Darmowe
planery, e-booki...

Podziel się:

Darmowe
planery, e-booki...

Toaletka Minimalistki – pielęgnacja twarzy i historia moich zmagań z trądzikiem

Od ostatniego tekstu z cyklu, a na temat pielęgnacji twarzy minął już prawie rok. W międzyczasie kilkukrotnie pisałam na Instagramie o swoich potyczkach z trądzikiem, które w tym roku przybrały postać istnej bitwy pięciu armii. ;) Wnioskowaliście licznie o tekst na blogu – oto historia moich zmagań z trądzikiem i lista aktualnie używanych kosmetyków do pielęgnacji twarzy.

 

Trądzik – moja historia

 

Zmagam się z trądzikiem od kiedy pamiętam. Nastoletnie lata i trądzik młodzieńczy – może w niezbyt dramatycznej formie, ale jednak uporczywy. Tak już jest i trzeba przez to przejść – tak mówili wszyscy. No to czekałam na dorosłość z niewymownym pragnieniem. Napisałam maturę – trądzik nadal był. Poszłam na studia – nie odpuszczał, choć pojawiał się raczej tylko w sytuacji mocno stresowej i przed miesiączką. W takiej relacji zaprzyjaźniliśmy się na lata. Pojawiał się i znikał. Raz było lepiej, raz gorzej. Nigdy mnie nie odpuszczał, ale rzadko wymagał poważniejszej interwencji, niż domowa czy kosmetyczna. Skończyłam 30-tkę. Pojawiły się pierwsze zmarszczki. I trądzik. Najgorsze objawy miałam wiosną, przez resztę roku jakoś bardziej znośnie.

 

W zeszłym roku zaczęłam wyjątkowo mocno zwracać uwagę na jedzenie. Nigdy nie byłam fanką śmieciowego jedzenia, chociaż na studiach bywało różnie, głównie z braku środków. Odstawiłam głównie cukier, w najróżniejszej postaci. Przestałam słodzić kawę i herbatę. Słodycze jadłam raz na jakiś czas. Dbałam o zieleninę na talerzu,  kasze, mniejszą ilość mięsa, warzywno-owocowe koktaile. Przestawiłam się na mleko bez laktozy (nie jest idealne, ale nie lubię roślinnego). Do tego kontynuowałam pielęgnację olejami. Efekty były niesamowite! Nigdy nie miałam tak pięknej skóry. Gdy w marcu poszłam do mojej kosmetyczki na coroczne kwasy, nie mogła wyjść ze zdumienia, że moja skóra jest w takim stanie. Byłam przeszczęśliwa.

 

2 tygodnie po ostatnim zabiegu wszystko się zmieniło. Dosłownie z dnia na dzień na mojej twarzy zaczął się wysyp. Nigdy wcześniej nie miałam z czymś takim do czynienia. Moja twarz zaczęła przypominać jedną wielką ranę. I bolała. Jak nigdy wcześniej. Straszne. Najpierw myślałam, że to chwilowe i minie. Potem rozzłościłam się, że to skutek zabiegu kwasami. Jednak zebrałam się i pojechałam do kosmetyczki, którą przeraziłam równie mocno. Pierwsza jej myśl – może to gronkowiec. Kierunek polecony dermatolog.

 

Miałam szczęście trafić do świetnego fachowca (Magdalena Brajczewska – przyjmuje na Mokotowie w Warszawie). Po raz pierwszy w życiu ktoś mi tak klarownie wyjaśnił, skąd się bierze trądzik (ten u dorosłych) i jakie są poszczególne etapy i stopnie leczenia. Nie jestem w stanie Wam tego powtórzyć, ale jest mnóstwo opcji, a izotretynoina to absolutnie ostatnia deska ratunku! W dyskusji na Instagramie wiele osób skarżyło się na odwiedzanych dermatologów. Na brak faktycznego zainteresowania, brak efektów lub zapisywanie izotretynoiny „od ręki”. Izotretynoina jest silnym lekiem, który ma wiele potencjalnych skutków ubocznych. Według mojej pani doktor można ją przepisać w ostatniej fazie, gdy już nic innego nie działa. Jest to również lek bardziej skuteczny przy trądziku młodzieńczym, niż trądziku dorosłych, który jest uznany za osobną jednostkę chorobową.

 

Finalnie pani doktor zapisała mi głównie maść (Acnatac), a przez pierwsze tygodnie również antybiotyk (Tetralysal). Ale przede wszystkim, skierowała mnie na badania, gdyż jak stwierdziła – da sobie rękę obciąć, że to problem hormonalny. I miała rację. Wybaczcie, nie będę Wam opisywać szczegółów mojej historii choroby, ani podawać pełnych wyników badań, bo to nie miejsce. Finalnie, po wielu badaniach, strachu i niepokojących wstępnych diagnozach okazało się, że najprawdopodobniej mam wrodzoną nadczynność nadnerczy, która skutkuje bardzo wysokim poziomem testosteronu, co z kolei bezpośrednio przekłada się na problemy skórne i z włosami. W moim najgorszym stanie była to ponad 2-krotnie przekroczona górna granica, a często nawet poziom blisko górnej dozwolonej granicy powoduje znaczące problemy skórne. Bardzo często równolegle cierpi się na ŁZS (łojotokowe zapalenie skóry), które wcześniej wyłapała już trycholog, u której byłam. W tym względzie dermatolog była bezlitosna. Po obejrzeniu mojej głowy stwierdziła, że albo coś w tym zrobimy, albo zbyt wiele włosów mi nie zostanie. ;/

 

Pamiętajcie proszę, że opisuję wyłącznie swoje doświadczenia i w żadnej mierze nie mogą być one bazą do leczenia w Waszym przypadku. Być może gdzieś zaświeci się lampka, może znajdziecie analogię do własnej sytuacji, ale bardzo Was proszę, nie kombinujcie na własną rękę, tylko marsz do lekarza i na badania. Trądzik może być objawem mnóstwa chorób, a leczenie wyłącznie objawów będzie nieskuteczne lub krótkotrwałe.

 

Obie choroby powoduje w moim przypadku nadmiar testosteronu. Niestety, najlżejszym lekiem regulującym poziom testosteronu jest antykoncepcja doustna. Efekt zobaczyłam już po pierwszym miesiącu. Po dwóch stan się uregulował, ale bez szału. Wtedy też wróciłam do gabinetu kosmetologa na dosłownie kilka zabiegów, głównie chodziło o oczyszczenie twarzy, bo sama nie dawałam sobie z tym rady. W chwili obecnej jestem po 6 miesiącach leczenia, przed badaniami i wizytą kontrolną. Nie jest idealnie, nadal pojawiają mi się pryszcze (rany, co za okropne słowo, ale słowo wyprysk nie oddaje prawdziwego obrazu), ale jest bez porównania lepiej. Przede wszystkim też ja czuję się lepiej. Niewiele się o tym mówi, ale w przypadku kłopotów hormonalnych na równi z fizycznymi objawami, pojawiają się również te psychiczne. Odczułam to bardzo mocno. Pamiętacie ten tekst? Wtedy jeszcze nie rozumiałam, co się ze mną dzieję, ale daje pewien obraz.

 

Chciałabym uwolnić się od brania leków na stałe, ale jeszcze potrzebuję konsultacji z lekarzem. Równolegle przyglądam się mocno doświadczeniom Agnieszki, która kilkukrotnie opisywała swoją walkę z trądzikiem przy PCOS, a teraz polega głównie na diecie, jodze i pielęgnacji kosmetologicznej, z wyłączeniem farmakologii. 

 

Moja pielęgnacja plus lista kosmetyków

 

 

Przed tym epizodem moja pielęgnacja była dość skromna, ale efektywna. Moje duże odkrycie to woda różana. Przez lata uważałam tonik za niepotrzebną fanaberię, ale faktycznie widzę dużą różnicę w stanie skóry, gdy używam wody różanej. Wystarczy spryskać twarz przed nałożeniem kremu czy serum i przyklepać. ;) Okazało się też, że przy dużych stanach zapalnych olejek zwyczajnie nie był w stanie doczyścić mi skóry. Dlatego dołożyłam do pielęgnacji sprawdzony płyn micelarny i serum złuszczające z kwasem glikolowym zamiast serum olejowego. Do płynu doszły jednorazowe waciki, niestety. Moje wewnętrzne „zero waste” cierpi, ale nie chciałam ryzykować dodatkowego stanu zapalnego. Osobny ręcznik do twarzy to obowiązek.  Zamierzam zużyć do końca opakowanie płynu micelarnego i potem zostać przy samym olejku.

 

Lista kosmetyków, których używałam przed chorobą:

  1. do oczyszczania olejek Biochemia Urody
  2. woda różana
  3. krem/żel Active Phenome (na dzień)
  4. serum z olejem tamanu Iossi (na noc)
  5. peeling enzymatyczny Ziaja

 

Lista kosmetyków, których używam teraz:

  1. do oczyszczania olejek Biochemia Urody
  2. do oczyszczania płyn micelarny Sensibio Bioderma
  3. woda różana
  4. krem przeciwtrądzikowy Sebium Sensitive Bioderma (na dzień lub noc)
  5. serum złuszczające Sebium Bioderma (na noc)
  6. peeling enzymatyczny Ziaja

 

 

W tej chwili nie stosuję żadnych maści, ani dodatkowych leków i powoli wracam do regularnej pielęgnacji. Zamierzam odstawić płyn micelarny i pozostać przy oczyszczaniu olejkiem oraz wrócić do lżejszego kremu. Poprzednio stosowany krem nie poradził sobie z ratowaniem skóry po stosowaniu maści – chcąc nie chcąc była wysuszona i mocno zmaltretowana. Dlatego przestawiłam się (za zgodą lekarza i kosmetolog) na Sebium Sensitive – mocniejszy kosmetyk wspomagający leczenie dermatologiczne i przede wszystkim – kojący, zmniejszający „pomaściowe” podrażnienia i permanentne ściągnięcie twarzy. Spisał się doskonale i teraz mogę już myśleć o powrocie do lżejszej pielęgnacji. Zamierzam też wrócić do oleju tamanu. Znacie i polecacie może konkretną markę? Niekoniecznie w postaci serum z dodatkami, ale też się nie upieram. Z pielęgnacji stricte leczniczej na pewno pozostawię na stałe serum złuszczające Sebium w żelu do stosowania na noc. Moja skóra genialnie na nie reaguje – jest ładnie wygładzona, blizny są dużo mniej widoczne i generalnie po prostu lepiej wygląda. 

 

Kilka dodatkowych uwag, które wynotowałam sobie po ponad pół roku intensywnej walki:

  • jedzenie nie wpływa na moją skórę bardzo wyraźnie – w sensie nie mam wysypu po czekoladzie, mleku itp., jak zauważa u siebie wiele osób;
  • muszę dokładnie i starannie oczyszczać skórę, nie zapominając o regularnym peelingu enzymatycznym; domowe złuszczanie serum również bardzo pomaga;
  • moja skóra jest chimeryczna, np. nie lubi zbyt intensywnego nawilżania;
  • dużo lepiej działają na mnie kosmetyki o konsystencji żelu/lekkiego kremu;
  • stres dosłownie wypisany jest u mnie na twarzy, podobnie miesiączka.

 

To, jak aktualnie wygląda moja skóra na co dzień możecie zaobserwować na facebookowych nagraniach live czy też na filmach na Instagram Stories. Pokazuję się tam też bez makijażu. Jeśli macie jakiekolwiek pytania odnośnie moich doświadczeń, albo zechcecie podzielić się swoimi – komentarze są do Waszej dyspozycji!

  


Partnerem tekstu jest Bioderma – znana marka kosmetyków aptecznych, do których wracam regularnie od lat.


 

Sprawdź Także

Powiadomienia
Powiadom o
guest
65 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments