale jest to z lekka przerażające – taki ogólnoświatowy „katalog/album”, a miejmy też świadomość istnienia zaszyfrowanego tzw. Dark Netu. Pozdrawiam.
Nie publikuję w sieci żadnych zdjęć, na których jestem rozpoznawalna. Za to mogłabym się pokazać w kostiumie kąpielowym sfotografowana od tyłu :)
Nie pisze gdzie jestem, bo nie mam smartfona, więc nie mam opcji oznaczania się itp.
Za to nie widzę niczego zagrażającego w ujawnieniu faktu, gdzie mieszkam. jak mnie ktoś postanowi porwać to i tak mnie namierzy np. przez prosta obserwację, bo nie mam manii prześladowczej i nie robię trasy sprawdzaniowej przy każdym wyjściu z domu :) Numeru mieszkania nie zdradzam, ale choćby z for osiedlowych wiadomo, w którym bloku mieszkam. Złodziei się nie boję, bo do nas włamać się może ktoś tylko na zasadzie przypadku. Kto włamanie przemyśli, ten szybko dojdzie do wniosku, że nie ma tu czego kraść.
Myśląc o bezpieczeństwie w kontekście miejsca zamieszkania nie miałam do końca na myśli rzeczy. Wiadomo, nie jest miło być okradzionym, ale rzeczy to tylko rzeczy. Bardziej bałabym się o swoich najbliższych i siebie.
Myślę, że podchodzę raczej zdroworozsądkowo. Tak na logikę – kto mógłby mi zagrażać? Bogata nie jestem, więc uprowadzenie dla okupu odpada. Służby specjalne? Oni nie potrzebują endomondo, bo w trzy dni rozpracują, że z dzieckiem chodzę do parku, po warzywa na bazarek, a z psem do lasu.
Przy czym ja w ogóle nie mam smartfona, a jak miałam i używałam endomondo to i tak nie publikowałam żadnych statusów, bo wydaje mi się to skrajnie idiotyczne – co kogo interesuje, że zrobiłam rundkę po parku?
Natomiast na forach osiedlowych można w dyskusjach znaleźć informację o tym, w którym bloku mieszkamy – żaden sekret przecież. Mało tego – mam zarejestrowaną firmę w mieszkaniu, więc w krs można pełen adres znaleźć. Teoretycznie ktoś może mi bombe wysłać, ale nie uważam tego za prowdopodobne :)
Dostałam maila od jednej z Czytelniczek, która opisuje swoje przerażające zmagania ze stalkerem, a nie jest w żadnej mierze osobą publiczną. Do mieszkania mojej koleżanki włamali się złodzieje. Pal licho co ukradli, ale skatowali psa. Wydaje się, że takie historie są daleko, dopóki nie dotkną nas, albo kogoś bliskiego. Wolę zachowywać elementarne zasady bezpieczeństwa.
Tylko pytanie, czy te wszystkie sytuacje nie mogą się zdarzyć bez udziału netu? Stalker może mnie wypatrzyć w knajpie i łazić za mną do upadłego. Włamania były zawsze – tak samo jak inne kradzieże. Włamywacz może po prostu obserwować dom i tyle. Zresztą włamania to raczej własnie w domach niż w blokach, bo za dużo potencjalnych świadków.
Za to nie czułabym się bezpiecznie, gdyby w sieci były moje zdjęcia, bo mogłyby być użyte w dowolny sposób i przez dowolną osobę. Moim zdaniem to bardziej niebezpieczne, niż napisać na fejsie, że jem lody w kawiarni X.
No jasne, że mogą! Tylko po co ułatwiać. :) Jednorazowe odkliknęcie, że się jest w kawiarni X nie zrobi krzywdy, ale już np. cykliczne publikowanie tras biegów na Endomodo pokazuje jak na tacy, gdzie i kiedy regularnie bywamy. Bez paranoi, ale o pewnych rzeczach warto pamiętać.
Matko jedyna!!! napisz, proszę, co z psem… Niestety, takie sytuacje się zdarzają, znajomych mojej mamy okradli a przy okazji zabili ich psa…
A tak btw jeśli się umieszcza zdjęcia z okolicy, to zawsze jest szansa, że ktoś rozpozna okolicę lub nawet blok. Ja nie rozumiem blogerek ( a jest ich sporo, sama u dwóch cos kiedyś kupowałam dla dzieci) które robią wyprzedaże przez internet – wystarczy przecież u takiej osoby coś kupić i masz jej adres jak na dłoni. Dla potencjalnego stalkera wydatek rzędu 30 zł na cokolwiek to jak inwestycja:)
Zdrowotnie wszystko w porządku, ale ogromny uraz i trauma została. Z adresem masz dużo racji, dlatego wszystkie moje działania, wysyłki itp. robię przez swoje biuro, gdzie jest tez zarejestrowana moja firma. Wydatek niewielki, a korzyści ogromne.
Świetne podejście do tematu! :)
Szkoda, że wpis okrasza kolejne „idealne” zdjęcie ;) ja się pochwalę moim nieidealny zdjęciem nieidealnej książki… oceniając po okładce ;)
Zdjęcie jest z banku zdjęć – sama nie umiem takich robić. :)
I spoko :) wiec tym bardziej autentyczne byłoby Twoje mniej idealne foto :) super by było cos takiego dla odmiany zobaczyć :)
Hmm, tylko, że tekst dotyczy prywatności w sieci, a nie nieidealnego życia, zatem idąc tym tropem, umieszczenie zdjęcia z banku zdjęć zamiast własnego jest logiczną konsekwencją. ;))
Jak najbardziej. Szanuję. Ale np. moje zdjęcie wrzucone powyżej jest zrobione przeze mnie i nijak nie obnaża mojej prywatności :)
No jasne, ale też nie do końca rozumiem jaki ma związek z tekstem. :)
To było a propos końcówki tekstu i dyskusji o pozornej doskonałości :)
Bardzo mi się podoba, że na InstaStories można wrzucać zdjęcia z ostatnich 24 godzin – można wtedy podzielić się swoimi zdjęciami bez zdradzania, gdzie się *aktualnie* jest, tylko gdzie się ostatnio było. To może być bardzo przydatne dla osób, które mają wielu fanów proszących o zdjęcia :)
Ja jestem jedną z tych osób, które nie posiadają konta na ŻADNYM portalu społecznościowym. Czuję się wolna. Mam wrażenie, że to bazar próżności, wszystko na pokaz. Nie interesują mnie doznania i posiłki osób, z którymi niewiele mam do czynienia. A jaka strata czasu.. Już wolę iść do bliskiej koleżanki na kawę i pooglądać zdjęcia z jej ostatniej podróży. Jestem młoda, ale internet to kompletnie nie mój świat, nie pasuję tu. Zaglądam czasem na 3 blogi (m.in. ten – dzięki Kasiu – dużo wnosisz). Konto mailowe i kilka stron wykorzystywanych przy pracy, czasem muzyka na Youtube. I, jako rodzic dwójki, również nie pojmuję obdzierania z dzieciaków z prywatności. A z drugiej trony.. wiadomo, dla rodzica jego dzieci są naj, każdy drobiazg cieszy, ale obcych ludzi to NIE OBCHODZI. Niech mi ktoś wytłumaczy, w jakim celu ktoś wrzuca 15 zdjęć dziennie swoich dzieci, każdy szczegół ich rozwoju. Rozumiem zadzwonić do babci i pochwalić, ok.. ale obcych ludzi to naprawdę nie interesuje. Już nie mówiąc o tym, że mam wrażenie, że te mamusie zamiast cieszyć się tym, biegają tylko z telefonem, wrzucają i czekają na lajki. Ale może się mylę ;) Pozdrawiam!!!
Granice są płynne, wyznaczamy je sobie sami, zależy to między innymi od temperamentu, stanowiska danej osoby, tego jak została wychowana itd. Ja osobiście jestem osobą, która nie lubi pokazywać innym za bardzo swojego życia. Jedyna taka stała granica, której moim zdaniem nie powinniśmy przekraczać, to ta, gdzie kończy się prywatność innych, szczególnie dzieci.
Moim zdaniem w sieci pokazujemy zbyt wiele o sobie i naszym życiu. Jak najbardziej rozumiem, że media społecznościowe do tego służą, ale trzeba stawiać sobie pewne granice, żeby zbyt wiele nie pokazać. A serwisy takie jak Facebook gromadzą bardzo wiele naszych informacji co często może być użyte przeciwko nam.