Darmowe
planery, e-booki...

Podziel się:

Darmowe
planery, e-booki...

Minimalistyczna pielęgnacja włosów oraz dlaczego przestałam chodzić do fryzjera i farbować włosy

minimalistyczna pielęgnacja włosów

Jedyny i ostatni raz o swojej pielęgnacji włosów pisałam na blogu w 2014 roku (!), a naprawdę wiele się w tej kwestii zmieniło od tego czasu. Przetestowałam na sobie mnóstwo kosmetyków, przeżyłam groźbę utraty włosów z powodu choroby i zrobiłam się naprawdę leniwa. :)

 

Dlaczego przestałam farbować włosy i chodzić do fryzjera?

 

Tytułem wstępu – mam naprawdę słabe włosy. Lekkie jak piórka, delikatne, jest ich mało, przetłuszczają się okrutnie, a do tego są w kolorze, który zwykło się nazywać nijakim, mysim blondem. W czasach nastoletnich włosy były moim małym kompleksem. Potem zaczęłam eksperymentować. Za moich czasów (ale to brzmi…) w liceum farbowanie włosów było źle widziane. Pamiętam, jak jedna z koleżanek zrobiła sobie pasemka. Patrzyłyśmy trochę zazdrośnie, ale z perspektywy czasu cieszę się, że mama nie pozwoliła mi wyglądać jak osa. ;) Dostałam za to zgodę na koloryzację szamponetkami – pamiętacie takie? Czego ja nie wypróbowałam – mahonie, brązy, tycjanowe barwy. Szłam w rudości czy brązy przez wiele, wiele lat, aż jakieś 6-7 lat temu spotkałam pierwszą fryzjerkę, której pozwoliłam na blond.

 

Sylwia, bo o Niej mowa, zajmowała się moimi włosami kilka lat i sporo się od niej nauczyłam. Wiem, jak powinny być cięte moje włosy, żeby lepiej wyglądały, które odcienie dobrze harmonizują z moją cerą, a które zupełnie nie. Niestety, 2 czy 3 lata temu się rozchorowałam, co miało bezpośredni wpływ na moje włosy i skórę. Zresztą, do lekarza wysłała mnie trycholożka, do której poszłam, bo moje włosy wyglądały gorzej, niż zwykle. O perypetiach zdrowotnych pisałam już w tym tekście. Pomoc dermatolożki okazała się niezbędna i po kilku miesiącach leczenia włosy zaczęły mi się wzmacniać. Był moment, gdy miałam tyle baby hair, że mogłabym sobie zrobić z nich grzywkę. Wróciłam do normalnej pielęgnacji, co zbiegło się w czasie z wyjazdem Sylwii z Warszawy w 2017. Zostawiła mi namiary na swojego kolegę po fachu, ale przyznam się szczerze, że ciągle coś mi było nie po drodze do niego. :) I tak mijały miesiące. Moje włosy rosły i rosły tak, że delikatne blond odrosty widać było coraz mniej, a brak farbowania najwyraźniej tylko je wzmacniał (chociaż przez ostatnie lata koloryzacji używałam tylko tych najlepszych i najdelikatniejszych farb).

 

Aby było jasne – wcale nie postanowiłam sobie w ramach jakiegoś wyzwania lub z góry narzuconego postanowienia, że przestanę farbować włosy czy też chodzić do fryzjera. Tak po prostu wyszło. Ponieważ dobrze czuję się w swoim ciele i wierzę w sztukę prostego makijażu to i z niefarbowanymi włosami nie miałam żadnego wewnętrznego problemu. Nikomu nie ogłaszałam, że teraz ich nie farbuję, nikt też mnie o to nie pytał szczególnie. Nie robię z tego żadnego manifestu. Odkryłam najprostszy sposób (a w sumie dwa sposoby) stylizacji moich włosów i nie szukam na siłę innych. Rosną sobie swobodnie, a gdy robią się zbyt długie to je podcinam. Najdłużej do cycków – jak mawiała Sylwia. :) Raz podcinała mi koleżanka nożyczkami, a ostatnio MM swoją maszynką. Wyglądają super. Pisały mi Czytelniczki na Instagramie, że podobno są tutoriale na youtube jak w 10 minut podciąć włosy samodzielnie. Naturalnie, jeśli ktoś ma bardziej wyrafinowaną fryzurę, nosi krótkie włosy czy po prostu lubi chodzić do fryzjera to też jest super – mnie po prostu nie jest już to potrzebne.

 

Wcale nie zarzekam się, że teraz już będę włosową ascetką i nigdy nie pofarbuję włosów, ani nie pójdę do fryzjera, ale na ten moment nie czuję takiej potrzeby. Ach, ostatnia kwestia – siwe włosy. Oczywiście, że je mam, w końcu mam już 37 lat. Nie są może jeszcze tak bardzo widoczne, ale są – zupełnie mi to nie przeszkadza. Szczerze mówiąc, żaden kolor włosów mi się tak nie podoba, jak piękny i zupełnie siwy.



Obecna pielęgnacja i używane kosmetyki

 

Przez ostatnie 2 lata używałam szamponów O’Right, które dostałam w prezencie – tyle mi zeszło, żeby je zużyć. Byłam naprawdę zadowolona, ale mocno potrzebowałam zmiany. Wypróbowałam inną organiczną markę, ale efekt był tak zły, że nawet nie chcę pisać, co to za marka. Potem dostałam propozycję wypróbowania linii kosmetyków Love Beauty and Planet i teraz ich używam właśnie.

 

Na co dzień używam szamponu i odżywki z linii z rozmarynem i wetiwerią do włosów przetłuszczających się. Od szamponu wymagam, żeby dobrze oczyszczał skórę głowy i żeby włosy mniej mi się przetłuszczały tak, żebym mogła je myć co drugi dzień, a nie codziennie. Wspomagam się suchym szamponem, który często ratuje mi leniwe życie. Odżywka ma przede wszystkim wygładzać, ale bez efektu przylizanego misia. I tak właśnie jest. Wszystkie kosmetyki Love Beauty and Planet mają przepiękne zapachy – moja linia pachnie rozmarynem, ale wiem, że ziołowy zapach nie każdemu odpowiada. Mnie bardzo – z kolei nie mogę zdzierżyć zapachu kokosa. :) Szampon + odżywka – nic więcej mi nie potrzeba.

 

Po myciu suszę włosy z głową w dół, przeczesując szczotką – to sprawia, że są gładkie i nabierają puszystości. Na koniec przedziałek i voila. Minimum nakładu sił, bo jak się musi myć włosy prawie codziennie to naprawdę nie ma się ochoty na stylizacyjne wygibasy. Szczotkę Tangle Teazer mam tę samą od lat. Mam również starą okrągłą szczotkę do układania włosów, ale już dawno z niej nie korzystałam. Gdy mam ochotę zaszaleć, wtedy podsuszam włosy i zawijam na rzepowe wałki o średnicy 4 cm. Wystarczy mi 5 sztuk. Dosuszam włosy w wałkach (lub piję kawę), ściągam i mam piękne fale, które były bardzo miło komplementowane pod zdjęciami w ostatnim tekście z cyklu Szafa Minimalistki.

 

WAŻNE! Od Sylwii fryzjerki dowiedziałam się, że suszarki to narzędzia, które się szybko „wyczerpują”. Nie zdawałam sobie sprawy, ale podobno moc suszarek wyjątkowo szybko maleje wskutek intensywnego używania (u mnie cały czas). Nie dzieje się to z dnia na dzień i trudno zauważyć, ale z czasem suszenie zaczyna zajmować coraz więcej czasu, moc podmuchu maleje, a jego temperatura rośnie. Warto regularnie wymieniać suszarkę, żeby nie palić sobie włosów niechcący.

 

Współpraca z Love Beauty and Planet

 

minimalistyczna pielęgnacja włosów

Zgodziłam się na współpracę ze wspomnianą marką z kilku powodów. Po pierwsze – ich kosmetyki się po prostu sprawdziły. Przypominam, że przy współpracach kosmetycznych zawsze zastrzegam sobie 1 miesiąc testów przed podjęciem decyzji o współpracy. Po drugie, są to kosmetyki całkowicie wegańskie, cruelty-free, a opakowania powstały w całości z plastiku z recyklingu! Po trzecie, jest to marka koncernu Unilever.

 

Wielkie koncerny zasłużenie nie mają dobrej prasy – zanieczyszczenie środowiska na skalę światową to fakt. Dlatego właśnie chcę pisać o zmianach, które powoli się dzieją. Wiem, że wprowadzenie jednej marki w opakowaniach z recyklingu i nie testowanej na zwierzętach to kropla w morzu potrzeb, ale skoro od siebie wymagamy stopniowego wprowadzania zmian to nie stosujmy podwójnych standardów. Wierzę, że od drobnych zmian wszystko się zaczyna.

 

Kosmetyki Love Beauty and Planet są wegańskie i cruelty-free – marka otrzymała znaczący certyfikat PETA. Oznacza to również, że globalnie podjęto świadomą decyzję o nie wchodzeniu na rynki, które wymagają prawem testowania na zwierzętach, w tym rynek chiński. Zdecydowanie jest to dobry krok w jedyną słuszną stronę.

 

Ostatnia kwestia to skład. Kosmetyki marki Love Beauty and Planet zawierają m.in. olejki eteryczne pozyskiwane w sposób etyczny – marka współpracuje z firmą Givaudan, która prowadzi szeroko zakrojone programy wspierania lokalnych społeczności. W składzie nie znajdziecie również silikonów, a olej kokosowy jest organiczny, ale pamiętajcie proszę, że nie są to kosmetyki w pełni naturalne!

 

Z ogromną przyjemnością poczytam o Waszych tajnikach włosowej pielęgnacji i o minimalizmie w tym względzie, jeśli takowy wprowadzacie. Wszelkie rady dla leniuchów najmilej widziane!

Sprawdź Także

Powiadomienia
Powiadom o
guest
66 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments