Oto nowa/stara gotowa sezonowa capsule wardrobe na całą zimę. W nowym stylu!
O ile moja ostatnia, letnia capsule wardrobe stanowiła zaawansowany recykling ubrań i nie było w niej absolutnie żadnej nowej rzeczy, tak w tym sezonie mam w szafie prawdziwą (jak na moje standardy) rewolucję! W ciągu tego roku kupowałam naprawdę bardzo mało ubrań. Nie, nie miałam żadnego zaplanowanego wcześniej ubraniowego detoksu. Po prostu zakupowa potrzeba nie istniała. I było mi całkiem dobrze z taką szafą, jaką miałam. Do czasu.
Moja ewolucja stylu
Po lecie, nagle okazało się, że dużo moich ulubionych ubrań się zwyczajnie zniszczyło (jeansy!), a wiele tych jesiennych/zimowych z zeszłego roku również nie wygląda zbyt dobrze. Jeśli dobrze liczę, pozbyłam się 6-7 rzeczy, co w mojej, liczącej 20+parę sztuk ubrań, szafie stanowi spory wyłom. Do tego doszła zeszłoroczna, niezrealizowana potrzeba kupienia jesiennego płaszcza i, jak się okazało, zimowej kurtki i kozaków. Dużo!!!
W pierwszej chwili już sama świadomość liczby potrzebnych do kupienia rzeczy mnie przytłoczyła. Naprawdę odzwyczaiłam się od zakupów, one mnie zwyczajnie bardzo męczą (zwłaszcza w natłoku potrzeb), a na samą myśl o wędrówce po galerii handlowej czułam się chora. Do tego miałam świadomość, że posiadane ubrania w dotychczasowej formie nie do końca odpowiadają moim potrzebom, a nie miałam klarownego pomysłu co mogę zmienić i czego właściwie potrzebuję. Po bardzo długim, cudownym czasie zupełnie bezproblemowej obsługi szafy z ubraniami, poczułam się dość mocno zagubiona.
Skąd potrzeba zmian? Postaram się to Wam jak najlepiej zobrazować.
Wbrew pozorom, nie chodzi o to, że moje ubrania mnie znudziły. Bardziej przestały odpowiadać moim potrzebom. Wiecie, że projekt SZAFA MINIMALISTKI zaczęłam w MAJU 2014 roku? To grubo ponad 2 lata temu! W tamtym czasie byłam niespełna rok po porzuceniu etatu w korporacji. Tak poważne decyzje w życiu zawodowym przełożyły się również na sposób ubierania. Pamiętam, jak bardzo miałam dość noszenia na co dzień eleganckich ubrań! Nie mogłam patrzeć na marynarki, koszule, a tenisówki były moim ulubionym obuwiem. Tego właśnie potrzebowałam przez długi czas.
Aż do dziś.
Dziś jestem w trochę innej rzeczywistości zawodowej. Mam 34 lata i prowadzę dwie dobrze prosperujące firmy i jednego, całkiem rozpoznawalnego już bloga. Mam coraz więcej obowiązków, które wymagają wystąpień publicznych – szkoleń, prelekcji, spotkań z Klientami, wystąpień w mediach. Tego właśnie chciałam i na to pracowałam, ale okazało się, że moja garderoba nie do końca odpowiada tym potrzebom. Wiedziałam, że potrzebuję zmian, ale nie potrafiłam się na nie odważyć. Bo utknęłam w bardzo wygodnym standardzie. Nie, utknęłam to złe i nieodpowiednie słowo. Ja sobie ten komfortowy standard wypracowałam i nadal go bardzo potrzebuję, tylko z innymi ubraniami.
Poszerz swoje horyzonty stylu
Uświadomiłam sobie, że konieczność wymiany części ubrań to doskonała okazja, żeby coś w moim codziennym wyglądzie pozmieniać. Ale bałam się tej zmiany. Bałam się, ponieważ wydawało mi się, że POWINNAM dokładnie określić i wiedzieć jak od teraz chcę wyglądać. Tymczasem, miałam tylko mgliste wyobrażenie, a nie chciałam znowu wpaść w pułapkę nietrafionych i zbędnych zakupów.
I wtedy dostałam wiadomość, której nie przeczytałam dokładnie, ale z której wyłapałam 4 słowa: poszerz swoje horyzonty stylu. Była to propozycja współpracy z marką kawy Davidoff Horizon – produktu, który doskonale znam. I poszłam za tym znakiem. Brzmi to może pretensjonalnie, wiem, ale to prawda. Tym razem kawa zainspirowała mnie do działania, ale nie poprzez kofeinę w składzie, ale tak bezpośrednio. Potrzebowałam przypomnienia, że przecież budowanie własnego stylu to również ciągłe poszukiwania i eksperymenty, choć nie muszą być od razu niezwykle radykalne.
Postanowiłam dać sobie czas i przestrzeń na eksperymenty z ubraniami. Na wprowadzenie elementów, o których bym pewnie kiedyś nie pomyślała (czerwone buty i złota biżuteria!). Na więcej elegancji na co dzień. Być może dla Was nie są to aż tak poważne zmiany, ale dla mnie to, może nie rewolucja, ale poważna ewolucja. Co z tego wyniknie? Nie wiem, ale mam zamiar się dobrze bawić, wiązać kokardy pod szyją i częściej wskakiwać w szpilki. :) Mam nadzieję, że będziecie mi towarzyszyć w tych eksperymentach. :)
Żeby pokazać Wam jak poważne mam zamiary ;), postanowiłam też po raz pierwszy poczuć się jak prawdziwa blogerka i zrobić profesjonalną sesję zdjęciową. Po raz pierwszy fotografie ubrań są zrobione porządnie, a nie partyzancko, w moim mieszkaniu, na tle piekarnika. :) Nie wierzycie? A popatrzcie uważnie tutaj.
Moja SZAFA MINIMALISTKI w wersji capsule wardrobe na zimę 2016/2017
Pełna lista:
(1) Bluzka z kokardą Esprit Collection (wiskoza z domieszką poliamidu) to nowy nabytek. Takie wiązane kokardy podobały mi się od dawna, zawsze zwracały moją uwagę na innych osobach. Długo nie byłam przekonana czy będę się w niej dobrze czuła, ale postanowiłam spróbować. Potrzebna mi jest taka bluzka/sweter, która będzie wyglądała dobrze i elegancko zarówno z marynarką, jak i solo – chociażby włożona do jeansów. Skład wiskoza plus syntetyk sprawdził się już u mnie wcześniej – podobny miała bluzka Solar, którą nosiłam blisko 10 lat!
(2) Koszulka Lidl Esmara Premium (100% modal) – całość tej kolekcji pokazywałam Wam na blogu tutaj. Jak wspomniałam, zachowałam sobie jedną koszulkę i do dziś dzielnie mi służy. Na Waszą prośbę pokaże ją w kolejnym tekście z recenzjami.
(3) Biała koszula James Button to również nowy nabytek (100% bawełna). W pierwszej chwili chciałam kupić elegancką biała bluzkę, ale w koszulach czuję się bardziej „poskładana”. I nareszcie, jak przystało na prawdziwą minimalistkę, mam w szafie białą, bazową koszulę! ;)
(4) Białą koszulkę Zara Kids znacie już doskonale. Tak, to wciąż ten sam model. 100% bawełna. Podobnie białą koszulkę Massimo Dutti (5). Jedwabna bluzka More by less (6) również już często pojawiała się na blogu. Tak samo niebieska, bawełniana koszula Ralph Lauren (7) jest w mojej szafie już któryś sezon z kolei.
Kaszmirowe swetry to elementy niezbędne w mojej szafie nie tylko zimą. Liliowy sweter LaRedoute (8) oraz beżowy kardigan Mango (9) to jedne z moich podstawowych rzeczy.
Obie marynarki (i to jedyne marynarki w mojej szafie) są w 100% wełniane. Granatowa została uszyta na miarę w Tajlandii (10) – tutaj pełna recenzja, a szara marynarka (11) pochodzi z polskiej firmy More by less. Obie eksploatuję ostatnio bardzo, bardzo mocno.
Futrzaną kamizelkę DIY (12) znacie już zapewne doskonale. Wełniana peleryna Gosia Strojek (13) również nie jest nowością i w zestawieniach będzie się pewnie pojawiać rzadko, choć jest przeze mnie często noszona. To wynika z faktu, że tę pelerynę trzymam na co dzień w swoim biurze i noszę, gdy jest chłodniej, albo gdy potrzebuję bardziej eleganckiego efektu na spotkanie, a akurat nie włożyłam marynarki (tak samo trzymam pod biurkiem szpilki).
Sweter DIY by Mama (14) jest zrobiony ręcznie przez moją mamę (jak sama nazwa wskazuje ;)). Dla chętnych więcej informacji jak taki zrobić plus ewentualnie podobny model w sprzedaży.
Jak widzicie, nie ma w zimowej szafie ani jednej spódnicy lub sukienki. Nie dlatego, że takiej nie wybrałam to tej capsule wardrobe, ale ponieważ żadnej nie mam. Oczywiście, raz na jakiś czas chce mi się kupić spódnicę czy sukienkę, ale nie mogę znaleźć odpowiedniej. Pewnie w końcu coś sobie uszyję. Zresztą dwie rzeczy oddałam już do uszycia i wciąż czekam na pierwszą przymiarkę (okazuje się, że rekomendowane dobre krawcowe mają bardzo dłuuugie terminy). Stąd trzy pary spodni: niebieskie jeansy COS (15), białe jeansy Mango (16) i granatowe chinoso-cygaretki Mango (17).
Ostatni punkt to buty. Po raz pierwszy tych na obcasach jest więcej, niż tych płaskich. Czarne botki Sam Edelman (18) i szpilki Zara (19) noszę od lat. Nowy nabytek to czerwone czółenka Zurbano (20) – te wkładam na ważniejsze spotkania i konferencje, zwłaszcza gdy jestem prelegentką – dają mi solidne poczucie siły na scenie :). Sztyblety Eden (21) i 7Mil (22) również są Wam znane – noszę je już długo. Oczywiście, wszystkie buty w mojej szafie są skórzane.
Zimowy moodboard
Uznałam, żeby wprowadzić Was w klimat mojej szafy i stylu po zmianach potrzebuję dokumentacji fotograficznej. :) Sesja, która powstała jest tak piękna, że chcę się nią z Wami podzielić. Mam nadzieję, że poczujecie tą subtelną zapowiedź zmiany. Skupiłyśmy się na szczegółach, ponieważ to one tworzą styl, a często umykają w zestawieniach Szafy Minimalistki, gdy widać całość sylwetki.
Miejsce, w którym powstała sesja to warszawski butik Mint Grey, którego właścicielką jest wyjątkowa kobieta Magda Zajączkowska, której najbardziej na świecie zazdroszczę magicznego wręcz wyczucia kolorów. :) Magda jest prekursorką stylu nowojorskiego w polskich wnętrzach.
Za zdjęcia dziękuję Kasi Wojniak, która stworzyła piękne, klimatyczne fotografie.
Pierwsze zimowe zestawienie Szafy Minimalistki pojawi się zapewne za 2 tygodnie, na koniec grudnia. Jednak, już teraz życzę gorąco Wam i sobie odwagi. Nie tylko w szafie, ale i tak generalnie, w życiu. Nie bez powodu taka właśnie inskrypcja pojawiła się na zamówienie na jednym z moich pierścionków. Oczywiście, dla każdego z nas ta odwaga w życiu będzie ZUPEŁNIE czymś innym, nie tylko w sferze estetycznej.
Z ogromną ciekawością czekam na Wasze komentarze.
Partnerem tekstu jest marka kawy Davidoff Horizon, która zainspirowała mnie do tej pięknej zmiany i dzięki której mogła powstać ta wyjątkowa sesja.