Dwa tygodnie temu opublikowałam tekst z listą 20 rzeczy, których nie kupuję lub kupuję mało. Został przez Was ciepło przyjęty, za co dziękuję. Pojawiły się również prośby o uzupełnienie tematu o listę odwrotną – rzeczy, które kupuję. Oto lista 5 rzeczy, na które wydaję pieniądze, chociaż rzadko są to rzeczy stricte materialne.
1. Oszczędności
Od kiedy zaczęłam zarabiać to najważniejszy punkt na liście comiesięcznych wydatków. Trochę rozpisałam się na ten temat w książce, w rozdziale pieniądze, dlatego też teraz w dużym skrócie: nie wyobrażam sobie życia bez oszczędności. Gdy zarabiałam mniej, co miesiąc odkładałam mniejszą sumę pieniędzy. Gdy więcej, większą. Nie powiem Wam, że było to np. zawsze czy minimum 10% moich zarobków, bo kwoty i procenty wahały się dość mocno na przestrzeni lat (a pracuję już ponad dekadę).
Ważne. Mam postanowienie, że płacę najpierw sobie. Gdy pracowałam na etacie i wynagrodzenie dostawałam raz w miesiącu, najpierw przelewałam określoną sumę na konto oszczędnościowe, płaciłam rachunki, a za resztę utrzymywałam się na co dzień. Dziś, rozliczam się sama ze sobą kwartalnie, bo takie rozliczenie mamy w firmach. Moje dochody są również bardziej nieregularne, więc przelewy na konto oszczędnościowe równie nieregularne, ale są.
Moje oszczędności to mój bufor bezpieczeństwa, dużo ważniejszy, gdy pracuję na własny rachunek. Mam to (wypracowane) szczęście, że zarabiam więcej, niż wydaję i dzięki temu zostawiam sobie kwotę potrzebną mi na codzienne wydatki (mam ją obliczoną), a resztę przelewam na konto oszczędnościowe.
2. Podróże
Minimalizm jest dla mnie narzędziem, które umożliwia wyeliminowanie zbędnego, aby skupić się na tym, co ważne. I to działa tak samo przy wydawaniu/niewydawaniu pieniędzy. Dla mnie ważne jest podróżowanie, chociaż nie nazwałabym się podróżnikiem i raczej nie chciałabym tylko temu poświęcić się w życiu. Niemniej jednak, jest to cel, na który dość lekko wydaję pieniądze, chociaż nie bez zastanowienia, oczywiście. Nie potrzebuję luksusów ponad miarę, ale i nie jestem już osobą, która lubi nocowanie na lewo pod namiotem. Podziwiam osoby, które potrafią naprawdę zminimalizować wydatki w podróży, ale znam już siebie na tyle, że wiem, że potrzebuję czystej pościeli nocą. Zwykły rozsądek. Przykładowo, chociaż w tym roku zauroczyła mnie Argentyna, to nie wydam 17 000 zł na trzytygodniowy wyjazd, bo jest to jeszcze nieproporcjonalne do moich dochodów.
3. Upraszczanie życia
Punkt, który spodziewam się, że może wywołać kontrowersje. Do tego podejścia długo dojrzewałam. Wydawało mi się, że wiele czynności w życiu należy wykonywać samemu, bo tak jest i było zawsze niezależnie od tego czy ma się na to ochotę. W moim przypadku są to dwie kwestie: gotowanie i sprzątanie.
Zacznijmy od gotowania. Po pierwsze, nie lubię gotować. Po drugie, nie umiem gotować. Po trzecie, nie mam zamiaru się uczyć, chyba że będę do tego zmuszona (tak, wiem, że życie się różnie układa). W każdym razie, w chwili obecnej obiady gotujemy z MM dość rzadko, a jeśli już to naturalnie On pełni rolę szefa kuchni. Osobiście, lubię i potrafię przygotować może ze 2-3 potrawy. W pozostałych przypadkach jemy „na mieście”. Mamy kilka ulubionych miejsc sprawdzonych przez lata, gdzie wracamy, ale i lubimy czasami wypróbować coś nowego. Dodatkowo, ponieważ MM ma nie może jeść wszystkiego, rozważamy nawet skorzystanie z tak zwanej diety pudełkowej na próbę.
Czy jest to tańsze od przygotowywania posiłków w domu? Oczywiście, że nie. Czy minimalistyczne oznacza tańsze? Jeśli tak, moje jedzenie poza domem jest skrajnie nieminimalistyczne. Tylko, że dla mnie minimalizm oznacza upraszczanie życia. A w tym przypadku zdecydowanie prostsze jest dla mnie zapłacenie komuś za przygotowanie mi posiłku. Dużo prościej i łatwiej przychodzi mi zarobić pieniądze na ten wydatek, niż gotować. Kontrowersyjne? Może, ale w moim przypadku tak to działa.
Podobnie wygląda kwestia sprzątania. Jesteśmy z MM strasznymi bałaganiarzami. Nie wiem, jak to możliwe, ale mając 5 rzeczy na krzyż i tak potrafimy zrobić niezły bałagan. I oboje nie przepadamy za sprzątaniem (On bardziej ;)). Pamiętam, że długo się wahałam, ale zdecydowałam się skorzystać z okazjonalnej pomocy do sprzątania. Nie mam gosposi, która za mną odkłada rzeczy na miejsce ;), ale mniej więcej raz w miesiącu korzystamy z pomocy. Wysprzątanie całego naszego mieszkania zajmuje mniej więcej 2 godziny, które mogę wtedy zagospodarować inaczej. Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale to jest prawdziwe. Pracując przez 2 godziny jestem w stanie zarobić kilkukrotnie więcej, niż płacę za sprzątanie. Poza oszczędnością czasu, jest to zwykły rachunek ekonomiczny.
4. Pomaganie
Wciąż za rzadko się o tym mówi, moim zdaniem. Zarabianie pieniędzy pozwala na pomaganie. Oczywiście, pieniądze nie są nieodzowne, żeby pomagać, ale przyznacie, że wiele ułatwiają. Pomagać można na wiele różnych sposobów i nie ma tych lepszych lub gorszych. Każdy indywidualnie decyduje, które inicjatywy, cele są ważne i warte wsparcia. Poniżej opisuję sposoby, na które ja pomagam. Jeśli okażą się dla Was inspirujące, będę przeszczęśliwa.
- Klub Filantropa Stowarzyszenia Wiosna – jak wiecie, od dłuższego czasu oficjalnie wpieram działania Stowarzyszenia Wiosna. Organizuję wysyłkę Szlachetnej Paczki, ale przede wszystkim, regularnie wspieram określoną sumą pieniędzy prace stowarzyszenia. O tym, dlaczego, napisałam obszernie tutaj i tutaj.
- Działanie na rzecz adopcji psów. Wspieram regularnie finansowo Fundację Viva, która opiekuje się Schroniskiem w Korabiewicach, z którego zabraliśmy Nelę. Do tego niedługo dołączam do innego programu wspierającego te działania, ale o tym jeszcze będę pisać szerzej.
- Pomaganie najbliższym, również finansowe. Przykładowo, w najbliższym sezonie stanę się sponsorem drużyny piłkarskiej, którą trenuje mój brat. Piąta liga, ale z ambicjami :).
5. Pozostałe wydatki
Naturalnie, poza powyższymi mam również takie normalne, codzienne wydatki. Płacę czynsz, ratę kredytu za mieszkanie, ZUS (wydatek wyższy, niż rata kredytu), rachunek za telefon, obowiązkowe ubezpieczenie zawodowe, składki członkowskie w samorządzie rzeczników patentowych itp. Kupuję również pozostałe potrzebne rzeczy, ale część z nich zwyczajnie dużo rzadziej, niż inni. Przykładowo, o tym ile wydaję na ubrania pisałam tutaj.
Mniej więcej raz na dwa miesiące odwiedzam fryzjera, okazjonalnie, gdy skóra mi dokuczy (z reguły raz do roku) kosmetyczkę. Od kiedy nie pracuję w klimatyzowanym pomieszczeniu (po opuszczeniu etatu) praktycznie nie byłam u lekarza (a mam przewlekle chore zatoki), poza rutynowymi badaniami. Długo się zastanawiałam, na co ja właściwie wydaję pieniądze, zapytałam nawet MM, ale nic więcej nie przychodzi mi do głowy :).
Wiem, że wydawanie pieniędzy to delikatny temat. Na co Wy wydajecie pieniądze? Będą to może punkty wspólne z moimi?