Oczekiwałam tej przeprowadzki z lekkim niepokojem, ale i ekscytacją nie tylko z powodu miejsca, do którego się przeprowadziliśmy. Byłam równie mocno ciekawa tego, jak będzie wyglądała sama przeprowadzka. Bo przeprowadzka to, wiadomo, najlepszy sposób na zrewidowanie faktycznego stanu posiadania.
O tym, że się będziemy przeprowadzać wiedzieliśmy już od 2 miesięcy, więc zaczęliśmy się przygotowywać wcześniej. Sukcesywnie oddawaliśmy pożyczone rzeczy, sprzedawaliśmy książki itp. Nawet MM zebrał się do przebrania swoich elektronicznych zasobów. Wiecie, kable i inżynier informatyk. ;) Poszło bardzo sprawnie. Wydawało mi się, że jesteśmy do przeprowadzki przygotowani. Właśnie, WYDAWAŁO SIĘ. W trakcie tej przeprowadzki wiele razy, wiele rzeczy „mi się wydawało”.
Ile tak naprawdę posiadasz (a ile Ci się wydaje)?
Przeprowadzka to jeden z nielicznych momentów, w których jesteśmy zmuszeni do stawienia czoła WSZYSTKIM rzeczom, które posiadamy. Nawet w trakcie generalnych porządków nie do końca jest to możliwe. Zawsze znajdzie się jakiś zakamarek w domu, szafka, górna półka, którą odłożymy na później. Zawsze też takie porządki są rozłożone w czasie, co umożliwia zwyczajne przeniesienie rzeczy do drugiego pokoju, na chwilę do przedpokoju czy na zawsze do piwnicy czy na strych. ;)
W trakcie przeprowadzki wychodzą na jaw wszystkie małe grzeszki. Ubrania kupione pod wpływem chwili, półka uginająca się od nieprzeczytanych książek, zamrażarka wypełniona trudnymi do zidentyfikowania obiektami, buty odłożone do naprawy pół roku temu. Każdy ma swoje grzeszki, ja też. Wszystkie te rzeczy pojedynczo stanowią mały ciężar gatunkowy, jednak podczas przeprowadzki, złożone w jednym miejscu wypełniają dodatkowy karton, dwa, dziesięć… Dodatkowo, uświadomiłam sobie mocno, jak bardzo subiektywna jest nasza ocena stanu posiadania.
Przed przeprowadzką wydawało mi się, że mam mało rzeczy.
Po spakowaniu wydawało mi się, że mam strasznie dużo rzeczy.
Po zapakowaniu kartonów do samochodu wydawało mi się, że mam jednak mało rzeczy.
Po wypakowaniu w domu wydaje mi się, że mam naprawdę mało rzeczy.
Nie sądziłam, że mam aż tak dużo! – to zdanie jest klasycznym podsumowaniem większości przeprowadzek. Wynika bezpośrednio z tego, o czym pisałam na początku, z brakiem możliwości skonfrontowania się z rzeczywistym stanem posiadania na co dzień. Co więcej, najczęściej utożsamiamy nasz stan posiadania TYLKO z tymi rzeczami, z których faktycznie codziennie korzystamy. Reszta jest spychana niejako w nieświadomość. Dopiero przeprowadzka i konieczność wydobycia tych wszystkich przedmiotów na światło dzienne zmienia perspektywę. W materialnym sensie, cały ten minimalizm to właśnie zlokalizowanie i pozbycie się nieużytków.
Po wstępnej fazie pakowania wściekłam się. Nie sądziłam, że mam tak dużo. Byłam zła na samą siebie. Jak to jest, że robię to, co robię, praktycznie nie kupuję, bilans jest cały czas minusowy, a ja nadal tyle mam! Przecież będziemy to wozić milion razy! Przeszło mi zaraz po tym, jak zapakowaliśmy rzeczy do samochodu. Naprawdę wydawało mi się, że będziemy musieli zrobić wiele kursów, a finalnie skończyło się na 2 z w pełni wypakowanym samochodem (w sensie bagażnik i tylne siedzenie plus 2 osoby z przodu). Uprzedzając pytania, nie mam wielkiego kombi, a VW Golf, hatchback, pojemność bagażnika 380 l. Mówiąc po ludzku, pies, jego karma i pościel zajmują pół samochodu. :)
prawdziwe zdjęcie niezbyt glamour ;) – nasz wypakowany samochód w garażu
Drugie moje zaskoczenie – gdy wypakowaliśmy rzeczy na miejscu, one zwyczajnie zniknęły w ogromnej przestrzeni domu na wsi. I to w sytuacji, w której nasi gospodarze zostawili przecież większość swoich rzeczy. Jednocześnie, mieliśmy porównanie do innych aktualnie pakujących się par (dwójka dorosłych, bez dzieci). Znajomi, którzy wprowadzili się do naszego mieszkania obstawiali 3-4 kursy dużym kombi (z zastrzeżeniem, że część rzeczy wywieźli już do domu rodzinnego). Sąsiedzi z piętra, którzy akurat też się wyprowadzali planowali 2-3 kursy dużym busem przeprowadzkowym. Zdradzili, że samych książek mają pół tony. Patrząc z tej strony, raczej mamy mało. Jakże taka ocena jest warunkowa i relatywna. Żeby nie polegać na subiektywnym i niedoskonałym obrazie swojego stanu posiadania, zadałam sobie kluczowe pytanie: czy nadal mam coś, co jest zbędne? Odpowiedź brzmi: tak. Przyznaję, że nie ma tego wiele, ale jak zwykle, ziarnko do ziarnka… Kilka niesprzedanych, niepotrzebnych ubrań, kilka pamiątek czy książek, do których dojrzałam, żeby je puścić.
Przeprowadzkowe anegdoty :)
Ostatnio w grupie zapytałam o Wasze śmieszne czy dziwne przeprowadzkowe doświadczenia. Magda napisała, że przytłoczyła ją liczba zdublowanych rzeczy. Anna policzyła buty i wyszły… 123 pary. Beacie tajemniczo zginęły rolki, które odnalazły się po 10 latach od przeprowadzki. Julia znalazła pamiętnik, a w nim wywiad z jej dziadkiem o tym, gdzie był i co robił jak rozpoczęła się druga wojna światowa! W mieszkaniu, do którego się przeprowadziły Ola odkryła płetwy i pejcz ;), a Aleksandra cudzy list pożegnalny z wyjaśnieniem powodów rozstania i całą historią związku. :)
Moje największe zaskoczenie przeprowadzkowe to zwyczajne… PŁYTY. Tak, płyty CD. Okazuje się, że mam ich sporo, a zupełnie o nich zapomniałam! Kilka egzemplarzy z nagraniami z koncertów z czasów, gdy śpiewałam w chórach, kilka pamiątek z wyjazdów, kilka klasyków. Jest to muzyka, z której nie chcę rezygnować, ale z drugiej strony, przecież od lat nie mam już nawet napędu CD-rom w komputerze! Płyty mogę puszczać tylko w samochodzie. Poprosiłam więc MM, żeby mi zgrał zawartość płyt do plików na komputerze, a płyty oddamy lub zutylizujemy.
Co zabrałam, co wyrzuciłam?
Pytaliście mnie w wiadomościach, co zabraliśmy z mieszkania, ponieważ nie wyprowadzamy się przecież na stałe. Łatwiej będzie mi napisać, co zostawiliśmy:
- meble
- trochę wyposażenia w kuchni (talerze, miski, sztućce i garnki)
- kilka dekoracji (gazetnik czy obrazy na ścianach)
Zabraliśmy całą resztę, ale sporo rzeczy oddałam czy wyrzuciłam (a tutaj możesz znaleźć listę 50 rzeczy, których możesz się pozbyć OD RAZU):
- zbędne papiery, stare notesy, paragony itp. wyrzuciłam na makulaturę
- wydałam większość drobniaków z podręcznej miseczki-skarbonki
- oddałam kilka zbędnych ubrań
- sprzedałam kilka książek, kilka oddałam do biblioteki
- zawiozłam do biura biurowe rzeczy, które trzymałam w domu
- wyrzuciłam poremontowe resztki
- jedzenie, którego nie zabraliśmy, zawiozłam do Jadłodzielni
Pytaliście mnie również o przeprowadzkowe porady. Wiem, że sporo z Was przygotowuje się dużych przeprowadzek. Obawiam się, że nie należę do tych osób, które pakują wszystko do równiutkich, z góry przygotowanych i skrupulatnie opisanych markerami pudełeczek, które potem ślicznie wyglądają ustawione równiutko na zdjęciu na instagramie. Nie mam aż tyle rzeczy, żeby potem nie móc się odnaleźć w stercie pudeł. Nasz system był prosty – zabraliśmy z biura i ze sklepu kilka mniejszych, łatwych do przenoszenia kartonów i po prostu pakowaliśmy do nich rzeczy pomieszczeniami. Przewoziliśmy na miejsce, wypakowywaliśmy rzeczy, a kartony zabieraliśmy z powrotem. Ot, cała filozofia. Teraz używamy ich jako drobnej rozpałki w kozie. Jeśli miałabym udzielić jednej, sensownej porady to po prostu zabierzcie się do przeprowadzki WCZEŚNIEJ. Segregujcie, wyrzucajcie, oddawajcie. Nie zostawiajcie sobie wszystkiego na ostatnią chwilę, bo wtedy frustracja zapewniona. A i tak pewnie jej nie unikniecie. Przeprowadzka to jest stresujący i męczący moment nawet, gdy się jest minimalistką. Ale zmęczenie mija, jak i wszystko inne. :)
Na koniec refleksja, która mnie uderzyła, gdy już zabraliśmy ostatnie rzeczy i jechaliśmy do nowego miejsca. Będziesz tęsknić za naszym mieszkaniem? – zapytał MM. Tutaj muszę być bardzo szczera sama ze sobą. Nie będę tęsknić. Nie czuję wcale sentymentu. Mieszkanie, choć moje pierwsze własne i samodzielnie urządzone, to tylko mieszkanie, miejsce wypełnione rzeczami. Przyznaję, że na początku mi się zrobiło trochę głupio, że tego przywiązania nie czuję wcale. Ale może to właśnie dobrze.
Wypisałam się trochę. :) Mam nadzieję, że się nie zmęczyliście i napiszecie mi też trochę o swoich refleksjach i stosunku do posiadania. Jakich rzeczy najczęściej pozbywaliście się w trakcie przeprowadzki?
W ostatnich 2 latach przeprowadzałam się 5 razy, pomiędzy kilkoma mieszkaniami w różnych krajach i jest to jeden z powodów dla których zainteresowałam się minimalizmem: żebym za każdym razem nie musiała dostawać zawału serca na widok własnych przeprowadzkowych pudeł. Jest lepiej, ale wciąż spakowanie się w 2-3 walizki jest moim marzeniem.
Mnie się marzy samochód spokojnie zapakowany „na raz”. Postanowiliśmy z MM, że w ciągu tego pół roku spróbujemy jeszcze zdecydowanie ograniczyć zasoby.
Moja przeprowadzka sprzed 14 lat to był koszmar. Miałam 19 lat i mnóstwo rzeczy. Teraz przeprowadzki już nie planuje, ale rzeczy ograniczylam na tyle, zarówno nasz salon jak i sypialnia robią dość puste wrażenie. Brakuje dekoracji, bo jeszcze urządzamy:) ale zabrałam się za porządki na strychu, namówiłam mamę i 90% rzeczy poszło, zostały tylko rzeczy po moich dzieciach typu karuzela czy wanienka, czyli takie większe i z reguły droższe
na wypadek gdybyśmy się zdecydowali na kolejnego szkraba.
Ja właśnie jestem w trakcie remontu i szykowania do przeprowadzki do własnego mieszkania. Studiuję architekturę więc znam minimalizm jako styl architektoniczny i podkusiło mnie akurat by zobaczyć czym jest minimalizm w innych swerach – kupiłam Twoja książkę. I tak czytając co chwilę przerywałam lekturę by uprzatnąć to co opisujesz (ostatnia część nie byla mi już potrzebna bo wszystko zrobilam w międzyczasie). Najwięcej rzeczy których sie pozbyłam były rzeczy do których miałam sentyment, a pozbycie się ich pozwoliło mi wreszcie pogodzić się z psychicznym ciężarem i DOJRZEĆ oraz zauważyć, że w niektórych dziedzinach już wcześniej stosowałam minimalizm – szafa,makijaż,pielęgnacja. Teraz przeprowadzka to nie będzie problem!
A tak architektonicznie podczas projektowania sobie mieszkania zauważyłam, że bardzo wygodne sa podwieszane meble i konstrukcje które ułatwiają zachowanie czystości podłogi itp.
Dzięki wielkie za komentarz! Super poczytać o doświadczeniach z takiej strony. I zgadzam się z podwieszanymi meblami! W ogóle podobają mi się przestrzenie, gdzie nic nie ma „na podłodze”. O wygodzie sprzątania nie wspominając. :)
Dobra architektura bardzo ułatwia zachowanie ładu i zaoszczędza sporo czasu! :) przez wiele lat miałam bałagan w ubraniach bo nie miałam szafy tylko szafki, a składanie ubrań zajmuje czas. Wszystko zalegało na fotelu, ciągle przekładane czekało, aż kiedyś zostanie złożone i trafi na półkę…
Ja uważam, że szafa na ubrania powinna mieć i drążek do wieszania, i półki, i szuflady. W wielkiej pustej przestrzeni zamykanej drzwiami, w której można tylko układać ubrania w stosy, NIE DA SIĘ utrzymać porządku (wiem, o czym mówię :P).
Ale super! Asia podzieliłabyś się innymi architektonicznymi przydatnymi „trikami” (szukałam odpowiedniego sława, ale nie znalazłam – wybacz), by dłużej zachować porządek, łatwiej dbać o ład? Dziękuję.
Typowo architektoniczn ie nie przychodzi mi akurat nic uniwersalnego do głowy, bo każda przestrzeń jest inna. Ale bardziej wnętrzarsko to polecam robienie mebli na zamówienie (samemu zaprojektować) by były dostosowane do tego co chcemy przechowywać. Kupując komplety mebli często dostajemy nadprogramowe miejsce, które zapychamy niepotrzebnymi rzeczami. A tak można spisać rzeczy które mamy i od razu rozpatrzeć jakie miejsce jest na nie potrzebne – ja np w szafie zaprojektowałam sobie przestrzeń na rysunki, które robiłam na uczelni bo mialy format B2 i luzem zbierały kurz.
Zamiast dodatkowych wolnostojacych koszyczków i pudełeczek lepiej dostosowac jakąś przestrzeń by rzeczy nie będące ozdobą nie trzeba bylo ciagle przestawiać i oczyszczać z kurzu. Kasia chyba wspominała gdzieś o wykorzystaniu półki w szafie zamiast kosza na pranie.
Zamiast ozdób-figurek itp związanych z różnymi świętami, które mają wprowadzać w jakiś klimat wygodniej zmieniać obrazek w stale wiszącej ramce gdzie można tez trzymać te które są na zmiane. Dzięki temu figurki nie zbierają kurzu, nie ma problemu z ich przechowywaniem gdy akurat nie pasują, dodatkowo przetarcie ramki to znacznie mniej pracy.
Generalnie dobrze jest trzymać rzeczy w miejscu gdzie się z nich korzysta i w łatwo dostępnym miejscu bo gdy coś jest np pod łóżkiem nie chce nam się do tego schylać i nie używamy wtedy tego lub nie odkladamy na miejsce od razu (tak tworzy się bałagan) – trzeba ergonomicznie to dostosować. Np w przepokoju w pufie dobrze przewidzieć miejsce na łapcie czapki itp by nie walaly sie po wieszakach czy podłodze, a zawsze gdy suche od razu wracały na swoje miejsce.
A co do podwieszanych i mocowanych konstrukcji efektowne są np miedziane, mosiężne rurki, które można znaleźć w sklepach budowlanych i zmieniać ich wyglad np czarnym czy jakims innym sprayem gdy zmieniamy kolorystykę. Jednak udało mi się coś na szybko wymyślić, mam nadzieję, że może coś się przyda i, że długość tekstu nie zraziła.
Super rady! Zapiszę sobie i wykorzystam w nowym mieszkaniu :)
Do przeprowadzek fajnie sprawdzają się niebieskie torby z IKEI – pojemne, mają wygodne ucha do noszenia. Przewiozłam w nich wszystkie swoje ciuchy, wcale nie trzeba pakować się w kartony :)
Ja do przeprowadzki przygotowywałam się cały czas remontu (czyli aż 4 miesiące). Powoli przeglądałam kolejne rzeczy i usuwałam tony klamotów. Po studiach na architekturze miałam tony pochowanych papierów, wydruków, map i pierdółek na makiety, kredek i innych bzdetów. Jestem pod niemałym wrażeniem ile dało się upchnąć w pokoju 2,5x3m ;) Teraz jestem lżejsza, ale wciąż mam rewiry, które przeniosłam do nowego mieszkania i czekają na ponowne przejrzenie. Na szczęście wszystkie zgromadziłam w 1 pokoju (docelowo pokój dziecka) i nie pozwoliłam rozpełznąć się po całym mieszkaniu. To pomaga, wiem, że pozostałe kąty są 'czyste’.
Odnośnie do końcowej refleksji: mam tak samo z mieszkaniem, z ludźmi i rzeczami również.
I jak się z tym czujesz? Bo ja długo myślałam, że jestem jakoś wybrakowana… ;) Nie celebruję rocznic, notorycznie zapominam o urodzinach (i nie przeszkadza mi, gdy ktoś zapomina o moich), nie odczuwam sentymentu do rzeczy. itp.
Jejku :) Mam tak samo :) Czuję się z tym bardzo dobrze. Tak właśnie postrzegam wolność. Nie wyobrażam sobie, żebym była niewolnikiem swojego mieszkania, swojej torebki czy niewolnikiem celebrowania wydarzeń…
Dołączam do klubu! Niech mi ktoś wytłumaczy, co takiego świętuje się w dniu urodzin! ;)
Ja tylko w dorosłym życiu przeprowadzałam się już 6 razy, i niestety za każdym razem miałam więcej rzeczy… Ostatnia przeprowadzka z wynajmowanego mieszkania do domu teściów to był koszmar – miałam tony rzeczy, ubrań, książek, a około ślubne zamieszanie nie pomagało w organizacji. Teraz powoli przymierzamy się do zakupu własnego mieszkania i przeprowadzki i nauczona doświadczeniem już pozbywam się rzeczy. W sumie to odkąd trafiłam na tego bloga i zainteresowałam się minimalizmem sukcesywnie pozbywam się nadmiaru, bo odkryłam, że to zawsze był mój kierunek. Chyba presja otoczenia sprawiała, że myślałam że muszę mieć dużo – teraz wiem czego chcę i czego potrzebuję. No i zmiana pracy wyszła mi na dobre, bo jednak praca w galerii sprzyja nieplanowanym zakupom… Jeszcze nie wiem ile chciałabym mieć docelowo, ale na pewno nie zamierzam zagracić naszych przyszłych 53 M2 :)
Pół tony książek to wcale nie jest dużo;)
W jakim świecie? ;p
Uwaga, długi komentarz! ;)
Ja przeprowadzając się 3,5 roku temu z kawalerki do naszego małego, ale własnego M3 miałam trochę ułatwione zadanie – mieszkania były jakieś 300m od siebie. Niestety upierdliwi byli właściciele opóźniali nam oddanie mieszkania. Tutaj od razu uwaga do czytających: dziewczyny, weźcie zawsze dobrego notariusza z polecenia! Nasz zapisał różne przydatne klauzule i teraz żałuję tylko, że nie było w umowie tylko informacji o stanie oddania i obowiązku wynajęcia pani sprzątającej przez kupujących. Sprzedawało nam starsze małżeństwo wyglądający jak mili dziadkowie, a próbowali nas oszukać na tylu rzeczach że głowa mała ;)
Mieszkanie postudenckie więc państwo chcieli zostawić nam niepotrzebne stare meble (które na pewno nie przydałyby nam się do niczego), a właścicielka, schorowana (ale zamożna) emerytka przez 1,5 tygodnia „sprzątała” – skutek był taki, że jaki syf był taki syf został a my traciliśmy cenny czas. Do końca miesiąca wynajmowaliśmy i musieliśmy skończyć odświeżenie naszego M3 i wyprowadzkę. To było prawdziwe wyzwanie.
Już wtedy interesowałam się minimalizmem (ale ze mnie babcia pionierka ;)) i nawet mój sceptyczny mąż zainteresował się tematem. Kiedy za teściem pomagającym nam w remoncie zamknęły się drzwi, a my siedzieliśmy w mocno pustawym mieszkaniu z podstawowymi meblami, odmalowanym z kupobrązu na biało i z piękną nową podłogą czuliśmy, że jest super. Oczywiście idealnie nie było, bo mąż przywiózł ze sobą jakieś 5 pudeł ze studiów (zredukowane z 8 słodki jezu w morelach, co oni im robią na tej politechnice), ale po paru latach mamy w końcu tych klamotów 1 średnie pudełko. Długo mieliśmy puste ściany etc, ale urządzamy się powoli i z namysłem:)
Zainspirowałaś mnie tym postem, właśnie siedzę i piszę notkę o moim życiu bez papieru – bardzo pomaga przy przeprowadzkach, pakowaniu się etc;)
A propos politechnik – moj M nie pozwala mi pozbyć się jego starych książek z czasu studiów właśnie. Twierdzi ze jeszcze mogą być potrzebne. A mnie one w oczy kują ;)
Ja wrzuciłam pudełko z „na pewno kiedyś mi się przydadzą chociaż skończyłem studia 5 lat temu i nigdy się nie przydały” do piwnicy. Jak już mówiłam, zredkowane 10-krotnie ilościowo:) Na 99% prędzej te książki tam zgniją niż mój mąż do nich zajrzy, no ale jest to kompromis dla obu stron;)
ja wszystkie notatki, ktorych bylo mi zal zeskanowalam i trzymam na dysku – nie zagladam, ale wiem, ze gdyby mnie naszla ochota to sa pod reka ;) ksiazki na szczescie glownie wypozyczalam, wiec niewiele ich bylo. Ale wciaz mam polke z „przeterminowanymi” kodeksami – bo ladnie wyglada i tyle wiaze sie z nimi wspomnien nieprzespanych nocy i zabawnych egzaminow… trzeba sie bedzie z nia kiedys zmierzyc!
Nieśmiało polecam, może coś się przyda: https://simplicite.pl/minimalizm-w-praktyce-3-skuteczne-sposoby-na-chomika/. :) Przetestowane na mężczyźnie u mojego boku. ;)
Przeprowadzałam się w życiu kilka razy i uważam, że każdemu przydałaby się przeprowadzka jako forma unaocznienia stanu posiadania. Najpierw jako nastolatka z całą rodziną zmieniliśmy mieszkanie na dom. Nasze rzeczy zniknęły na takim metrażu. Potem okazało się że człowiek faktycznie dąży do wypełnienia całej posiadanej przestrzeni i puste szafy się zapełniły. Potem w czasie studiów (5 lat) za każdym razem przeprowadzałam się z domu rodzinnego do wynajmowanego w innym mieście mieszkania. Co roku. Po studiach najpierw przeprowadzka do rodziców a potem na własne mieszkanie. Zawsze nam się wydaje że mamy mniej niż faktycznie mamy. ja poniekad lubiłam tą koniecznosc zebrania wszystkich swoich manatków, bo moglam wtedy zrewidować czego naprawdę potrzebuję :)
Dokładnie! Pamiętam swoje studenckie przeprowadzki, co rok, czasami częściej. Z każdą rzeczy ubywało, to naturalna kolej. A potem człowiek osiada i naturalnie stara się właśnie „zapełnić wszystkie półki”. :)
Dokładnie, przeprowadzki to dobry sposób by żyć bardziej minimalistycznie. Ja regularnie pozbywam się rzeczy i uwielbiam to :)
Przedwczoraj dowiedziałam się, że dzisiaj się przeprowadzamy – wynajeliśmy mieszkanie totalnie „na spontana” ;-) Ubrania spakowałam do jednej średniej walizki, niestety gorzej z całą resztą. Ale tuż po wprowadzeniu się mam zamiar zrobić porządną segregację i pozbyć się wszystkich niepotrzebnych rzeczy.
Ja swoją przeprowadzkę wspominam dość milo, z tego względu że była to moja pierwsza i jak do tej pory ostatnia. Była ona bardzo spontaniczna bo zmienialiśmy miejsce zamieszkania po 2 tygodniach od propozycji, więc nie mieliśmy zbyt dużo czasu na przygotowanie się. Rzeczy miałam naprawdę mnóstwo i przewoziłam je z domu rodzinnego przez około rok ( bedąc tam raz w roku). Dużo przedmiotów sie pozbyłam już w domu rodzinnym, bo stwierdziłam, że skoro przez rok ich nie potrzebowałam to już więcej nie będę,a część nie była rzeczami pierwszej potrzeby, ale są nadal ze mną. Od przeprowadzki minęły 3 lata i sporo rzeczy znalazło już inny dom i wydaje mi się, że nie mam zbędnych przedmiotów, a mimo to ciagle czegoś się pozbywam. Jednak myśl o kolejnej przeprowadzce przyprawia mnie o białą gorączkę. Na szczęście nie będzie to już 120 km tylko kilka.
Kilka lat temu, tuż po ukończeniu studiów dostałam pracę w innym mieście. Musiałam się przeprowadzić z mojego studenckiego mieszkania w ciągu dosłownie jednego dnia i za jednym kursem, bo odległość była spora. Z pomocą pospieszył mi mój tata, który zaoferował się przewieźć moje rzeczy swoim… sejczuchem :) Do dziś nie wiem, jak udało mi się spakować 5 lat mojego życia, a było tam wszystko, włącznie z rozkręconymi na części pierwsze biurkiem i krzesłem, ciuchami, książkami, pościelą, garnkami i komputerem starego typu z olbrzymim monitorem. Składany materac na którym spałam, owinęliśmy folią i przywiązali na dachu sznurkiem (bagażnika nie mieliśmy). Pamiętam jak jechaliśmy wyładowani po brzegi, zachodziło słońce a ja w pewnym momencie zerknęłam w bok i zobaczyłam cień naszego auta. Okazało się, że folia chroniąca materac na dachu rozerwała się i ciągnie się za nami olbrzymi, jakby syreni ogon. Widok był naprawdę komiczny. W tym momencie przestały mnie dziwić rozdziawione twarze mijających nas kierowców… :)))
:) :) :)
Też nie tęsknię za mieszkaniami. Są dla mnie tym samym czym hostele podczas wyjazdu – tu się śpi, coś gotuje, czasem pracuje.
Fajnie mi się ten wpis czytało, bo też ostatnio doszłam do wniosku, że mam za dużo (a też uważam się za minimalistkę). Czas na porządki przed Nowym Rokiem pewnie ;)
Chyba tak! Może nowe Wyzwanie Minimalistki by pomogło? ;)
W sumie nie myślałam jeszcze jak sobie te porządki ogarnąć, ale to jest zdecydowanie dobry kierunek :)
Oj, przydaloby sie ;) mieszkam w malutkiej kawalerce i mieszcze sie w niej doskonale, ale co jakis czas nachodzi mnie swiadomosc, ze zbyt wielu rzeczy, ktore mam praktycznie wcale nie uzywam – fajnie byloby poczuc sie „lzej” na zime ;)
Jestem pod ogromnym wrażeniem tak sprawnej przeprowadzki. Fakt, że w grę nie wchodziły meble…Ja jestem na drodze myślenia o przeprowadzce w drugą stronę, czyli z wielkiego domu do małego mieszkania. Zbliżam się do emerytury i zwyczajnie wielkiego domu z ogrodem nie utrzymam. Zwłaszcza koszty ogrzewania prze 8 mies w roku i niezbędne remonty. A też i wielki ogród. Już teraz nie mam siły nim się zajmować. Służył wspaniale całej rodzinie, dzieciom, kiedy były małe, nastolatkom, korzystają z niego moje wnuki, byłoby fajnie móc go utrzymać chociaz na świąteczne spotkania. Ale realnie jestem w stanie utzrymać się w małym mieszkaniu ok 50m. Nigdy nie mieszkałam w bloku. Jak zmieścić rzeczy z 200 m na 50 ? Kupowałam zawsze dobre solidne meble, zeby długo służyły, no więc służą, ale czy nowy właś ciciel będzie je chciał, czy wyrzuci? Bo jak zmieścić sypialnię kolonialna z 30 m na 12? A ciuchy z 3 szaf?
Czytam o mimimaizmie, ale zawsze byłam jego zaprzeczeniem. no i dziś zazdroszczę komuś , kto moze swój dobytek zmieścić choćby w 1 vanie.
Duże domy są fajne dla młodych rodzin z dziećmi. Potem są drogim balastem.
Ja też przeprowadzałam się już kilkukrotnie, bo od liceum nie mieszkam z rodzicami. Zawsze zaskakujące było to, że do internatu przyjeżdżałam z jedną walizką, a do domu wracałam autem wypakowanym po brzegi ( a myślałam, że przy czterech osobach w pokoju taki stan rzeczy będzie niemożliwy) ? Teraz osiadłam na dłuższy czas w jednym miejscu i z jednej strony bardzo się cieszę, że mam swój własny kąt, ale z drugiej wiem, że raczej w ciągu najbliższych kilku lat nie będę się przeprowadzać i nie będę miała okazji uświadomić sobie jak wiele rzeczy posiadam. Mam nadzieję, że mimo tego uda mi się utrzymać moje mieszkanie w dobrym stanie i nie zamienię go w małą graciarnię ?
Na studiach przeprowadzałam się parę razy ale zawsze mój dobytek mieścił się w jednym aucie. Gdy przeprowadzałam się z domu rodzinnego do mieszkania z moim wtedy jeszcze chłopakiem, rzeczy było już trochę więcej ale nie było tragedii. Dopiero przeprowadzka do domu, po 7 latach, była wyzwaniem. W trakcie tych lat nie dość, że dorobilismy się 2 dzieci to jeszcze tony szpargalów. Gdy zostało parę miesięcy do „wielkiego dnia” rozpoczęłam przetrzasanie wszystkich szaf i szafeczek. Pozbyłam się na prawdę wielu rzeczy i myślałam, że mój stan posiadania nie jest taki ogromny. Myliłam się! Z mieszkania zabieraliśmy część mebli i wszystko co było luzem. Akcesoria kuchenne, ubrania pozasezonwe, ksiazki wywozilismy sukcesywnie. Na tydzień przed finalną przeprowadzka cały przedpokój, salon i garderoba były zastawione pudłami i torbami i wtedy…okazalo się, że będzie obsuwa…o 2-3 tygodnie. Fachowcy nie zdążyli zrobić schodów a z małymi dziećmi bez schodów ani rusz. Te ostatnie tygodnie w mieszkaniu z tona pudeł o które każdy się przewracal to był koszmar. A najśmieszniejsze było to,ze w trakcie tego czasu przedmioty zapakowane do pudeł i wywieziono wcześniej były nam zupełnie zbędne. Dało mi to dużo do myślenia i później juz po przeprowadzce zaczęłam kolejny etap pozbywania się rzeczy mimo,iż wszystko w znacznie większym domu się ładnie zmiescilo. A i jeszcze nadmienię, że po przeprowadzce moi rodzice i teściowie postanowili oczyścić nasze stare pokoje doszczętnie i wszelkie rzeczy z okresu dzieciństwa,których nigdy nie zabraliśmy na studia czy do mieszkania wróciły do nas do nowego domu. 90% tego tez się pozbylismy. Zostały drobne pamiątki i Lego dla dzieciaków. A i ja równe nie tęsknię za starym mieszkaniem mimo,iż przeżyłam w nim cudownych 7 lat mojego życia. Może dlatego,że nigdy nie było formalnie nasze, a może po prostu dlatego,ze dom jest tam gdzie moi najbliżsi.
O, mam takie pytanie. Czy w momencie, gdy dowiedzieliście, że rodzice i teściowie pozbyli się Waszych rzeczy z dzieciństwa, było Wam smutno? Brakuje Wam tych rzeczy może?
Ja ich podziwiam, bo większość znanych mi osób traktuje domy rodzinne jak rupieciarne i darmowe schowki!:)
Ja też, ale zawsze jestem ciekawa, jak to wygląda z obu stron. :)
Przeprowadzałam się w życiu sporo razy, bo raz zagranicę, potem spowrotem, kilka razy w Warszawie, potem z Warszawy…. I zawsze, ZAWSZE wydawało mi się, że przecież ja mam mało i pójdzie z górki… A potem ta góra rzeczy była przewożona kilka razy, żeby przewieźć wszystko w nowe miejsce, i zawsze byłam zdziwiona, że tyle się tego nazbierało… Teraz na szczęście nie planuję przeprowadzki, przynajmniej w najbliższych latach… Ale doskonale znam to uczucie o którym piszesz :)
My 5 lat temu przeprowadzaliśmy się do nowego domu i pamiętam, że to było ciężkie, mimo, ze także zabrałam się za to wcześniej i np. przeprowadziłam się tylko z tymi książkami, które chciałam zachować. Ale pakując rzeczy odkryliśmy taka najwyższa półkę w szafie, do której nie zaglądaliśmy przez 3 lata mieszkania w tamtym mieszkaniu. W zasadzie jej zawartość powinniśmy byli od razu wynieść na śmietnik, ale okazało się, ze tam są dokumenty, wyciągi bankowe i zwyczajnie nie chciałam, żeby te dane hulały po miejskim śmietniku, a nie było czasu na kombinowanie, gdzie to zniszczyć. Poza tym nie jesteśmy minimalistami i przeprowadzaliśmy się z dwójka małych dzieci, wiec tych gratów było naprawdę dużo.
Chętnie dowiem się, gdzie utylizuje się płyty, ponieważ właśnie zamierzam się zabrać za tę część naszego stanu posiadania :) W ogóle przy odgruzowywaniu wciąż staje przed problemem co zrobić z rzeczami, z niektórymi zepsutymi zabawkami na przykład, które zawierają w sobie i plastik i metal i elektronikę. No nie jest łatwo ;)
Wszystko, co zawiera w sobie elektronikę to elektrośmieci. Trzeba je oddawać w specjalnych punktach, czasami są organizowane akcje typu choinka czy rośliny za elektrośmieci. Staram się wtedy oddawać wszystkie swoje. O płytach napiszę!
Dziękuję za odpowiedź. W moim mieście jest punkt selektywnej zbiórki odpadów, wiec tam odwożę elektrośmieci. W sumie nie pytałam, czy przyjmują płyty CD i DVD, a trochę tego jest, do tego do każdej oczywiście opakowanie plastikowe lub papierowe (albo nawet oba ;))
Post bardzo mi potrzebny :)
Kilka razy w swoim życiu się przeprowadzałam, a za 3 miesiące jedna z najważniejszych przeprowadzek – z wynajmowanego od 4 lat panieńskiego mieszkania do pokoju przyszłego męża w domu teściów. Najpierw przeprowadzałam się co roku z rodzinnego miasta do miasta studiów i z powrotem (przez 4 lata) ale wtedy były raczej tylko rzeczy bieżące. Rzeczy sezonowe, pościele, podstawowe rzeczy kuchenne lądowały na okres wakacyjny u cioci, a mi się udawało zapakować na raz w samochód. Po studiach przeprowadzka za pracą do innego miasta (od decyzji do przeprowadzki 2 tygodnie). Pamiętam moje przerażenie wtedy na ilość rzeczy, które zgromadziłam przez rok w akademiku. W październiku przyjechałam tylko z jedną torbą i plecakiem do akademika, a przy wyprowadzce były 3 duże torby, plecak i chyba z 10 bardzo dużych reklamówek z wieloma rzeczami. Jak to wszystko stało w przedpokoju to myślałam, że zawału dostanę. Ledwo na raz udało się spakować do całkiem sporego auta. Po 4,5 roku czeka mnie przeprowadzka do przyszłego męża (też tylko na jakiś czas i potem kolejna przeprowadzka). Zostały jeszcze 3 miesiące na przygotowanie się, a ja mimo wyrzucenia już wielu rzeczy nadal jestem przerażona. Co jakiś czas robię czystki w ubraniach i innych rzeczy i nadal jest sporo. Jako motywację, mam ograniczoną ilość miejsca w następnym loku i mam nadzieję, że to pozwoli mi na ograniczenie ilości rzeczy zabieranych (zamierzam zmieścić się z ubraniami na dwóch półkach, na inne rzeczy w tym książki, dokumenty, najważniejsze rzeczy po studiach, kosmetyki, rzeczy papiernicze i do DIY będę mieć ok. 2-3 półek). Mój cel zmieścić się na 2 razy w bardzo małym samochodzie osobowym, w ostateczności na raz w busie. Mam nadzieję, że się uda :)
Trzymam mocno kciuki!
Ha! Nas przeprowadzka życia czeka za około 8 miesięcy- przeprowadzamy się (trzy osoby: dwie duże, jedna mała) z dużego domu do domku poniżej 70 m2 ;) Już teraz mamy mało, ale zapewne część rzeczy trzeba będzie jeszcze wyrzucić. Żeby sobie nie dodawać roboty zastrzegłam, że przed przeprowadzką kupujemy tylko te rzeczy, które nam są absolutnie niezbędne.
Ja z przeprowadzkami sobie zupelnie, absolutnie nie radze, a to z uwagi na wieczny brak czasu. Od rodzicow wyprowadzilam sie w polowie pazdziernika – do wlasnego mieszkania, oddalonego jakies pol godziny od uczelni. Wzielam zatem wszystko, czego potrzebowalam, zostawiajac w swoim dawnym pokoju mnostwo rzeczy. Po 5 latach wyprowadzajac sie za granice zrobilam to samo – nie wiedzac na jak dlugo wyjezdzam, wiekszosc rzeczy zostawilam „w domu”, zabierajac ze soba tylko to, co potrzebne. Minelo ponad 2 lata (po drodze z jeszcze jedna, bezproblemowa przeprowadzka) i teraz naprawde boje sie dowiedziec, jak wyglada moj „rzeczywisty stan posiadania”, ile rzeczy mam zdublowanych, a ilu powinnam sie byla pozbyc kilka lat temu, a tymczasem zdazylam juz porzadnie o nich zapomniec. Na razie porzadkuje swoja obecna przestrzen. Na swieta wzielam tydzien urlopu – moze uda sie zaczac ogarniac mieszkanie w Polsce, ktore docelowo chcialabym przeciez wynajac…
Ja wiem, że mam zbyt wiele rzeczy, ale jestem osobą sentymentalną, więc ciężko mi się z przedmiotami pożegnać
Dwa samochody? Zazdroszczę… ja podczas przeprowadzki jeździłam bez końca. Największym wyzwaniem były ciuchy i książki.
Przeprowadzałam się z dużego domu do 50cio metrowego mieszkania, zabrałam więc tylko to, co naprawdę chciałam.
I tak nagle z 4 regałów na ksiażki pozostały tylko dwa do zapełnienia.
Wzięłam tylko ubrania które nosiłam, ksiażki, pościel oraz obrazy.
Wszystko przewiozłam sama, Hondą Jazz, która po położeniu tylnych siedzeń stała się całkiem niezłym combi ;)
Wszystkie stare meble sprzedałam, do mieszkania kupiłam wszystko nowe, więc wnosili panowie z firmy w której kupowałam.
Za kilka lat, gdy znowu sie przeprowadzę – zrobię tak samo. Zabiorę ze sobą tylko niezbędne rzeczy, które będę w stanie sama przewieźć swoim autem. Tylko teraz niestety będzie to większe wyzwanie, bo mam Fiata 500, ale po rozłożeniu tylnych siedzeń…robi się z niego całkiem niezłe mini combi ;)
Iza, a co zrobiłaś z niepotrzebnymi rzeczami – tymi, które postanowiłaś zostawić?
Nic nie zostawiłam. Sprzedałam (praktycznie wszystkie meble) porozdawałam (głównie odzież) lub wyrzuciłam na śmietnik (ewentualnie oddałam do spalenia, zapiski ze studiów na podpałkę itp.)
Aha, zrozumiałam, że zabrałaś tylko to, co chciałaś, a resztę zostawiłaś w starym domu. Dzięki!
Ja jestem w trakcie przeprowadzki i wyszlo mi okolo 20 pudel takich srednich to duzo? Nic nie wyrzucalam bo wzielam sie za to za pozno i jeszcze z bobasem na rękach nke chcialo mi sie myslec czy cos potrzeba mi czy nie. Ale z tego co się orientuje to malo mam takich do wypalenia. A i nic nie znalazlam o czym bym nie wiedziala ze mam ;) jestrm z tego powodu bardzo dumna hihi :) mysle ze jak się przeprowadze do konca to moj minimalizm i ekozycie nabiora wiekszego rozmachu i wkrece sie w to jeszcze bardziej. Juz nie moge się doczekac.
Z moich przeprowadzkowych doświadczeń wynika, że najwięcej miejsca zajmują meble i wyposażenie kuchni niestety… My z mężem uważamy się za minimalistów i jeśli chodzi o spakowanie ubrań, potrzebnych dokumentów i elektorniki to nigdy nie było z tym problemu zważywszy, że regularnie kontoluję zawartość naszych szafek. Wyposażenie kuchni mamy rózwnież bardzo minimalistyczne, ale np dwa roboty kuchenne, z których regularnie korzystam zajmuje spore pudełko…
Mnie również czeka przeprowadzka za niecały miesiąć, ale niestety będę musiała zabrać również meble (część nowych a część chcę odnowić i dalej z nich korzystać) więc konieczne będzie wynajęcie dużego auta do przeprowadzek.
Z meblami nie widzę innego wyjścia jak samochód do przeprowadzek, to oczywiste.
Cześć Kasiu, odwiedzam Twój blog od czasu do czasu od jakiegoś roku, ale dopiero 2 miesiące temu, po szóstej już w ciągu ostatnich pięciu lat przeprowadzce, coś we mnie kliknęło i poczułam się totalnie przytłoczona ilością posiadanych dóbr materialnych. Aby spakować siebie i mojego chłopaka potrzebowałam trzech dni. TRZECH DNI!!! Już w trakcie pakowania wyrzuciłam z 10 worków niepotrzebnych, nieużywanych, nie do pary rzeczy. Ale to w zasadzie nie zmieniło prawie nic. Nie pytaj ile czasu zajęło mi wypakowywanie wszystkich pudeł w nowym mieszkaniu. Właśnie w tamtej sytuacji poczułam nieodpartą potrzebę uwolnienia się od ciężaru posiadania, choć czułam już od jakiegoś czasu, że do tego powoli dojrzewam, ale wymówki typu „przecież mnie stać”, „ciężko pracuję, więc mi się należy” itp. brały górę. Tak więc po przeprowadzce przeczytałam Twój blog od deski do deski, i po każdym poście czułam, że potrzebuję oczyścić moje otoczenie, mój nowo zagracony dom, moją pękającą w szwach szafę, ale przede wszystkim, przestać być niewolnikiem komercjalizacji i kupowania. Jak się nad tym zastanowię, to jest to śmieszne, ponieważ długo pracowałam w marketingu i powinnam była znać mechanizmy promocji i agresywnej sprzedaży. A oto wspaniale wpadłam w pułapkę. Obecnie jestem świeżo po lekturze Twojej książki, którą pochłonęłam w trzy wieczory. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona jej treścią, ponieważ zawiera mnóstwo informacji i przemyśleń, których nie ma na blogu. Piszesz w sposób prosty, ale dobitny i otwierający oczy. Dziękuję Ci za tą książkę i za inspirację. Już czuję się trochę lżejsza, ponieważ rozprawiłam się w radykalny sposób z ilością ubrań, butów, toreb, kosmetyków, pościeli, a nawet moich ukochanych książek. Co tydzień biorę na celownik kolejne zbiory. Ubywa kilogramów, za to przybywa lekkości. Dzisiaj będąc w kilku sklepach, świadomie niczego nie kupiłam ponieważ niczego nie potrzebowałam. Nie skusiła mnie promocja -30% na wszystko, ani trendy bluzka. Po raz pierwszy poczułam, że to ja kontroluję swoje wydatki i decyzje, a nie na odwrót. Fantastyczne uczucie! Oczywiście jeszcze daleka przede mną droga, i raczej nie będę typem minimalistki z tyci szafą w postaci 10 ubrań na jeden sezon, ale z dnia na dzień czuję się silniejsza, pewniejsza siebie i jest mi lżej, ponieważ staram się podejmować świadome decyzje zakupowe oraz finansowe. Dziękuję za inspirację do tej zmiany! Pozdrawiam ciepło i życzę wszystkiego dobrego, Aleksandra
Aleksandro, super hiper Ci dziękuję za ten komentarz! Jestem pod OGROMNYM wrażeniem zmian, które wprowadziłaś! GRATULUJĘ! :)))
No i przypomniałaś mi o tych butach do naprawy, które czekają od zeszłej zimy :D
Nie mam dużego doświadczenia, bo jak do tej pory przeprowadzałam się z domu właściwie tylko z ubraniami, a z czasem uzbierały mi się gary ”głównie prezenty od innych” i kilka najpotrzebniejszych do gotowania, które musiałam kupić sama. Następnie z wynajmowanego mieszkania przeprowadziłam się na ”swoje”. Było sporo do zabrania, ponieważ musiałam z wynajmowanego zabrać meble, ale innego dobytku nie miałam wtedy za wiele.. Na tą chwilę uzbierało mi się trochę gratów, jednak jeśli mi się uda nie zamierzam zabierać mebli z całego mieszkania. Planuję jeszcze dwie przeprowadzki w życiu, być może okaże się więcej. I chociaż mam trochę różności (głownie są to talerze, naczynia itp.) nie jestem do nich mocno przywiązana i mogłabym potłuc większość bez mrugnięcia okiem :) oczywiście nie wszystkie, bo było by to bez sensu, bo musiałabym kupić nowe. I jak się zastanowię to największy dorobek upatruję w dysku, na którym mam zdjęcia i jeśli spłonęło by mi sekundzie wszystko to chyba tego byłoby mi tylko żal.