Ha, bardzo dawno nie było na blogu klasycznych zestawień Szafy Minimalistki, chyba od zeszłej jesieni. Dla osób, które być może są tu (na blogu) nowe – Szafa Minimalistki to cykl prowadzony przeze mnie od blisko ośmiu lat – tutaj znajdziesz podsumowanie i moją całą metamorfozę szafy. W ramach Szafy Minimalistki na własnym przykładzie pokazuję, że nie trzeba mieć miliona ubrań, żeby naprawdę mieć się w co ubrać. Wykorzystuję przy tym koncepcję szafy kapsułowej, ale rozumianej w mój dość unikalny sposób.
Całą swoją wiedzę, ale przede wszystkim realne, działające narzędzia, zebrałam w kursie online, o którym możesz przeczytać tutaj: szafaminimalistki.pl. Znajdziesz tam opis zawartości, modułów, planer do pobrania, ale też opinie Kursantek z I edycji kursu. Tych z II edycji, która się niedawno skończyła, jeszcze nie dodałam, ale mogę napisać, że wzorowe statystyki zostały utrzymane – sto procent ankietowanych osób poleciłoby kurs Szafa Minimalistki! 🖤
Wciąż przyswajam opinie – po pierwszym ich przeczytaniu popłakałam się ze wzruszenia. Jedna z tych cudownych kobiet napisała:
Cieszę się, że znalazłam Cię, Kasiu, w przestworzach Internetu; cieszę się, że zdecydowałam się na zakup kursu (a była to trudna decyzja); i cieszy mnie każdy etap, który w kursie przechodzę (chociaż leją się czasem łzy). Jeszcze długa droga przede mną w kursie, ale nie zamierzam się śpieszyć, tylko delektować każdym krokiem! Taki kurs powinien być przedmiotem obowiązkowym w życiu każdej kobiety! Dziękuję.
I w tym tonie było tak wiele opinii… Rozumiecie, naprawdę nie sposób się nie wzruszyć. 🖤
Po dwóch edycjach i bardzo solidnym zbadaniu konkurencji – nie tylko w Polsce, ale i w anglojęzycznym świecie Internetu – wiem, że kurs Szafa Minimalistki to absolutnie jedyne takie, wyjątkowe narzędzie. Chociaż wydawać by się mogło, że bazuje na znanej idei szafy kapsułowej, to wiem, że wykracza daleko poza nią. W odpowiedzi na wiele próśb postanowiłam zostawić możliwość zakupu wersji podstawowej kursu, ale opcja z bonusami, dostępem do grupy na Facebooku z moim osobistym wsparciem będzie dostępna do kupienia dopiero we wrześniu.
Wiosenna szafa kapsułowa – zawartość
Jak wiecie, nie dzielę swojej szafy na sezony. Większość ubrań, które mam, noszę przez cały rok – zmieniają się jedynie buty, okrycia wierzchnie i jakieś charakterystyczne elementy sezonowe typu lniane krótkie spodenki. Reszta pozostaje w użytku. Moja szafa jest żywa i czasami podlega zmianom. Jest to raczej ewolucja niż rewolucja, dlatego zeszłoroczny tekst z moją całoroczną szafą kapsułową, czyli zestawienie wszystkich moich ubrań, pozostaje w dużej mierze aktualny.
Jesienią do mojej szafy trafiły błękitne jeansy, które widzicie na zdjęciach, i jasne spodnie dresowe – po kilku miesiącach używania zrobiłam ich krótką, ale porządną recenzję. Kolejne w przygotowaniu. Obie recenzje znajdziecie na moim Instagramie (mam plan przenieść je na blog lub do newslettera) w przypiętych Stories.
Wiosenna szafa kapsułowa – zestawienia
Chcę nieco zmienić formę pokazywania moich zestawień. Od kiedy pamiętam, pokazywałam Wam tylko surowy materiał, czyli foto + opis poszczególnych elementów. Dziś do każdego zdjęcia dodaję kilka słów o samym zestawieniu – jest to fragment notatek, które robię sama dla siebie i które, moim zdaniem, są nieodzowną częścią sprawnego i efektywnego porządkowania i budowania szafy. W tych notatkach mam wszystko: dlaczego takie, a nie inne zestawienia wybieram; co sprawia, że dane ubranie/zestawienie jest lub nie jest przeze mnie lubiane; na jakie elementy zwracam uwagę. Wszystkie te szczegóły są doskonale znane moim Kursantkom, ponieważ m.in. to wypracowują podczas kursu. To plus milion innych zagadnień sprawia, że budują swoje i tylko swoje szafy, odpowiadające dokładnie ich gustom i kryteriom, a potem… już zawsze mają się w co ubrać. Proste i fajne, nie? ;)
Przypominam też, że moje zestawienia to nie są jakieś modele sfotografowane na potrzeby wpisu na blog. To są moje codzienne wybory ubraniowe, a zdjęcia robię najczęściej tuż przed wyjściem z domu [najczęściej, bo czasami z domu nie wychodzę po zrobieniu zdjęcia ;)]. Skłamałabym jednak, pisząc, że nie są to zestawy w pewien sposób „przygotowane”. Na tym właśnie polega piękno szafy kapsułowej, że bazuje ona na wypracowanych połączeniach ubrań. To oznacza, że gdy mam ochotę, to sobie spontanicznie eksperymentuję, ale w razie czego wiem, że znam swoje żelazne zestawy, w których czuję się i wyglądam dobrze. Korzystam z tej wiedzy i to sprawia, że nigdy nie jęczę, że nie mam się w co ubrać. Bo wiem, że mam.
Zaczynam od ulubionego codziennego zestawienia. Gdy było zimniej, dodawałam wełniany sweter lub bluzę, puchową kurtkę i trapery lub kalosze. Ten krój koszulki na ramiączkach też jest moim faworytem. Bardzo lubię zdecydowane dekolty – albo blisko szyi, albo głęboki. Długość, a właściwie krótkość koszulki to zdecydowanie udany eksperyment. Bardzo dobrze się w niej czuję, a dzięki wysokiemu stanowi spodni nie przekracza ona moich granic dobrego gustu.
koszulka – Even&Odd
spodnie dresowe – Nago
tenisówki – Lacoste
I mniej sportowa, a bardziej casualowa wersja z długim rękawem. To z kolei idealny dla mnie krój koszulki z długim rękawem. Gdy widzę taką rzecz na wieszaku, często mi się wydaje, że jest nudna, ale niezmiennie podoba mi się na mnie. Welurowa nerka jest superwygodna, a faktura tkaniny plus złota biżuteria podkręcają zestaw. Bardzo lubię takie połączenia. Do tego coś mocno charakterystycznego dla mnie – podciągnięte rękawy i podwinięte nogawki.
koszulka – Samsøe Samsøe
jeansy – Mud Jeans
tenisówki – Lacoste
nerka – Anacomito
Lekko zmodyfikowana i cieplejsza wersja wcześniejszej. Zamiast tenisówek zamszowe kozaki, a na koszulkę narzucony wełniany sweter. Na zdjęciu tego nie widać, ale sporo robią tu faktury – puszystość wełny oraz faktura zamszu i weluru, choć kolory są stonowane. Lubię zwracać uwagę na tego typu nieoczywistości.
koszulka – Samsøe Samsøe
jeansy – Mud Jeans
sweter – &OtherStories
nerka – Anacomito
kozaki – Nessi
Niefortunnie zasłoniłam dłońmi dekolt, a to cały urok tego zestawienia. Pudrowy róż body i kamizelki jest ton w ton, ale lubię różnicę faktur między sportowym prążkowanym materiałem pod spodem a nieco ciężką mieszanką wełny i kaszmiru w kamizeli. Jest to zestawienie, w którym czuję się ultrawygodnie, co jest wynikiem dobrze (pod względem wygody właśnie) dobranych rzeczy. Body są doskonale skrojone – ściskają, gdzie mają ściskać, i nie uwierają. Jeansy są luźne i z wysokim, wygodnym stanem, a kamizela ciepła. Takie szczegóły są dla mnie ważne w kwestii ubrań, które noszę.
body – Nago
jeansy – Kappahl
kaszmirowa kamizela – szyta na miarę
tenisówki – Lacoste
Miałam ważną, ale nie bardzo formalną okazję, więc wystroiłam się jak szczur na otwarcie kanału. ;) A tak naprawdę to czerwone obcasy o wyrazistej formie, czerwona welurowa opaska i złota biżuteria dają efekt. Reszta to zwykłe jeansy i biała koszulka.
koszulka – Samsøe Samsøe
jeansy – Kappahl
buty – Zurbano
akcesoria – znajdziesz tutaj
Ultracodzienne, bardzo wygodne zestawienie. Czuję się w nim nieźle, ale chyba wolę w wersji z białymi jeansami. Sweter jest wełniany, z baby alpaki, zrobiony na drutach przez moją zdolną mamę. Mimo że rękawy są krótsze, to i tak konsekwentnie je podciągam. ;) Buty to jedne z moich ulubionych od wielu lat – będę prosić szewca o jakieś dodatkowe cuda, żeby przetrwały jeszcze sezon. Połączenie formy z zamszem sprawia, że najprostsze ubrania wyglądają jakoś tak porządniej.
sweter – ręcznie zrobiony
jeansy – Mud Jeans
buty – HM Premium
torba – Calvin Klein
I podobnie, w wersji z białymi jeansami, które są… beznadziejne. Schudłam niedawno, moja przyjaciółka podobnie, i wymieniłyśmy się białymi jeansami. Ja oddałam stare Mango, które są na mnie za duże, a ona mi swoje Stradivarius. Niestety, już po godzinie noszenia wiedziałam, że to nie to (choć dałam im jeszcze szansę kolejnego dnia). Stan jest zbyt niski, a spodnie są fatalnie skrojone – ciągną się wszędzie, gdzie tylko mogą. Jednak całe zestawienie w wersji z białymi spodniami podoba mi się bardzo.
sweter – ręcznie zrobiony
jeansy – Stradivarius (z drugiej ręki)
buty – HM Premium
akcesoria – znajdziesz tutaj
Drugi dzień testowania i apogeum niewygody z powodu tych nieszczęsnych jeansów. Na zdjęciu widać nawet, jak odstają w pasie pod swetrem, brr. Wygoda to ważny czynnik w mojej szafie. Pogoda na szczęście umożliwia noszenie lekkiej kurtki. Ta jest z lumpeksu, to rozmiar dziecięcy i bardzo ją lubię. :)
sweter – Tatuum
jeansy – Stradivarius (z drugiej ręki)
kurtka – no name z lumpeksu
buty – HM Premium
akcesoria – znajdziesz tutaj
Kolejne z wypróbowanych i ulubionych zestawień. Wygodne, bezpretensjonalne, na co dzień. Jedyne, co mnie wkurza, to skarpetki – nie podoba mi się, jak wystają, poza tym jedna mi się non stop zsuwała ze stopy. ;)
koszulka – Ansin
jeansy – Kappahl
kurtka – no name z lumpeksu
tenisówki – Lacoste
akcesoria – znajdziesz tutaj
A to już nowa lniana koszula, której „zastosowanie” w szafie zamierzam sprawdzić za pomocą starego dobrego eksperymentu 7 ubrań w 7 dni. Korzystam z własnego planera i narzędzi kursowych, a efekty eksperymentu wrzucę do jednego z kolejnych newsletterów w kategorii Szafa Minimalistki. Jeśli masz ochotę, tutaj możesz się zapisać.
koszula – Bazee
jeansy – Mud Jeans
buty – HM Premium
akcesoria – znajdziesz tutaj
Na koniec mam ogromną prośbę o coś może nietypowego, ale stali Czytelnicy i Czytelniczki doskonale wiedzą, o co chodzi. Prośba dotyczy niekomentowania mojego wyglądu jako takiego (chodzi mi tu zarówno o nieproszone uwagi, krytykę, jak i o komplementy). Chciałabym pokazać, że można rozmawiać o ubraniach, niekoniecznie komentując wygląd osoby, która te ubrania nosi. Spróbujmy zatem skupić się na samych zestawieniach, połączeniach ubrań czy uwagach/problemach/radościach płynących z budowania szafy kapsułowej jako takiej. Dziękuję pięknie z góry. :)
Jakie są Wasze ulubione wiosenne zestawienia tej wiosny? Może zakupowe odkrycia? :)
Cześć! 😀 Mam takie same dżinsy z Kappahl. Są bardzo wygodne, jednak denerwuje mnie ich długość, a w zasadzie krótkość. U Ciebie na zdjęciach pasuje mi to, u mnie w „chodzeniu” coś mi nie gra…
Lubię Twoje zestawienia, z jednej strony inspirują, z drugiej są jakoś podobne do moich własnych: niby zwyczajne a jednak niezwyczajne.
Dobrego dnia 😀
Hej Daniela, spróbuj zrobić sobie zdjęcia i zobacz czy nadal coś Ci nie będzie grało. Ciekawa jestem czy Twój ogląd się zmieni. :)
Świetny różowy sweter – zdolna Mama! Dużo bardziej podoba mi się w zestawieniu z błękitnymi jeansami niż z tymi białymi.
Część!
Na wstępie chciałabym Ci podziękować za porady, które pojawiają się na Twoim blogu odnośnie budowania spójnej szafy.
W tym roku budowanie wiosenno-letniej szafy zaczęłam w mojej szafie;). Po wyciągnięciu po zimie worka z lekkimi ubraniami, ku mojemu zdziwieniu okazało się, że nic w mojej garderobie nie brakuje! Ubrań jest aż nadto, jestem w stanie zorganizować sobie strój na każdą okazję.
Kilka lat czytania z uwagą każdego Twojego wpisu przyniosło skutki.
Dziękuję;).
Pozdrawiam,
Sabina
Dziękuję pięknie, ogromnie mi miło i GRATULUJĘ. :))
Sweter od mamy fantastyczny! Chyba pomyślę nad wydzierganiem czegoś podobnego dla siebie 🙂
Ale tak naprawdę, to chciałam napisać apropos skarpetek. No właśnie. Ja na przykład nie umiem nosić stopek, a nie znoszę też, kiedy skarpetki wystają mi ponad linię butów. U innych mi to nie przeszkadza, u siebie samej do tego stopnia kole w oczy, że już wolę założyć buty na nową stopę. Kurcze, jak to ogarnąć?
Też nie lubię stopek wystających z butów i nie cierpię jak takie najkrótsze niewidoczne skarpetki się w bucie zsuwają. Niedawno chyba odkryłam idealne krótkie niewidoczne skarpetki do trampków z Dedoles z silikonem na pięcie, przez co idealnie siedzą cały czas. Jenyny minus póki co to taki, że lekko kurczą się w praniu. :)
Polecam sportowe pol-stopki pol-baletkowe skarpetki z bodajże decathlona, wycięte tak że się nie zsuwają, a na piecie silikon. I nie uwierają, a to rzadkość.
Też mam z tym kłopot i raczej noszę buty na gołą stopę. Nie lubię skarpetek, a próbowałam już wielu różnych.
Też bardzo nie lubię wystających skarpetek. Używam zwykle te małe które się zsuwają z jednej, z drugiej lub obu stóp… Do tenisówek i innych sportowych butów mam sztywne wkładki ortopedyczne i wpadłam na to aby „ubrać” wkładki w skarpetki zamiast moje stopy. Dużo przyjemniej niż zupełnie goło :)
Zdecydowanie najbardziej podoba mi się zestawienie z kozakami i długim swetrem. Ciężko mi powiedzieć o co chodzi, może to te faktury? W każdym razie jest super :) różowy sweter z kolei mi bardziej odpowiada w wersji z niebieskimi dżinsami, ten zestaw wydaje mi się lżejszy.
A ja zachwycam się ostatnim zestawieniem. Ta koszula robi robotę! A oprawki dodają elegancji na takim mikro poziomie. Niby nic a jest efekt.
Bardzo podoba mi się różowy sweterek, który zrobiła Twoja mama Kasiu ❤ lubię podobne kolory, czyli odcienie szarości, stonowany róż, biel. U mnie jeszcze dochodzą odcienie mięty albo delikatny błękit. Właśnie zastanawiam się nad kupnem białych dżinsów, ale troszkę się boję jak będzie z codziennym użytkowaniem (czy po godz. nie będę musiała się przebrać 🤣)
No właśnie, białe dżinsy są super, ale ja moje bardzo szybko brudziłam, więc skończyły przefarbowane na granatowo. W sumie nie szkodzi, bo granatowy kolor to mój bazowy 😏.
Mnie to nie sprawia kłopotu, ale faktycznie, trzeba się liczyć z tym, że na białych jeansach delikatne zabrudzenia będą szybciej widoczne, niż na granatowych. :)
Chyba podobne buty do Twoich HM są teraz w Reserved:) To na wypadek, gdyby Twoje jednak nie dały rady;)
Dziękuję pięknie, ale Reserved mnie ostatnio zawiodło jakością, szczerze mówiąc nie wiem, czy zaryzykowałabym kupienie tam butów. :(
Od dawna słyszałam, że buty są ważne. U mnie mocno wygoda na 1. miejscu, jakieś krzywe nogi mam. Jedyne wygodne półbuty mam ze sklepu medycznego. Pierwsze zestawienie trzech zdjęć mnie przekonuje do tej zasady, że buty robią robotę.
Zazdroszczę, gdy komuś pasuje obuwie sportowe. U mnie wygląda to źle.
Bardzo mi się wszystko podoba, a najbardziej stylizacja ze spodniami Nago oraz swetrem od Mamy i jeansami. Nad moją szafą pracuję już 5 lat. Efekt jest taki, że szykując się rano do pracy w głowie bez wysiłku zawsze mam już gotowy zestaw, a po ubraniu się nie muszę nawet patrzeć w lustro, bo dobrze wiem, że wyglądam ok. Uważam to za mój duży sukces z udziałem również tego bloga.
Cieszę się bardzo i gratuluję! :)
Dresy wydają się mięciutkie i wygodne. Bardzo fajna stylizacja w długim szarym swetrze, w której kucyk też robi pozytywny efekt. Bordowa opaska bardzo ładnie komponuje się z kolorem butów, a jej szarfa zdobi bluzkę. Bardzo ładny sweterek, zrobiony przez mamę i przyjemny kolor. Zestawienie w białej koszuli w połączeniu z okularami super.
Kasiu ja mam pytanie o Twoje okulary korekcyjne, skad sa? Ksztalt bardzo mi odpowiada i sama szukam srebrnych oprawek a tych jest mniej niz zlotych
One też mają złote oprawki, tylko bardzo delikatne. To żadne markowe okulary, kupiłam je w małym salonie optycznym w moim rodzinnym Malborku.
Forma zdjęć z opisami jest świetna. Niech tak już zostanie. Zestawienia wyglądają na naturalne i to bardzo mi się podoba. Twoja mama to zdolna bestia :-) Fane jest też to,że pokazujesz że szafa kapsułkowa to nie tylko beże,biel,czerń i szarości. Ja sama bardzo lubię kolor niebieski i niekrzykliwe róże i czasem nie mogę się odnaleźć w kapsułach z innych blogów. Pozdrawiam
Kasiu, bardzo się utożsamiam i nie wiem, czy zrozumiałabym o to chodzi w szafie kapsułowej, gdyby miała jej ogląd tylko na podstawie zdjęć z Instagrama czy Pinteresta. Teraz królują beże, w których wyglądam i czuję się okropnie. :)
Dla mnie już nie istnieje internet bez Twojego bloga i Twoich treści. Kocham miłością bezgraniczną. Zawsze ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny tekst, post, a teraz newsletter <3 przyznaję, że z powodu ciąży odłożyłam kurs szafa minimalistki na później, ponieważ nie mam zamiaru kompletować niewiadomo jakiej szafy na ten przejściowy okres (a i tak zawartość garderoby teraz jest baaaardzo minimalistyczna). Kończąc moją dygresję i wracając do Twojego tekstu, to Twoje podejście do kompletowania garderoby przemawia do mnie w 100%. Bardzo chętnie przeczytałabym recenzję tego body z Nago (od jakiegoś czasu się nad nim zastanawiam).
Karolino, dziękuję pięknie za tak miłe słowa! :) Recenzję body wrzucę, gdy tylko będę mogła powiedzieć więcej. :)
Fajna zmieniona forma wpisu. Komentarze do poszczególnych zdjęc to znakomity pomysł.
Uprasowałam na ten tydzień 5 bluzek i 2 pary spodni. Ma być zmiana pogody ok czwartku , więc może byc niezbędna modyfikacja w kierunku spódnic. W każdym razie głowa wolna od myślenia w co się ubrać.
Dziękuję i powodzenia! Wolna głowa od dylematów ubraniowych to więcej mocy przerobowych. ;))
A ja mam pytanie o jeansy – pamietam, ze bylas Kasiu nimi zachwycona mimo wysokiej ceny zakupu – teraz widze dziure na kolanie – to specjalnie czy przypadek i po prostu trudno sie z nimi rozstac mimo dziury? Pytam z ciekawosci, tez w kontekscie trwalosci marki Mud Jeans. Dziekuje i pozdrawiam! :)
Cześć! Jak wspomniałam w tekście, zrobiłam ich recenzję i jest nadal dostępna na moim Instagramie. W profilu są podpięte tzw. Stories i tam, gdzie napis „recenzje” możesz poczytać o jeansach. Słuszny trop z dziurą! ;))
Ciągle nie mogę przekonać się do koncepcji szafy kapsułowej. Założenia teoretycznie słuszne i przekonujące w praktyce niespecjalnie się sprawdzają. Dobre są właściwie tylko w przypadku ubrań codziennych typu casual. Ja akurat lubię dżins i chętnie go noszę w różnych wersjach, ale zdarza się, i to często, że do pracy nie mogę pójść w dżinsach, nawet tych ciemnych. Potrzebuję czegoś bardziej formalnego, więc muszę mieć zestaw ubrań do pracy. Tych z kolei nie wykorzystam przy okazjach mniej formalnych, lecz odświętnych albo „wyjściowych” – ołówkowa wełniana spódnica i ciemny żakiet nie nadają się na imprezy popołudniowe czy wieczorne, ani nawet na jakieś rodzinne spotkania. Potrzebna byłaby sukienka, a może nawet kilka, bo w listopadzie można by założyć coś innego niż w czerwcu. I tutaj w grę wchodzi drugi aspekt, który niespecjalnie pasuje mi w tej kapsułowej koncepcji: monotonia. Wiosna, lato, jesień, zima – po odcięciu skrajności typu puchowa kurtka albo top na spaghetti-ramiączkach nosi się właściwie ciągle takie same ciuchy, albo wręcz te same. To jest, owszem, wygodne i oszczędza rozmyślań, co na siebie włożyć, ale nie zaspokaja potrzeby zmiany. Przynajmniej w moim odczuciu zmiana swetra na koszulkę bez rękawów jest mocno niewystarczająca :) Tak więc widzę tu kolejną kapsułę, związaną z porami roku. Zestaw znowu się rozrasta…
A kto powiedział, że szafa kapsułowa to ZAWSZE musi być szafa z minimalną liczbą ubrań? ☺️ To po pierwsze. Po drugie, nie każdy musi chcieć mieć szafę kapsułową i to jest ok! Pytanie, co zwycięża – potrzeba zmiany czy potrzeba wygody i oszczędzania sobie rozmyślań? U mnie zdecydowanie to drugie, a u Ciebie?
Potrzeba zmiany i potrzeba wygody nie muszą stać w sprzeczności ze sobą, chociaż rzeczywiście trzeba wtedy więcej porozmyślać :) Ja jednak zdecydowanie potrzebuję zmian. Mam np. zestaw ubrań tylko na wyjazdy urlopowe, mimo że moje urlopy to miasta, miasteczka, zamki, kościoły i muzea, więc zupełnie spokojnie mogłabym nosić codzienne ciuchy. Ale jednak nie, mam ochotę wyglądać inaczej. Oczywiście, ten zestaw też musi być spójny i przemyślany, żeby bez kłopotów dostosować się choćby do kaprysów pogody, więc mogłabym go nazwać urlopową mini-kapsułą. Zupełnie mi nie przeszkadza, że wykorzystuję go jedynie przez kilka tygodni w roku.
Bardziej więc przemawiałaby do mnie koncepcja takich zestawów-modułów na różne okoliczności (praca, dom+weekendy, urlopy, plus ewentualnie coś bardziej wyjściowego) niż jedna kapsuła obsługująca wszystkie sytuacje życiowe :)
Tylko jedna capsule wardrobe to mit!
Dobrze, że wywołałaś ten temat, bo okazuje się, że chyba za rzadko o tym mówię. Tutaj pisałam dużo szerzej: https://simplicite.pl/moja-szafa-kapsulowa-na-caly-rok/.
W mojej szafie jest tak naprawdę 5 różnych szaf kapsułowych. Jedno z wielu błędnych założeń, które przeszkadzają w tworzeniu capsule wardrobe, a które prostuję i wyjaśniam w kursie, to założenie, że zawsze potrzeba tylko jednej kompletnej capsule wardrobe. To nie jest prawda! Wręcz przeciwnie, może się okazać, że w ramach jednej szafy potrzeba kilku różnych szaf kapsułowych.
Ja mam kilka kapsuł w swojej szafie i uważam,że jest to jak najbardziej ok. Pracuję w biurze gdzie wymagany jest strój biurowy. Po pracy wolę dżinsy lub dresy na spacery z dziećmi. Sporo też ćwiczę i potrzebuję więcej niż jednego sportowego zestawu. Mam też ubrania na specjalne okazje oraz na wyjazdy wakacyjne w tropiki (takie mini kapsułki). Owszem mam ubrania basic,które łącza te kapsuły ale nie jest wcale tak,ze wszystko do siebie pasuje. Nie musi. Ważne,że nie mam pojedynczych ubrań, które do niczego innego w mojej szafie nie pasują.
Dzień dobry, czy ten szary kardigan jest jeszcze dostępny? Szukałam na stronie ale niestety nie widzę nic podobnego.
Pozdrawiam :)
Nie sądzę, kupiłam go bardzo dawno temu. :)
A ja właśnie siedzę u fryzjera i czytam sobie miły artykuł w „Wysokich obcasach”🙂Pozdrawiam cieplo
Bardzo mi miło. :) Przyjemnej lektury i fryzury! :)
Dziękuję. A co do zestawów w powyższym poście. Uważam, że wszystkie zestawienia są udane, bliskie mojemu gustowi. Osobiście w większości także czułabym się nie przebrana i tak jak Ty lubisz wygodnie. Sama niedawno dojrzałam do koszul. Kiedys podobały mi się na kimś, ale nie na mnie i czułam się w nich fatalnie. Od jakiegoś czasu zaczęłam się się odnajdywać z takich stylizacjach. Mam już kilka prostych, nieformalnych, raczej oversize koszul, w których czuję się bardzo sobą. Także może wniosek jest taki, że człowiek to proces i widać w tych obszarach także ewoluuje. Pozdrawiam bardzo serdecznie i czekam na kolejne posty i podcasty niezmiennie.
Sorry, ale to jest szafa pod tytułem jak mieć 2 pary dżinsów i 3 bluzki oraz dwa swetry, jedną katanę, nosić je na zmianę. To mi przypomina czasy, kiedy nie miałam pieniędzy, nosiłam jedne dżinsy i dwie koszulki, jedną bluzkę, jeden sweter, piorąc, łatając, „odmechacając” na okrągło. Nie mówiąc o tym, że jest to nudne, brak kolorów, wzorów a biały z szarym, niebieskim, granatowym i jasnym różem zawsze pasuje, jakby się to nie zestawiło. Wszystko to jakieś smutne, depresyjne.
Rozumiem Moniu, że Ty byś tak nie mogła, rób zatem inaczej. I dobrze, że jesteśmy różni :), tylko po co tak nieżyczliwie oceniać cudze wybory?
Moje ostatnie stylizacje to ciążowe legginsy i jakaś bluzka w którą się jeszcze mieszczę lub jedna z niewielu sukienek w które się jeszcze mieszczę :D
Jaki piękny sweter zrobiony przez Twoją Mamę!
Taki drobiazg, po kliknięciu powiększenia zdjęcia pojawiają się zupełnie inne zdjęcia ;)
Też tak mam.
Faktycznie! Sprawdzę o co chodzi, dzięki! :)
bardzo mi sie podobają białe góry – jakos kojarzą mi sie z wakacjami i słońcem – zasadniczo mam pytanie jak je chronisz przed żółtymi plamami? Zwykle sie obawiam takich kolorów ze względów estetycznych :(
Karolino, białe ubrania mimo starań będą się niszczyć, też w tym kontekście. Akceptuję to. :)
Kasiu, spojrzałam na Twój wpis w kontekście afery, która rozgrywa się w ostatnich dniach w Internecie i chciałabym skomentować nie Twój wygląd, a Twoje podejście do wyglądu. Po pierwsze brawo, że nie czekasz na pozytywne komentarze w stylu- ładnie wyglądasz, masz ładne nogi/włosy/uszy. Po drugie widzę, że trzeba edukować ludzi w kwestii tego, żeby nie oceniać innych na podstawie zewnętrznych cech, ale przyznasz chyba, przyznali to też inni w komentarzach, że czasem robimy to nieświadomie i ważne, żeby nam o tym przypominać. A może trzeba też zmuszać nas, czytelników, do innej formy komentowania, ktoś napisze, że masz ładne włosy, a tak naprawdę chodzi mu o to, że ten kolor sweterka ładnie pasuje do osób, z Twoim kolorem włosów.
Złapałam się na tym ostatnio w urzędzie, kiedy byłam najpierw w pokoju 1, a potem poszłam do drugiego i tam pani zapytała mnie, kto mnie obsługiwał w pokoju nr 1. Powiedziałam, że brunetka w okularach, bo pozostałe 2 to były blondynki, w tym 1 w okularach. Od razu było wiadomo, o kogo chodzi, ale potem stwierdziłam, że trzeba się przestawić na nieopisywanie ludzi. Mogłam zapamiętać jej imię, a gdyby się okazało,że w tym pokoju były 2 panie Magdy to powiedziałabym, że ta, która siedzi przy oknie. A co było, gdyby w urzędzie siedziały 2 brunetki w okularach, powiedziałabym, że moją sprawę załatwia „ta grubsza”? Niby nie miałabym złych zamiarów, ale czy powinnam tak opisywać innych??? Po trzecie niestety zauważyłam, że Agnieszka, która wywołała burzę, po części ma rację. Co się stało po jej wpisie? Internet zalała fala zdjęć kobiet, które na siłę chcą pokazać, jakie są brzydkie, oglądam teraz zdjęcia cellulitu, fałdek na brzuchu, pryszczy, tłustych włosów i brudnych, pomiętych ubrań. Po co??? Chyba jest różnica między- akceptuję to, że mam duży brzuch, nie wstydzę się go pokazywać na plaży, a – patrzcie wszyscy, jakie mam fałdki na brzuchu i kocham moje fałdki i wy też je kochajcie i dajcie mi lajki.Dla mnie jest to żenujące. Została przekroczona granica dobrego smaku, bo nawiązując do tego, co napisałaś o komentowanie w Internecie vs na ulicy, to myślę, że też jest różnica pomiędzy – wyjdę do sklepu mając pryszcza na twarzy a zaczepianiu innych w sklepie i mówieniu- zobacz, mam pryszcza na twarzy, a mimo to wyszłam kupić bułki, akceptuję swoje ciało i ty też to rób. Po prostu wydaje mi się, że skupianie się na wyglądzie w żadną stronę nie jest dobre. Kobiety, których 95 % zdjęć na instagramie jest po przeróbkach, wrzucają potem 2 fotki, na których prezentują swoje wady i uważają, że przez to są lepsze niż Agnieszka.
Na Twoje zdjęcia popatrzyłam teraz z innej strony, zachowałaś poczucie estetyki, które bardzo mi się podoba. Nie pokazujesz nam bałaganu, plamy na ubraniach, nieumytych włosów czy zdjęć prosto z łóżka z podkrążonymi oczami, nie ma fotek, jak robisz pranie czy fotorelacji z wizyty u fryzjera. Nie ma wpisów w stylu – oj zobaczcie, jaki mam dzisiaj kiepski dzień, 2 pryszcze na czole i chyba dzisiaj się nie będę kąpać, bo nie mam siły. Może o to chodziło Agnieszce? Żeby pewne rzeczy zachować dla siebie? Może to czy mam płaski czy gruby brzuch jest moją sprawą i nie powinnam go nikomu pokazywać? Może wystarczy, że ja akceptuję mój brzuch i tyle? A takie pokazywanie w Internecie sugeruje, że ktoś czeka, aż inni przytakną- tak, masz ładny brzuch, my też go akceptujemy. Ale po co to wszystko? Mi szkoda czasu na dodawanie swoich zdjęć i nie mam takiej potrzeby, ale w życiu realnym ciągle słyszę – ale ty jesteś chuda! (55 kg, 170 cm) i wszyscy myślą, że to komplement, a nikt nie pyta, czy wolałabym być grubsza. A ja nic nie poradzę na to, że nie mogę przytyć i mam dosyć słuchania, że mam coś zjeść, zbadać się itd. I wtedy odpowiadam – I do tego miła i mądra!
Justyno, przeczytałam Twój komentarz z dużą uwagą i nasuwa mi się kilka refleksji.
Po pierwsze, duży szacunek za tak otwarte przyglądanie się swoim własnym ocenom i automatycznym reakcjom związanym z mimowolnym ocenianiem wyglądu.
Po drugie, nie uważam, żeby autorka postu, który wywołał burzę miała rację. Toksyczne przeestetyzowanie życia pokazywanego online to fakt, także to, że wywołuje to określone i mocno niepokojące skutki. Truizm. Dlatego rozumiem i cenię wszystkie te osoby, które pokazują drugą, inną stronę życia. Tę, gdzie są pryszcze, fałdki, zmęczenie czy lęk. Nie widzę w tym szukania poklasku (na pewno są tu wyjątki, może nawet liczne), a zadbanie o równowagę w świecie internetu. Dla mnie osobiście, w kontekście wyglądu stricte ważne jest pokazywanie kolejnego etapu. Etapu, gdzie po prostu nie będziemy oceniać wyglądu i po prostu zniknie podział na ładne i brzydkie. Tylko, że to jeszcze jest pieśń przyszłości, choć słowa się klarują. Żeby jednak tak było, trzeba najpierw wyrównać harmonię. Mój przykład jest pewnie trochę nieadekwatny, bo ja po prostu nie czuję potrzeby dzielenia się wszystkim tym, o czym piszesz. Co nie zmienia faktu, że pokazywałam się na blogu bez makijażu, niejednokrotnie pisałam też o trudnych momentach w moim życiu. Nawet pranie się pojawiło w kontekście dbania o ubrania, a to, co Ty uważasz za estetyczne było wiele razy krytykowane – że włosy mam na zdjęciu brudne, a na szafkach kurz. Ty oceniasz to tak, ktoś inny inaczej. Ja mówię – odklejmy się od oceniania w ten czy inny sposób. Nasz wygląd jest taki, jaki jest. :)
Tylko doprecyzuję – chodzi mi o to, że czym innym jest pokazywanie pewnych rzeczy przy okazji, np. pokazujesz twarz prezentując ubrania (przecież nie utniesz zdjęcia od szyi w górę), ale czy pokażesz tę twarz umalowaną czy nie, w lepszym czy gorszy stanie, wszytko jest ok, bo czytelnicy mają się skupić na ubraniu. Czym innym jest jednak pokazywanie na siłę zdjęć „wad” wyglądu i skupienie całego wpisu ale nie na tym. Może powinnam zrobić teraz odsiew obserwowanych osób, bo być może ja widzę większą skalę tego, o czym piszę. Przykład – znana aktorka pokazuje zdjęcie w bieliźnie i cały post traktuje o jej brzuchu i rozstępach po ciąży i pisze, jak to ona akceptuje siebie i że my też powinniśmy. Ale – na tym samym zdjęciu jest w pełnym makijażu i ułożonej fryzurze. Wszystko opatrzone oczywiście hashtagiem „bodypositive”. Takich paradoksów jest mnóstwo. Poza tym, sama sugeruje takim postem, że wystający brzuch jest wadą, ale należy to akceptować. Moim zdaniem nie. Nie ma żadnych kanonów, że gruby to źle, a szczupły dobrze. A tu idzie odwrotny przekaz. I kieruje uwagę czytelnika na wygląd. Co do ogólnych zdjęć to myślę, że poszliśmy za daleko. Bo ja uważam, że jak pokażesz 3 swetry na kupce do prania, a tematem postu jest np. Pranie wełnianych ubrań to jest ok, ale czy chciałabym oglądać Twoje skarpetki to nie wiem ;-) może mi się wydaje, że wszyscy za dużo pokazują w Internecie. Bo rozumiem, że każdy ma swoje granice i to jest ok, ale czy nie powinno być jakichś ogólnych zasad? Czy ludziom już nie zależy na prywatności? Niedawno odlajkowałam dziewczynę, fajną, pozytywną, podobały mi się jej motywujące teksty, bo naprawdę były oryginalne, ale uświadomiłam sobie, że wiem o niej praktycznie wszystko, chociaż jest dla mnie obcą osobą. Na zdjęciach pokazała każdy kąt w domu, ma mnóstwo zdjęć dzieci i niestety opisuje je ciągle tekstami przypominającymi o tym, które dziecko ma z aktualnym partnerem, a które jest z poprzedniego związku (nie żartuję). I tak, wiem, to są jej dzieci, jej życie, jej ciało, jej dom, może pokazać, co chce. Ja to rozumiem, ale co będzie dalej? Już się tak przyzwyczailiśmy do tego, że możemy obserwować życie innych ludzi, że stało się to dla nas normalne.
Ja mam 32 lata, więc jak byłam nastolatką nie siedziałam z koleżankami na tiktoku, tylko spotykałyśmy się w domach. Jedni żyli skromnie, inni lepiej, ale to nie miało znaczenia. Tak samo jak ubrania, które nosiłyśmy. I pamiętam, że wszystkie koleżanki zawsze miały czysto. Sama też sprzątałam przed ich przyjściem i jeśli np.miałam poplamioną bluzkę, to ją zmieniałam. Nie dlatego, że miałam kompleksy, ale z szacunku do moich gości. Robię tak zresztą do tej pory. Gdyby ktoś mnie odwiedził bez zapowiedzi i zastał z brudną podłogą i tłustymi włosami, trudno, nie przejmowałabym się, ale nie będę też odpuszczać na każdym kroku, mieszkać w brudzie, nie dbać o siebie i mówić, no ja już taka jestem, Musicie mnie zaakceptować, bo ja akceptuję siebie. Jak tu znaleźć złoty środek? To znaczy dbać o siebie na tyle, na ile mogę, ale nie narzucać sobie zbyt dużego rygoru. A z drugiej strony nie odpuszczać. Bo są też negatywne skutki, pracowałam z dziećmi, wśród niektórych panuje przekonanie, że nadwaga jest ok, rodzice karmią ich niezdrowo i nie zachęcają do ruchu. Dziewczynka w wieku 13 lat potrafi ważyć 70 kg. Jej matka, też grubsza, na sugestie, że córka powinna spędzać czas aktywnie odpowiada – ja jestem gruba i mi to nie przeszkadza i uczę moją córkę, że nie trzeba być szczupłym, ona niech sama decyduje, jak będzie spędzać czas i wyglądać.
Dziewczynka ma tak grubiutkie nogi, że nie może chodzić prosto, tylko się trochę kiwa na boki. Rady wpojone przez matkę działają, bo dziewczynka nie ma żadnych kompleksów, fajne, wesołe dziecko. Ale czy zdrowe? Co będzie za kilka lat? Jak się będzie poruszać? Co będzie z jej kręgosłupem?
To są tematy rzeki, ile ludzi, tyle opinii, coraz mniej czasu spędzam w Internecie, rzadko biorę udział w dyskusji, lubię się wypowiadać tutaj i u Basi Szmydt, bo tu i tu panuje szacunek, nawet jeśli się ma inne zdanie. Ale chyba czuję przesyt ekshibicjonizmu internetowego i nie chcę już niczego oglądać. Im mniej informacji i bodźców, tym lepiej. A im mniej czasu w Internecie, tym więcej czasu na czytanie książek i pracę w ogródku, co każdemu polecam;-)
Justyno, myślę, że sama sobie odpowiedziałaś, prawda? :) Z jednej strony piszesz, że jak byłaś nastolatką to nie siedziałaś na Tik Toku i nie obserwowałaś cudzego życia. Kłopot w tym, że teraz masz 32 lata i to właśnie robisz. Jesteś doskonale zorientowana w cudzym życiu, śledzisz je i jednocześnie narzekasz, że ludzie tyle pokazują w internecie i do tego rzeczy, które postrzegasz jako nasiąknięte hipokryzją, fałszem czy nieestetyczne. Rozumiesz, co mam na myśli? :) Z całą życzliwością, ale uważam, że najcenniejszą walutą, jaką mamy, jest teraz uwaga. I to, gdzie kierujesz swoją uwagę, kogo i z jakiego powodu ją karmisz jest najważniejszym pytaniem, na które warto sobie szczerze odpowiedzieć. Pozdrawiam serdecznie. :)
Ostatnia stylówka najlepsza 👌🏼♥️
Sweter od mamy skradł moje serce, prawie poczułam jego miękkość ❤️
Kasiu, jesteś ogromną inspiracją, pokazujesz, jak można ubierać się niewielką ilością ubrań, a co najważniejsze – wszystko wygląda tak normalnie. Mogłabym założyć każdy zestaw i nie czułabym się „wystylizowana”. Korzystając z okazji – czy polecasz kurs szafa minimalistki na etapie, na którym nie można ostatecznie zbudować szafy? (Schudłam w ciąży, a obecnie nadal karmię, więc nie wiem, kiedy dojdę do stałej sylwetki i jaka będzie)
Cześć Joanno, dziękuję Ci pięknie za tak miłe słowa i tak, jak najbardziej polecam kurs również w takiej sytuacji. Polecam z 2 powodów: po pierwsze kurs pomaga w tworzeniu szafy na tu i teraz, niezależnie od okoliczności, a po drugie dostęp masz nieograniczony w czasie – skorzystasz z narzędzi i teraz i za rok, i za dwa. Pozdrawiam serdecznie. :)
Dziękuję, nie mogę się doczekać :) Przy okazji – nie działa planer szafy minimalistki :( (strona)