Darmowe
planery, e-booki...

Podziel się:

Darmowe
planery, e-booki...

Syndrom szczęśliwej dziewczyny. Masz go?

Syndrom szczęśliwej dziewczyny czyli #luckygirlsyndrome to trend, który od niedawna zyskuje dużą popularność na TikToku (tak donoszą mi Ci, którzy go używają). Zaintrygowało mnie to, zrobiłam mały research i podobno wszystko zaczęło się od tiktokerki Laury Galebe. Obejrzałam jej krótkie nagranie, gdzie w trakcie makijażowej pogadanki opowiedziała, że zawsze uważała się i zawsze mówiła o sobie jako o kimś, kto ma w życiu szczęście, a negatywne zdania nie przechodzą jej przez usta. Osobom o bardziej realistycznym podejściu do życia każe zejść jej z oczu, bo ten realizm jest właśnie powodem, dla którego ich życie jest tak beznadziejne.

Krótko mówiąc, jeśli będziesz mocno wierzyć i nieustannie powtarzać, że coś cudownego zdarzy się w Twoim życiu, to tak się stanie. A jeśli się nie stanie, to albo za słabo wierzysz, albo pozwalasz negatywnym myślom Tobą zawładnąć. Dostajesz to, na co zasługujesz. Jak Ci to brzmi?

Ten trend jest szczególnie silny w tzw. pokoleniu Z czyli młodych ludzi urodzonych w latach 1995-2012, ale czy my (mam tu na myśli siebie, rocznik 82) też nie przeszliśmy kiedyś przez podobne pokusy? :) Ręka do góry, kto pamięta obłęd wokół książki „Alchemik” Paulo Coehlo i jego słynny cytat „Jeśli czegoś naprawdę pragniesz, cały wszechświat sprzyja Twojemu pragnieniu” czy „Sekret” Rhondy Byrne, który można byłoby streścić w tym jednym, wytłuszczonym zdaniu z poprzedniego akapitu. Tego rodzaju myślenie magiczne, oparte na prawie przyciągania i manifestacjach, nie jest dla mnie ani czymś nowym, ani szczególnie zaskakującym.

Czy magiczne myślenie szkodzi?

Przyznaję, że taki sposób myślenia może być kuszący. Gdy dodamy do tego jeszcze trochę uproszczonej psychologii pozytywnej, dołożymy magię wdzięczności, to wychodzi całkiem przyjemny koktajl. Prosty przepis na szczęśliwe życie. I nie uważam, żeby z założenia było w tym coś strasznie złego. Ewolucyjnie jesteśmy zaprogramowani raczej na wyszukiwanie zagrożeń, więc takie przechylenie wahadła w stronę pozytywnego myślenia o sobie, świecie czy przyszłości nie musi być przecież niczym groźnym.

Trochę gorzej, jeśli mimo wdrożenia pozytywnych manifestacji, coś złego się w naszym życiu wydarzy, a tak przecież bywa. Ciężko zachorujemy, ktoś bliski odejdzie lub umrze, stracimy pracę. Jeśli mocno wierzymy w mantrę:  dostajesz to, na co zasługujesz, to stąd już krótka droga do naprawdę poważnego kryzysu. Skoro „dostałam” coś złego od życia, to pewnie „zasłużyłam” na to, bo jestem złym człowiekiem, albo niewystarczająco się staram. Wiem, że zastosowałam niesamowite wręcz uproszczenie, ale czy #luckygirlsyndrome nie jest przecież sam w sobie ogromnym uproszczeniem?

Syndrom resting bitch face

Nieustające dążenie do szczęścia i presja na bycie zadowolonym ma też inną odsłonę. I ta dotyczy wyglądu, szczególnie kobiet. Chodzi mi o: „uśmiechnij się, będziesz ładniejsza”, „wyglądasz na smutną” czy „co Ty taka smutna”. Bywa też, że skojarzenia idą w inną stronę czyli „wydajesz się wredna, zarozumiała, wyniosła, odpychająca, oceniająca (wstaw dowolne podobne)” czyli tzw. syndrom resting bitch face (polecam wyguglować).

Mam w sobie wiele takich doświadczeń. Nie zliczę, ile razy po chwili rozmowy ze mną słyszałam – jesteś taka miła, a tak bałam się do Ciebie podejść! Przyjaciele też czasami powtarzali mi opinie, że ktoś ma mnie za wredną czy zarozumiałą, choć mnie nie zna. Plus „wyglądasz za młodo na prawniczkę”, ale to temat na jeszcze inny tekst. Długo nie do końca wiedziałam, co z tym robić i nie wiedziałam też, że mi to coś robi. W zależności od tego, kto i w jakich okolicznościach zwracał mi uwagę to tłumaczyłam się, albo ignorowałam. Zdarzyła mi się też kilkukrotnie mało przyjemna wymiana zdań z anonimowymi ludźmi w necie, którzy próbowali mi wręcz udowodnić, że jestem nieszczęśliwa i oni TO WIEDZĄ, a ja się ukrywam i oszukuję.

Jak to kiedyś napisała J.Lo po nieprzychylnych komentarzach na temat swojej twarzy: „LOL that’s just my face!” Ja też po prostu mam taką twarz. Gdy robiłam zdjęcie tytułowe myślałam o najlepszym serniczku z pobliskiego sklepu. Pamiętam, że gdy kilkukrotnie napomknęłam o tym temacie jeszcze w mediach społecznościowych (rok temu zrezygnowałam z obecności w SM), zawsze zalewały mnie fale wiadomości. Niewiarygodne, jak wiele osób jest w podobnej sytuacji!

Ze 2-3 lata temu, w trakcie jednej z medytacji mindfulness nauczycielka poprosiła o przeniesienie uwagi na twarz i zapytała jak to jest, gdy twoja twarz odpoczywa i nie musi niczego wyrażać. Jak to jest?! Jak mi było dobrze i błogo!🥰 Nie musieć niczego wyrażać. Mieć taką twarz, jaką mam. Uświadomiłam sobie wtedy, że choć ignoruję podobne uwagi to jednak mam w sobie mimowolną kontrolę. Ta świadomość wiele mi dała. Teraz dużo częściej po prostu pozwalam sobie nie wyrażać twarzą nic. To bardzo uwalniające. I sama też bardzo często wracam do tego ćwiczenia w medytacjach, które prowadzę.

Z ogromną ciekawością poczytam o Waszych doświadczeniach.🖤
Co myślicie o zachowaniu #luckygirlsyndrome?

Sprawdź Także

Powiadomienia
Powiadom o
guest
33 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments