Zdarza mi się odpowiadać na pytania w rodzaju: czy u Ciebie minimalizm przełożył się również na sferę psychiki oraz relacje międzyludzkie? Oczywiście, że tak! Stało się to (i nadal dzieje) na wielu różnych polach, o których będę pisać w nowym cyklu tekstów: Oczyszczanie głowy. Psychiczny niezbędnik. Spis moich psychicznych niezbędników i polecanych materiałów znajdziecie tutaj – klik. Pierwszą i najważniejszą umiejętnością była dla mnie nauka uczciwości, asertywności i zaufania wobec samej siebie.
Asertywność można rozumieć na wiele sposobów i ćwiczyć w wielu sytuacjach. Dla mnie jest to samo-poszanowanie swoich wyborów i nie pozwolenie innym na ich zmianę (chyba, że sama proszę o radę). Naturalnie, nie jest to łatwe, wymaga dużej konsekwencji i odporności psychicznej.
Gdy byłam młodą dziewczyną, zupełnie nie byłam asertywna. Nie umiałam stawiać psychicznych granic, nie pozwalać na ich przekraczanie. To sprawiało, że żyłam w narzuconych schematach zachowania, a moje wybory życiowe odzwierciedlały te schematy. Nie twierdzę, że jest to coś złego, ale gdybym nie była taka „grzeczna”, pewnie moje wybory w pewnym momencie życia byłyby inne. Przykładowo, gdybym mogła wybierać teraz, pewnie zrobiłabym sobie tzw. „gap year” po liceum, a przed pójściem na studia. Gdybym tylko była wolna od tych wszystkich „co ludzie powiedzą”, „mamie się nie będzie podobało”, „znajomi mnie wyśmieją” czy „przecież wszyscy po liceum idą na studia”.
Potem (to był czas moich studiów i pierwszej pracy) nastał boom na asertywność, podobnie jak teraz na uważność. Odmieniano to słowo na różne sposoby i choć większość porad była banalna i powierzchowna to ziarenko zostało zasiane. Stopniowo uczyłam się odmawiania, nie przekraczania moich granic, uczyłam innych poszanowania dla moich wyborów. W relacjach rodzinnych, w pracy, w związku. Jednak, żeby to było możliwe, musiałam nauczyć się jednej, podstawowej rzeczy: musiałam sama nauczyć się te wybory i decyzje szanować.
Czy jesteś wobec siebie uczciwa?
Na terapii (którą skończyłam miesiąc temu) rozmawiałam sporo o wartościach. O tym, czym są i jak w zaangażowany sposób postępować z nimi w zgodzie. W trakcie jednej z tych rozmów uświadomiłam sobie, że trudny okres w życiu, który przechodzę, w dużej mierze spowodowany był tym, że przestałam być wobec siebie uczciwa. Na chwilę pozwoliłam innym decydować o moich wyborach, przestałam słuchać swojej intuicji. Stało się tak wskutek lęku – przed nieznanym, przed złamaniem przyzwyczajeń. Zapomniałam o najważniejszym fundamencie asertywności – szacunku do siebie i własnych wyborów. Bo gdy szanujesz siebie, jesteś też wierna swoim wyborom wbrew innym i pomimo ich odmiennego zdania. Masz w środku kompas, wewnętrzny regulamin pokazujący jasno drogę.
Czy jesteś wobec siebie uczciwa? Zadaj sobie to pytanie, proszę, i nie zrażaj się trudną odpowiedzią. Bycie uczciwym wobec siebie wcale nie jest łatwe. Wymaga stałego kwestionowania zastanej rzeczywistości, łamania przyzwyczajeń (jakże potrafią być silne!), a często postępowania wbrew oczekiwaniom nawet najbliższych osób. Wymaga zaakceptowania konsekwencji decyzji, które podejmiemy w zgodzie z samym sobą. A te konsekwencje mogą wcale nie być łatwe do zaakceptowania (o akceptacji też będę pisać niedługo – to temat, który mnie fascynuje). Z perspektywy długiego czasu wiem jednak, że warto ufać sobie. Warto być wobec siebie uczciwym.
Gdy w ostatnim czasie, pracując nad sobą doszłam do momentu, że znowu potrafię w pełni powiedzieć: „tak, jestem wobec siebie uczciwa” – poczułam, jakbym wróciła do domu po bardzo, ale to bardzo długiej podróży. Ta uczciwość to moja podstawa, fundament. To mój psychiczny minimalizm – emocjonalny niezbędnik.
Gdzie są granice mojej wolności?
Jak dalece ma prawo sięgać moja asertywność? Gdzie są granice naszej wolności osobistej? To bardzo ważny i trudny temat. Przyjęło się mówić, że moja wolność sięga tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. To słowa Alexisa de Tocqueville, XIX-wiecznego francuskiego polityka, a dotyczyły ustrojowych dywagacji o demokracji oraz prawie publicznym. I tam też te słowa mają głęboki sens i znaczenie. Niestety, płytkie ich pojmowanie w sferze psychologii sprawiło, że nie jesteśmy asertywni w obawie o naruszenie wolności drugiej osoby.
Podam banalny przykład: gdy dziadkowie zarzucają Twoje dzieci prezentami i zabawkami wbrew Twojej woli przy okazji każdej wizyty. Nie ma NIC złego w poproszeniu ich, aby przestali. Oczywiście, mogą nie posłuchać, ale wtedy Ty możesz podjąć decyzję o pozbyciu się tychże rzeczy. Jest to jak najbardziej asertywne zachowanie. Jeśli chcesz wpoić dzieciom określony stosunek do rzeczy, masz prawo prosić o określone zachowanie w rodzinie.
Jasne, nie wszystkie sytuacje są tak proste i zero-jedynkowe, jednak pamiętaj proszę, że, parafrazując myśl Tocquevilla – cudza wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się Twoje cierpienie. Są sytuacje, na które jak najbardziej możesz się nie zgadzać. Bądź w tym względzie uczciwa wobec samej siebie.
Ufasz sobie? Jesteś asertywna?
To była dla mnie z jednej strony najbardziej zaskakująca, a z drugiej (jak się okazało) najważniejsza część mojej terapii. Wpojenie mi do głowy, ze mam święte, elementarne prawo do stawiania swoich granic. I mówienia o tym otwarcie. Jakby spadły mi klapki z oczu ?
I dla zobrazowania osobom, które stwierdzą „E, nie wiem po co psycholog, przecież takie rzeczy SIĘ WIE.” – ja zawsze byłam pewną siebie osobą. Nigdy nie miałam problemów z realizajcą swoich planów, mówiłam co myślę, byłam otwarta, asertywna. W mojej wyobraźni nie dla mnie była jakakolwiek terapia. Stres w pracy zawodowej i relacja z nowymi ludźmi w życiu spowodowały ze skierowałam swoje kroki do psychologa. I on właśnie pokazał mi, ze tak naprawdę na pewnych polach o siebie nie zadbałam. Mimo że samą siebie uważałam za „twardą sztukę”, która sobie nie da „wejść na głowę”.
Otóż nie. Jeżeli nie umiesz odmówić rodzicom/teściom/przyjaciołom/komukolwiek spotkania (a tak naprawdę marzysz tylko o kocyku, herbatce i przespaniu pełnych 9 godzin) to masz nad czym pracowac. Nie umiesz wyznaczyć granicy. I nie jest najważniejsze „ze komuś będzie przykro”, tylko to ze Tobie się nie chce. Egoizm? Może i tak ;) Ale jesli nie zadbany sami o siebie- nikt nie zrobi tego za nas. Nawet najwspanialsi mąż i żona – bo po prostu nie siedzą w naszych głowach. :)
Uważasz się za twardą sztukę i nie potrafisz odmówić spotkania? To taka sztuka, że aż psycholog jest potrzebny? Ja zawsze wybieram siebie, kocyk i sen, jeśli nie mam ochoty na spotkanie. Egoizm? To co to za znajomi, którzy tego nie rozumieją? Zresztą nie wystarczy odmówić, trzeba zagrać dyplomatycznie, żeby ta osoba nie czuła się dotknięta i następnym razem przy lepszej formie jej to wynagrodzić. A z rodzicami pogadać, bo rodzice lubią wchodzić na głowę. A jeśli komuś jest dalej przykro, to trudno, nie jesteś człowiekiem orkiestrą, żeby zadowolić wszystkich.
Nigdzie nie napisałam, ze nie umiałam odmówić ;) To był tylko przykład. Z moich rozmow z psychologiem wynika, ze wiele osób ma z tym wielki problem (zwłaszcza kobiety). Przez co nawarstwiają się złe emocje i czasami dochodzi – po latach – do załamania. Napisałam natomiast wprost co spowodowało, ze poszłam na terapię – stres w pracy i relacje z nowymi ludźmi. Rozumiem jednak jak mógł wybrzmieć sens mojej wypowiedzi ;) Ogólnie moją myślą było: czasem nie wiesz, ze robiłaś coś przez co krzywdziłaś samą siebie i dopiero osoba trzecia jest ci w stanie zwrócić na to uwagę.
Marto, ogromnie Ci gratuluję! Wiedzieć, a poczuć to zasadnicza różnica i nie ma nic złego w szukaniu pomocy, gdy się zgubimy. To na pohybel wszystkim, którzy, jak słusznie napisałaś, twierdzą „E, nie wiem po co psycholog, przecież takie rzeczy SIĘ WIE”, a których, jak widać, wciąż nie brakuje. :)
Otóż to :)
Niestety cały czas pokutuje przekonanie, ze do psychologa to tylko z poważnymi wielkimi problemami. Albo ze chodzą tamze jedynie „słabeusze”. Ja uważam ze każdy ma prawo układać sobie w głowie na swój sposób. Wiem jedno: wizyty u psychologa, joga i medytacja bardzo pomagają mi w życiu. Wyciszyć się. Złapać dystans. Jestem dzięki temu szczęśliwsza.
Trochę to kontrowersyjne dla mnie, nie zero-jedynkowe. ?
„Wpoić dziecku”? A gdzie jego granice? Może nie chce być minimalistą? A gdzie granice dziadków?
„Masz prawo” czasami zgubne jest. Z pozdrowieniami i sympatią. No i trzymaj się na tej budowie!
Nadal uważam, że nie ma nic złego w poproszeniu ich, aby przestali. Oczywiście, mogą nie posłuchać (też mają prawo!), ale wtedy Ty możesz podjąć decyzję o pozbyciu się tychże rzeczy. To jest zero-jedynkowe. ;) Dzięki wielkie, trzymamy się, jeszcze. Wizja końca pomaga. :)
„“Wpoić dziecku”? A gdzie jego granice? Może nie chce być minimalistą?” – ono ani chce ani nie chce – ono jeszcze samo nie wie, będzie takie, jakie zostanie wychowane, przynajmniej do czasu kiedy zacznie podejmować własne wybory :) Także jeśli mówimy o małym dziecku, to uważam, że zwracanie uwagi otoczeniu czego sobie nie życzymy jest jak najbardziej ok.
To ciekawy temat, ja uważam, że dziecka nie da się w ten sposób uformować. :)
Pewnie już nie jestem w stanie zaakceptować tego myślenia i dalej sobie myślę, że gdyby każdy jednak przede wszystkim myślał o drugich, to ci drudzy nie musieliby tak bronić swoich granic. :)
Chciałabym dopytać tutaj rodziców oraz osoby, które się utożsamiają:
płac zabaw przed blokiem, dziecko wyje i krzyczy, bo nie dostało tego, czego chciało – zostać dłużej, ale jest już chłodno i czas do domu, rodzic nie reaguje tylko czeka aż dziecko się wykrzyczy, bez reakcji w jego stronę, ewentualne próby uspokojenia podwajają reakcje dziecka. Decyzja rodzica, by być konsekwentnym mocno wypływa na moje poczucie wolności i przestrzeni na odpoczynek.
Co robić? Jak reagować?
Pat,
wychowanie dziecka jest ważną sprawą społeczną, a za jakiś czas moze Twoje dziecko tak będzie wyło, narazajac uszy i komfort innych… Właśnie dziecko poznaje swoje granice, i tak ma być..
Kasiu, co do asertywnosci, to mam wrazenie, ze zdecydowanie przeważa obecnie egoizm, nie asertywnosc, bo taki trening asertywnosci jest potrzebny ludziom, którzy nie potrafią powiedzieć nie, w zwiazku z czym sa ciągle wykorzystywani. natomiast mocne osobowosci, które wiedzą, czego chcą, po prostu dokonują jakiegoś wybotu, który wydaje sie w danym momencie najważniejszy. Ja wobec otaczającego mnie świata młodych asertywnych ludzi chciałabym powiedzieć – mów częściej tak, niz nie- zobaczysz, o ile bedziesz szczęśliwszy.
Co do terapii jestem absolutnie na tak, moja corka twierdzi wrecz, ze kazdy powinien przejsc terapie wchodzac w dorosłosc, zeby nie powielać negatywnych schematów, zrozumieć siebie i zdobyć swiadomość swojej tożsamosci predzej , niz po latach złych wyborów i porazek. Przeszłam jedną długotrwała terapię po 40-tce, a potem to już wystarczało kilka spotkań i temat był załatwiony. Polecam każdemu
Ktoś tu napisał już – być może Twoje dziecko też będzie wyło na placu zabaw i cokolwiek zrobisz…będzie dalej wyło. Moje wyje o 6 rano w mieszkaniu i no cóż. ..różnych rzeczy próbuję, bo lubię moich sąsiadów, ale nie zawsze wychodzi. Mimo że każdy z nas był dzieckiem, to jednak bycie po drugiej stronie barykady (czyli bycie matką) nieustannie mnie zaskakuje. Nie podejrzewałam, że wymaga tyle odporności psychicznej, ciągłej uwagi i że jest tak energochłonnym zajęciem. Kocham moje dzieciaki nad życie i spoglądam łagodniejszym wzrokiem na wszystkie dzieci i rodziców od kiedy jestem mamą. Pozdrawiam!
Jestem asertywna, ale ciągle za mało. Z jednej strony poszłam swoją drogą, chociaż na każdym kroku musiałam się szarpać. Z drugiej wielu rzeczy nie zrobiłam i wciąż nie robię… chociaż chciałabym.
Mam ciężkich rodziców. Takich, co siedzą na plecach i piłują skrzydła u nasady. Widzę to po sobie (trzydziestka za rogiem, a wciąż i wciąż nie mogę się od nich zupełnie uwolnić) i po młodszym rodzenstwie.
Ja również w młodości byłam mało asertywna, do tego bardzo nieśmiała i „grzeczna”. Moje życie wyglądałoby inaczej, gdybym miała w sobie odwagę, poczucie wolności.
My – kobiety przeważnie myślimy na pierwszym miejscu o innych, zaniedbując siebie. To wynika z naszej natury oraz panujących od dawna stereotypów. Rzeczywiście, żeby życie było harmonijne, powinna istnieć równowaga między naszymi potrzebami a potrzebami innych. To nie takie łatwe :)
Ja takze nad tym pracuje, nad kochaniem siebie, szanowaniem.. zmieniam postrzeganie samej siebie z negatywnego na pozytywne. Rozwniez zbyt czesto w zyciu podejmowalam decyzje wbrew sobie i tego wiecej nie zrobie. Ucze sie ajk nie przekraczac siebei i by inni mnie nie przekraczali oraz dbam o to, by juz nigdy wiecej nie zdradzic samej siebie, bo to rodzi tylko gniew, frustracje.. niestety na sama siebie..
Wydaje mi się, że jestem asertywna – mówię „tak”, kiedy naprawdę chcę i „nie” kiedy naprawdę czegoś nie czuję. Zawsze taka byłam, od maleńkości – mama miała ze mną utrapienie, chociaż starała się to szanować :D Ale przez to, że trochę brakuje mi pewności siebie, chyba nie do końca sobie ufam… niestety. Ale pracuję nad tym!
Dziękuję za piękny, mądry wpis!
Mnie wychowano na szara myszke. Kiedy ojciec ojca robil mi krzywde (mialam jakies 12 lat) – nie bronilam sie, a potem nie powiedzialam rodzicom. Teraz jestem mama dwojki dzieci i tamto uwazam za porazke wychowacza. Jak mozna wmowic dziecku, ze szacunek dla starszych (pffff) jest wazniejszy od wlasnych granic????
Mojej corce pozwalam na mnie cwiczyc granice. Jest to dla mnie BARDZO meczace (i czesto mowie: przestan do mnie mowic, nie dotkaj mnie – ja tez mam swoje, w granicach spektrum, granice) ale wiem, ze jesli ktos bedzie jej chcial zrobic krzywde, ona zaprotestuje. Obroni siebie. To samo syn. Kazde dzieciece NIE wobec naszych, rodzicielskich nakazow/polecen jest znakiem czegos, sygnalem czegos glebszego. Jak mowi Jesper Juul – dzieci zawsze chca wspolpracowac, wiedza, ze sa od rodzicow zalezne, wiec zrobia wszystko by utrzymac opieke/wspolprace. Ale czasem rodzicielskie wymagania lub to, co sie dzieje wokol – przekracza ich granice, ich wytrzymalosc. Wtedy wspolpracuja ze swoim poczuciem granic i stawiaja je nam. Krzykiem, jesli nie umieja inaczej. Im wieccej rozmow, tym lepiej dzieci radza sobie z wyrazaniem i uzasadnianiem sprzeciwu dziecko. w TO warto inwestowac czas i sily.
A ja – o wiele lepiej umiem stawiac granice. Coraz lepiej :) i tym, ktorych kocham, i tym, ktorzy czegos ode mnie chca. Jestem ze soba coraz bardziej szczera :) – asertywna wobec siebie.
Nie, nie bylam na terapii. Spotkalam madrych, dobrych wobec mnie ludzi i lubie sie uczyc – mam dobry powod do nauki. Poprawe wlasnego komfortu.
Pozdrowienia!