Ostatnio na blogu zrobiło się tak straszliwie poważnie – poradnikowo, naukowo, długo i rzetelnie. ;) Zaklinam wiosnę i poczułam, że mam ogromną ochotę na krótszy i lżejszy tekst. Na przykład o naszych planach po 5 miesięcznym eksperymencie na wsi. Idzie nowe!
Dla niezorientowanych – 5 miesięcy temu postanowiłam zamienić się na życia (no, prawie) z Basią Szmydt i na czas jej wojaży po Karaibach zamieszkać w domu na wsi. Nasze mieszkanie zostawiliśmy z kolei w rękach znajomych, którzy akurat (jak to się w tym życiu czasami idealnie układa, prawda?) potrzebowali mieszkania na kilka miesięcy przed wyprowadzką z Warszawy. Jak już pisałam wcześniej, my też od dawna myśleliśmy o wyniesieniu się ze stolicy, ale spora liczba możliwości paradoksalnie hamowała jakiekolwiek decyzje. Zbudujemy dom? Może zamieszkamy w Gdyni? A może w górach? ;) MM wychował się w domu na wsi, rozumie więc w jaki sposób różni się tam tryb życia od miejskiego. Ja co prawda pochodzę z małego miasta, ale miasta – jestem dziewczyną z trzepaka i nie wiedziałam, jak będę się czuła na wsi na stałe, a nie wpadając z wizytą na kilka dni.
O swoich pierwszych odczuciach i doświadczeniach z życia na wsi pisałam już tutaj i po 5 miesiącach mogę się spokojnie ponownie podpisać pod całością. Jestem stworzona do wiejskiego życia! Bywały tygodnie, gdy nie wychodziłam z domu dalej, niż do garażu po drewno i pobawić się z Nelą w ogrodzie. I choć dopadło mnie domowe rozmemłanie (nic fajnego!) to jednak zdecydowanie plusy życia na wsi przeważają nad niedogodnościami. A przypominam, że nasza przygoda trwała od listopada do końca marca – niezbyt przyjemny czas, żeby kosztować najlepszych uroków życia na wsi. ;)
Kilka dni temu wróciliśmy do Warszawy i zmiana jest mocno odczuwalna. Mam trochę cygańskie usposobienie i zmiana miejsca zamieszkania nie wpływa aż tak mocno na moje samopoczucie. Zmiana powierzchni do życia również nie sprawia mi żadnego problemu (250 metrów versus 47). Jedyne rzeczy, za którymi tęsknie to większa kuchnia i pralnia. Moja mieszkaniowa kuchnia nie jest wcale taka mała, ale niefunkcjonalna, niestety (mało blatów!). 5 lat temu, gdy ją urządzaliśmy, w kuchni gotowałam przeważnie wodę na herbatę. Dziś gotujemy dużo, duużo więcej i wygodniejsza kuchnia zdecydowanie by się przydała. No i pralnia! Rany, jaki to jest cudowny wynalazek, choć na skrawku osobnej powierzchni. ;) Jednak najgorsze dla mnie to… smog. Po powrocie do miasta, w trakcie spacerów z Nelą strasznie boli mnie głowa. W mieszkaniu ból ustępuje samoistnie po kilku, kilkunastu minutach. Na początku nie wiązałam tego z powietrzem, ale innego wytłumaczenia chyba nie ma. Wcześniej nie czułam skutków smogu wcale, chyba się odzwyczaiłam po prostu.
Co dalej? Cóż, już po niespełna 2 miesiącach na wsi wiedzieliśmy, że nie chcemy na stałe wracać do miasta. Długo szukaliśmy odpowiedniej działki… kupowanie ziemi różni się od kupowania mieszkania i sporo rzeczy musieliśmy się nauczyć, a jeszcze mnóstwo przed nami. Okazało się, że nie sposób kupić działkę bez agencji nieruchomości, a i tak można się potężnie naciąć. Nieuczciwi sprzedający, piękna działka… a w sąsiedztwie dom weselny lub spalarnia śmieci to nasze osobiste doświadczenia. Na szczęście, dawno nauczyłam się ufać swojej intuicji, a i MM się do niej przekonał po kilku wpadkach wbrew moim rekomendacjom. ;) Jakie masz przeczucie? – pytał przed obejrzeniem każdej kolejnej nieruchomości. Tylko jeden, jedyny raz miałam dobre i…
KUPILIŚMY właśnie tę DZIAŁKĘ! :) Pisałam już o tym na Instagramie, pojawiło się mnóstwo pytań, na które spróbuję odpowiedzieć. Działka nie jest wielka, ma niespełna 800 metrów kwadratowych. Za to jest przepięknie zadrzewiona – rośnie na niej sporo drzew iglastych i ogromna, podwójna brzoza, a brzozy to moje absolutnie ulubione drzewa. :) Działka jest położona w malutkiej, dość rekreacyjnej miejscowości (jest tu sporo domów typowo letniskowych) ok. 30 km pod Warszawą. Najlepsze jednak, że bezpośrednio sąsiaduje z lasem!!! Już widzę, jak będziemy z Nelą chadzać tam na spacery….
Przy okazji nauczyłam się jednej zaskakującej rzeczy. We wszystkich ogłoszeniach ciągle czytałam „media w drodze”, „prąd i woda w drodze”… agentka wciąż wspominała, że to i tamto jest w drodze, a ja się ciągle zastanawiałam jak to jest, że żadna działka nie ma dociągniętych mediów, tylko wszystkie są dopiero w drodze. Nie macie pojęcia jak głęboki wyraz politowania zobaczyłam w oczach MM, gdy postanowiłam go o to zapytać. W drodze oznacza oczywiście, że faktycznie wszystko jest w drodze, w sensie w ulicy obok działki. Co tam, w 36 roku życia nauczyłam się czegoś nowego. :))
Jestem niesamowicie podekscytowana, ale i trochę się boję. Uprzedzając pytania – tak, mamy już wybrany projekt małego, drewnianego domu. W sumie to mamy już nawet podpisaną umowę z wykonawcą. Jeszcze nie zdradzę Wam szczegółów, ale na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć naszą inspirację. ;)
Jak Wam się podoba nasza inspiracja? Kto z Was ma już za sobą doświadczenia z budową domu? A może dopiero taką planujecie?