Trzeci rok z rzędu przygotowuję tekst, gdzie spowiadam się Wam ze swoich ubraniowych zakupów. Można już chyba mówić o tradycji. :) Co okazało się strzałem w 10, a co bublem?
Robię te zestawienia konsekwentnie z kilku powodów, o których poniżej:
- Wiem, że je lubicie. :)
- Jesteście ciekawi jak i co kupuje minimalistka.
- Fajnie mieć jakiś punkt odniesienia dla swoich nawyków zakupowych (choć to może być też niepotrzebne i bardzo złudne).
Ile wydałam na ubrania w 2018 roku?
W 2018 roku wydałam na swoje ubrania dokładnie 935,89 zł. Do tego dostałam w ramach współpracy z marką Tatuum kaszmirowy sweter o wartości 499 zł oraz buty Nessi, ale nie wiem ile kosztują. Dokładny rozkład cenowy możecie zobaczyć na grafice poniżej. Kupowałam jedynie potrzebne rzeczy (no, jeden szary sweter mogłam sobie odmówić ;)). Cieszy mnie, że kupując mniej mogę sobie pozwolić na jednorazowo droższe zakupy. Staram się bardzo zwracać uwagę na jakość i jestem gotowa za nią zapłacić więcej (chociaż nie kupuję wcale super-markowych-hiper-drogich rzeczy), ale nie uchroniło mnie to wcale przed zakupowymi bublami. Na co wydałam więc ten niecały tysiąc złotych?
edit: Kompletnie zapomniałam o spodniach z Cubusa, które kosztowały 59 zł (w promocji) – nic się przed Wami nie ukryje! Dodałam do listy.
koszulka na ramiączkach KappAhl z bawełny organicznej (dział dziecięcy) – 14,99 zł
biała koszulka Mango bez rękawów – 89 zł
koszulka w paski Muji z bawełny organicznej – 55 zł
bawełniana bluzka Esprit w różowe paski – 59 zł
długi sweter &Other Stories – 350 zł
sukienka Weekday – 88 zł
sweter Samsoe Samsoe z lumpeksu – 20 zł
legginsy z Lidla – 11,99 zł
sandały Mango – 69 zł
espadryle Toms – 159 zł
spodnie Cubus z bawełny organicznej – 59 zł
Co się sprawdziło, a co okazało się bublem?
Generalnie muszę przyznać, że mam całkiem dobre oko i rękę do zakupów. Z tegorocznych nabytków tylko dwa okazały się mało trafionymi zakupami, a jeden całkowitym bublem. Kompletną porażką okazała się sukienka z RiskMadeInWarsaw, którą możecie zobaczyć na tym zdjęciu. Zwróciłam ją bardzo szybko, dlatego nawet nie wliczałam do końcowego zestawienia, bo nie miało to sensu. Jednocześnie, nadal noszę tę bluzę Riska, która w moim rankingu dostała 22 punkty na 25 możliwych.
Zdążyłam założyć ją dosłownie kilka razy, gdy zauważyłam, że szwy na samym dole po prostu puściły. Jeszcze przed pierwszym praniem. Gdyby sukienka była tańsza pewnie przymknęłabym oko i zabrała do krawcowej. Jednak kosztowała 365 zł, co nie jest niską kwotą za sukienkę z wiskozy. Dlatego postanowiłam złożyć reklamację, która została szybko rozpatrzona i uwzględniona. Dostałam przeprosiny i zwrot pieniędzy. Na plus muszę przyznać, że jest świetnie skrojona.
Do nietrafionych zakupów muszę zaliczyć w tym roku letnie buty. Moje staruteńkie sandały już naprawdę się rozpadły (reanimacja u szewca pozwoliła mi je nosić rok dłużej) i traciłam już nadzieję na coś fajnego i zgrabnego na moją wąską stopę, gdy na przecenie w Mango znalazłam białe sandałki. Były bardzo tanie, co znajduje odzwierciedlenie w jakości. Sznurki się siepią – na razie obcinam i reanimuję, ale nie wróżę im wieloletniego życia w mojej szafie. Drugim mniej trafionym były espadryle Toms. Świetne opinie, etyczna produkcja, legendarna wygoda – postanowiłam spróbować. Jasny materiał brudzi się szybko (tego się spodziewałam) i obtarły mi jedną kostkę. Jakby były wyższe z jednej strony, albo mam pechowo niesymetrycznie ułożone kostki. ;) Podkładka pod piętę pomogła, ale zdecydowanie nie są to moje ulubione buty.
Kilka spośród kupionych rzeczy od razu stało się moimi ulubieńcami. Szare swetry noszę w sumie na zmianę i uwielbiam każdy z nich. Długi, kaszmirowy (milutki jak sierść szczeniaczka) i nowy nabytek (kupiony w grudniu) prosto z lumpeksu. Świetnym zakupem okazały się też koszulki z bawełny organicznej. Tę na ramiączkach noszę i na co dzień pod swetry, i na jogę. W koszulce w paski Muji przechodziłam całą wiosnę i długie zeszłoroczne lato. Tkanina się zmechaciła bardzo delikatnie (golarka załatwiła sprawę), a szwy trzymają się nienagannie na swoim miejscu. Muszę jednak przyznać, że identyczna koszulka, ale z działu męskiego jest jeszcze lepszej jakości. Mam porównanie, bo MM również taką sobie kupił. Uwielbiam też legginsy w kwiaty z Lidla!
***
To by było tyle mojej zakupowej spowiedzi. :) W przyszłym tygodniu postaram się wrzucić na bloga moje ulubione zestawienia z Szafy Minimalistki, głównie swetrowe. Jeśli masz ochotę na więcej „zakupowych” tekstów, linkuję do moich ulubionych:
Analiza stylu w 5 krokach plus kilka uwag praktycznych
Co to za materiał? Poradnik materiałoznawstwa odzieżowego
5 błędów, które najczęściej popełniamy na zakupach
Podziel się proszę swoimi zakupami z ostatniego roku – tymi udanymi i tymi mniej udanymi też!
Cześć,
Fajnie, że można mieć super ubrania i nie płacić za nie majątku. Niektórzy producenci przeginają z cenami. Srsly wiskoza na sukienkę 30 zł, krawcowa (super dobrze opłacona, co się nie zdarza) 100 zł. Nie wierzę, że 250 zł to transport i koszty utrzymania sklepu…
Pozdrawiam,
Kasia
Szwaczki w szwalniach, które szyją dla sieciówek dostają 4-5 zł netto za uszycie takiej sukienki. Wiem bo moja mama pracuje w szwalni, która szyje dla Orsaya. 100 zł to chyba byłby koszt uszycia sukni balowej ;)
Temu właśnie napisałam, że to się niestety nie zdarza :( to pokazuje jaki straszny wyzysk jest w przemyśle ubraniowym i ile dostaje firma, a ile podwykonawcy :(
Ale uszycie ubrania do sklepu to nie tylko koszt materiału, koszt pracy krawcowej i utrzymanie sklepu. Ktoś to musi zaprojektować, zrobić stopniowanie rozmiarów, znaleźć materiał itd. Przecież to wszystko są godziny pracy. W sieciówkach ubrania są tańsze niż w niszowych markach również dlatego, że koszty stałe rozkładają się na wiele więcej sztuk odzieży.
Jeju, dokładnie, ludzie nie widzą tych kosztów. A w to wlicza się marketing, sesje zdjęciowe, utrzymanie działu customer service, serwery, domeny, obsługa techniczna sklepu, transport i benzyna (Bo ktoś do szwalni musi pojechać, zamówienie przyjeżdża kurierem), księgowość, nawet przecież firma sprzątająca, opakowania. Inne gadżety, jak krówki dodawane do zamówień, czy prosecco w butiku, to już wiadomo, trochę fanaberia, ale to też są koszty, które pokrywa cena ubrania. No i wiadomo, że utrzymanie butiku w centrum Warszawy będzie bardziej „kosztogenne” (to o Risku) i cena ubrań też na to wpłynie, niż w sklepie, który działa tylko online. Generalnie nikt nikomu nie broni iść i zapłacić bezpośrednio krawcowej, która uszyje idealny ciuch na wymiar. Ale z doświadczenia wiem, że trudno o dobrą krawcową, która ma wolne terminy w miarę szybko (przynajmniej w dużym mieście).
Oraz z mojego doświadczenia wynika, że bardzo niewiele marek szyjących w Polsce, etycznie, nie na masową skalę, potrafi usiąść do excela i solidnie policzyć wszystkie koszty. Sporo takich marek nie płaci podatków, co widać było swego czasu na targach mody niezależnej – kilka razy nie dostałam paragonu. Albo są małe marki, które szyją sukienki i sprzedają je za 100 zł, a po przeliczeniu wszystkich kosztów wychodzi, że dokładają do biznesu.
Niestety cena nie zawsze idzie w parze z jakością. Kupiłam sweterki w polecanym tu laredoutte i niestety po kilku założeniach były „do wyrzucenia”, a prałam zgodnie z metką. Szkoda, że nie pomyślałam o reklamacji. A składy rewelacyjne. No ale może ja nie potrafię takich nosić (podwijałam rękawy i one wyglądały najgorzej).
Tak ogólnie to dzięki za kolejną porcję inspiracji. Bardzo lubię twój styl. ❤
Reklamacja koniecznie! Mój sweter zaczął źle wyglądać dopiero niedawno, po kilku latach noszenia. Niestety, sama mogę ocenić tylko konkretny model, bo produkt produktowi nierówny bardzo, nawet w ramach jednej marki.
Ja mam taki model jak Ty Kasiu tylko szry, kupiony jeszcze wczesniej i nadal wygląda nienagannie.
Kasiu, a czy mi się przywidziało, że na story nt. wypożyczania choinek miałaś marynarkę open offce Risk made in warsaw, w kolorze khaki?
Tak, zgadza się. :) Koszty tej marynarki wrzucam już w kolejny rok. Wiem, że to może niejasne, ale u mnie w excelu wszystko się zgadza. Kupuję turami i tura zimowa jest razem już w 2019 roku. Podobnie miałam w zeszłym roku z długim szarym swetrem – kupiłam w grudniu 2017, a koszt pojawił się w 2018 czyli teraz.
Kasiu, powiedz proszę jak pierwsze wrażenia dot. tej marynarki.
Zastanawiam się nad jej kupnem, ale w moim przypadku wchodzi w rachubę tylko e-sklep, więc Twoja opinia będzie pomocna ?
Pierwsze wrażenia są super. Nosi się świetnie. Wygląda porządnie, a jest wygodna jak bluza. :) Moja koleżanka ma dwie te marynarki, w różnych kolorach, nosi dłużej, niż ja i też jest bardzo zadowolona.
Bardzo dziękuję ?
Ja w zeszłym roku też spisywalam wydatki ubraniowe. Moje ubrania to nabytki z lumpeksu. Do kwoty 10000zl dobilam przez buty i porządną torebkę. Ale i tak przybyło mi 28 rzeczy, ale poznałam się 45;)
Teraz czytam nowe komentarze w tym swój i patrzę jak mi jedno zero ekstra wskoczylo. Wydała prawie 1000zl a nie 10 razy tyle;)
Cześć,
dzięki za podzielenie się kwotą i krótkie recenzje. Co do Toms, to ja ich wprawdzie nie mam, ale mam Paez bardzo polecam (model Eva). Jeśli są jasne, to też się będą brudzić, ale mają wygodną wkładkę i na wąską stopę są wg idealne.
Pozdrawiam!
Kasiu,
A spodnie C&A?
Zapomniałam! Masz rację! Nie wiedziałam czy je zachowam i nie wpisałam na listę. Już dodaję!
Zainspirowana Twoim postem podliczyłam siebie. 3 tys, złotych ! Gdyby nie to, że skrupulatnie spisywałam wszystkie wydatki – nie uwierzyłabym! Założenie na ten rok : szukać używanych ubrań na vinted.pl i olx
Powodzenia! :)
Jakbyś szukała sandałów nieeleganckich, to zdecydowanie polecam firmę Merrell – są przewygodne i bardzo wytrzymałe – chodzę w nich po mieście, po górach, po fontannach i średnio po 4-5 sezonach takiego użytkowania zaczyna to być po nich widać ;) wygodnych sandałów do pracy nie udało mi się póki co niestety znaleźć, więc latem chodzę głównie w balerinach.
A takie zestawienie to bardzo dobry pomysł – wydawało mi się, że mało wydawałam, a jednak zebrały się prawie dwa tysiące – fakt, że są w tym też takie wydatki jak dość drogie buty do tańca, okulary przeciwsłoneczne i dwa zegarki, ale mimo wszystko – kwota nad którą można popracować ;)
Hej Kasiu,
jestem pod wrażeniem tej kwoty, szczególnie w kontekście pracy wymagającej oficjalnej garderoby! Zbierasz może dane dotyczące konserwacji ubrań? bo te też potrafią przekładać się na konkretne kwoty.
To prawda. Ogromne kwoty zbierają się np. w sytuacji zakupu rajstop, wkładek do butów, odświeżaczy, impregnatów, past, a nawet częstego prania, co przekłada się na zużycie wody, detergentów i prądu. Sama mam 10 par czarnych rajstop, bo w sezonie wczesna wiosna i wczesna jesień chodzę często w sukienkach i potrzebuję takiej ilości rajstop, żeby dzień w dzień nie myśleć czy rajstopy mi na jutro wyschną czy muszę jednak wbić się w spodnie. A koszt zakupu tych rajstop to łącznie 300 zł. Plus taki, że służą mi wszystkie już kolejny sezon i wyglądają świetnie ;)
Najbardziej miałam na myśli np. szewca i pralnię chemiczną dla rzeczy, które jej wymagają. O rajstopach jakoś zapomniałam, ale w kontekście sukienek zimną to zdecydowanie prawda.
Mam jedną parę czarnych rajstop. :) Nie publikuję info o bieliźnie, bo uznałam, że jakieś resztki prywatności mi się należą ;), ale w ciągu roku jest to góra 200 zł wszystkiego.
@Askadasuna a podpowiesz jakiej firmy rajstopy kupujesz :) ?
Najczęściej takie grubsze 80-100 den w Gatta, rzadziej w Calzedoni. Gatte mam pod ręką, do Calzedoni mam już niezłą podróż autobusem ;)
Nie, ale nie ma tego zbyt wiele. Z pralni chemicznej korzystam wyjątkowo rzadko, a z szewca góra dwa razy w roku.
Patrząc na te perełki to były warte swojej ceny :)
Muszę przyznać, że też nie wydałam bardzo dużo w 2018. Mimo że uzupełniałam tzw. podstawę szafy: buty zimowe, sportowe, sneakersy. U mnie natomiast więcej ubrań zostalo wyszperanych na szmatach – kocham to, że w promeniu kilkudziesięciu kilometrów raczej nie znajdę nikogo w tym samym ciuchu :)
Nie zamieszczasz bielizny. To zrozumiałe. Ale wyobraziłam sobie w głowie taką scenkę, w której w ubraniach jesteś minimalistką, robisz przemyślane, raczej mało ekstrawaganckie zakupy za rozsądną kwotę, a w bieliźnie wydajesz krocie na wymyślne komplety i kupujesz je nałogowo, i pod skromnymi swetrami nosisz frywolne koronki za grube brazyliony :D I to by było zupełnie ok, chociaż to chyba nie jest ten rodzaj zakupów bieliźnianych, który jako pierwszy kojarzy się z tak zarządzaną szafą ubraniową. W każdym razie, pomyślałam, że to by było zabawne, więc postanowiłam się taką wizją podzielić ;)
Niezła wizja. ;) Nie publikuję info o bieliźnie, bo uznałam, że jakieś resztki prywatności mi się należą ;), ale w ciągu roku jest to góra 200 zł wszystkiego.
W 2018 roku na ubrania wydałam dokładnie 847 zł :) W tym dość znaczna kwota to ubrania dla bliskich, które kupowałam przy okazji buszowania w SH, ale jakoś nie pasowało mi wrzucenie tych wydatków do kategorii prezenty. W 2018 roku głównie prowadziłam detoks zakupowy i ograniczałam się do kupowania tego, czego mi brakuje, a i tego typu zakupy w większości miały miejsce w lumpeksie. Miłe uczucie mieć fajne ubrania za małe kwoty i świadomość, że mam dokładnie tyle, ile potrzebuję, a nadmiaru stale się pozbywam.
A ja po 2 latach detoksu ubraniowego (i nie tylko) tak zaszalałam w minionym roku, że hoho… jak sobie podliczyłam to kwota wyszła mi kilkakrotnie wyższa. Czas chyba przykręcić kurek w 2019 roku. Prawdą jest, że w ciągu wcześniejszych dwóch lat kupowałam bardzo mało i wiele rzeczy mocno mi się podniszczyło i musiałam wymienić aczkolwiek nastąpił chyba jakiś efekt jojo bo przybyło troszkę nadprogramowych rzeczy bez których spokojnie mogłabym się obejść.
Lubię tego bloga, ale teksty dotyczące ubioru trochę mnie odpychają…
„Zdążyłam założyć ją dosłownie kilka razy, gdy zauważyłam, że szwy na samym dole po prostu puściły. Jeszcze przed pierwszym praniem.”
Naprawdę nie rozumiem jak można nosić jedną sukienkę kilka razy i jej nie wyprać… Jest to dla mnie niehigieniczne i niepojęte… Ciekawa jestem jak to wygląda u Ciebie Kasiu z ubraniami sportowymi? Ja trenuję min. 5 razy w tygodniu, więc muszę mieć min. 5 koszulek (przy założeniu robienia prania raz w tygodniu). Nie mogłabym założyć tej samej, przepoconej rzeczy ponownie, nawet jeśli trenuję w domu….
:) A ja właśnie to lubię:) Nie wydaje mi się, żeby Kasia była jakoś niewystarczajäco higieniczna. Nie wszyscy pocą się tak samo, niektórzy w ogóle się nie pocą. Jeśli do tego nie siadasz w komunikacji miejskiej i nie ocierasz się w przypadkowych tłumach o różnych ludzi, a jeszcze w domu nosisz ubrania po domu, czyli w sukience nie spędzasz całego dnia… to ona nie ma jak się pobrudzić. Pranie bardziej nadweręża takie ubrania niż użytkowanie. Myślę że każdy ma prawo dbać o ubrania według swojej najlepszej wiedzy a do tego dbać o swoją higienę w ten sam sposób. Mamy różne zwyczaje, różną fizjologię i chyba nie da się w tej dziedzinie mierzyć innych swoją miarą.
Oczywiście, że każdy ma prawo dbać o higienę w swój sposób, wedle swoich potrzeb, ale nie wyobrażam sobie założenia na siebie czegokolwiek (bielizny, kurtki, dosłownie czegokolwiek) bez uprzedniego prania. Miało to ubranie w rękach kilkadziesiąt osób, wycierało się po przeróżnych miejscach, wisiało czasem tygodniami na wieszaku kurząc się i wg. mnie pierwsza rzecz po zakupie to upranie. Jaki sens w dbaniu o skórę jeśli zakładam na siebie coś brudnego?
Czytam bloga od dawna, w wielu kwestiach Kasia jest dla mnie inspiracją, drogowskazem ale tutaj zaskoczyła mnie negatywnie. Co nie zmienia faktu, że nadal jest to wyjątkowe miejsce w sieci.
Szczerze, mam wiele koleżanek ale tylko jedna z nich pierze nowe ubrania przed założeniem, więc myślę że to nie podejście Kasi w temacie higieny jest tu niecodzienne tylko raczej twoje :)
czyli milion much nie może się mylić? Pranie ubrań przed użytkowaniem to nie jest jakaś higieniczna fanaberia, , bo abstrahując już od tego, że często teoretycznie „nowe” ubrania mogły być mierzone przez inne osoby, walać się po podłodze w sklepie czy magazynie, to przede wszystkim ubrania, zwłaszcza z sieciówek (zara, hm itd) są pryskane chemicznymi środkami konserwującymi – dodam, że raczej mało eko friendly. Warto mieć tego świadomość.
Agnieszko, pisałam o kwestiach prania już wiele razy i przyznaję, że trochę mi się już nie chce znowu tłumaczyć. :) Nie uważam, że każde ubranie należy prać po jednokrotnym założeniu i nie, nie piorę ubrania po kupieniu, a przed założeniem.
To w takim razie prałaś tę sukienkę przed założeniem?
Agnieszko, naprawdę pierzesz kurtkę po każdym wyjściu??? To szaleństwo powinno mieć swoje granice…
Wtrącanie się w czyjeś zwyczaje higieniczne w sieci – to dopiero jest odpychające.
A ja np jeżeli jestem na jodze dla początkujących, to swobodnie zakładam tę samą koszulkę ponownie na następne zajęcia. I nie, nie pocę się. Mam sukienkę wełnianą z cosa i nie prałam jej po kilku założeniach…
Chyba nikt normalny nie niesie wełnianej sukienki do pralni po jednym założeniu…
A mnie dalej fascynuje to, że nikt nie rozróżnia założenia ubrania na wyjście na godzinę, dwie, trzy od takiego na godzin 12 czy 14. Myślę, że to istotne ile godzin coś na sobie mamy, co robimy, gdzie przebywamy.
Oczywiście racja, ale w ogóle trzeba mieć niezły tupet, by pisać Kasi w sieci o jej rzekomych zaniedbaniach higienicznych – ciekawe, czy w realu też byłby taki kozak…
Jeżeli ktoś pisze, co kupił, ile na to wydał i kiedy prał to jestem w stanie i powiedzieć prosto w oczy i napisać, że zaskakuje mnie założenie, wg.mnie ubrania brudnego, prosto ze sklepu.
Agnieszko, mnie też zaskakuje wiele rzeczy, ale akceptuję, że nie każdy chce żyć tak, jak ja. Polecam, to bardzo uwalniające. :)
Nikogo nie nakłaniam,by żył tak,jak ja.Nikogo nie obrażam,nie strofuję,wyrażam swoje zdanie i spotrzeżenia tak,jak Ty. Nie używam stwierdzeń,że ktoś coś powinien czy,że ja wiem lepiej.I nie czuję się „zniewolona” czy „ograniczona”bym musiała się uwalniać.
Pracuję w szpitalu i spokojnie mogę stwierdzić, że 80% ludzi nieładnie pachnie i ma brudne ubrania. Nie mówię tu o osobie np. z wypadku, która trafia do szpitala w roboczym ubraniu, ale o zużytej bieliźnie, brudnych dresach zapakowanych na oddział zabiegowy (!) czy nieobciętych paznokciach i czarnych piętach u 30-letniego chłopaka. Raczej nie pisałabym, że ktoś przesadza z częstym praniem, bo nasze społeczeństwo, którego przekrój widzę, skłania się w stronę poważnych zaniedbań higinienicznych i próchnicy. I tak, często jesteśmy zmuszeni zwrócić komuś uwagę.
Nie uważam, żeby to było takie fajne i wyluzowane, gdy ktoś „oszczędnie” nie pierze i nie wyrzuca śmierdzących butów.Ja też mam znajomych, którzy są dobrze sytuowani i mają markowe ubrania, ale właśnie mają w sobie taki luzik- jak jestem zmęczona, to się nie wykąpię, założę na trening 2 razy tę samą koszulkę, po co prać tak często swetry, cała zima w jednej niepranej kurtce, a kto to widział, żeby ciągle zmieniać pościel… I szczerze- to czuć. Po nich, po ich mieszkaniu (Oni nawzajem sobie pasują :)) Jak wam się wydaje, że sweterek założony parę razy czy sukieneczka po 2 dniach w pracy i kinie są takie świeże- mylicie się. Owszem, każdy ma prawo myć się i prać jak chce, ale trzeba pamiętać, że żyjemy w społeczeństwie, a nie na pustyni i codziennie się wąchamy:)
Na szczęście nie każdy się nie myje. Umyty, zdrowy człowiek nie wydaje dużo zapachów (są wyjątki). Pamiętam, że miałam epizod z przyjmowaniem tabletek hormonalnych i wtedy faktycznie mimo higieny nie bardzo odpowiadał mi własny zapach – wtedy zmieniałam ubrania znacznie częściej. A jako wegetarianka jestem szczególnie wrażliwa na zapachy. Dla mnie bardzo nieprzyjemne są na przykład pewne zapachy syntetyczne (perfumy, płyny do prania).
Co do treningu: joga dla początkujących np głównie rozciąganie się, oddychanie i statyczne asany. To tak jakbym po 1,5 godzinnym spacerze po parku wrzucała koszulkę do prania. Oczywiście po innych zajęciach potrafię spocić się nawet na twarzy. Zmieniam wtedy koszulkę, to podstawa. Karola polecam Ci rzeczy z dobrym składem. Np wełna nie przyjmuje zapachów (zauważyłam, że np użytkownicy butów Uggs często noszoną je na gołą stopę). Co do swetrów można wymrozić je w zamrażalniku. Dodatkowo, kiedy jest się szczupłym i ubrania nie są naciągnięte ja „druga skóra”, to trudniej o przejmowanie zapachów „spod pachy” :).
Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby czytelniczki Kasi to zestaw brudnopiętych i szczerbatych dziewczyn z tłusymi włosami… :)
Mam wrażenie, że z rozmawiamy tu o dwóch skrajnych opcjach: albo śmierdzący menel z tramwaju, albo wyszorowana i wypsikana wszelkimi specyfikami paniusia :). Przecież większość z nas jest po środku.
Pozdrawiam Was wszystkie, bo każda ma inne ciało, ale zakładam, że żadna z nas nie śmierdzi i nie chodzi w uwalanych w kurzu ubraniach!
Czemu uważasz, że każde ubranie prosto ze sklepu jest brudne?
Przytoczę tylko to, co często widzę.
Bele materiału przywiezione do szwalni rozkładane są na podłogach, stołach do krojenia. Materiał rozwija się, przykłada szablony, kroi. Następnie jest szycie, gdzie często dłuższe części odzieży leżą na podłodze zwisając z maszyny. Przy prasowaniu w szwalniach często używa się silnych płynów chemicznych, które mają zapobiegać gnieceniu się ubrań w czasie transportu. Potem ubrania wiszą jakiś czas na wieszakach czekając na zabranie do sklepu. Nawet w dobrych szwalniach, przy zachowaniu dużej czystości jest kurz i niesamowity pył z tkanin. Jedna sztuka odzieży przechodzi przez dziesiątki rąk. Jak nawijany jest materiał na bele i przechowywany nie wiem. W sklepach, magazynach też jest różnie. Ubrania wiszą, kurzą się, spadają z wieszaków… Dla mnie są brudne, dla innych nie.
Jest to zasadny argument.
Dodałabym jeszcze kwestię barwników – wiele z nich jest toksycznych, może powodować reakcje uczuleniowe albo zwyczajnie barwić skórę / bieliznę.
Kolejną kwestią są osoby, które wcześniej mierzyły ubranie. Jak już wspomniano wcześniej, wielu Polaków nie kąpie się wystarczająco często. Odsuwamy się od nich w komunikacji miejskiej a bez oporów nosimy rzeczy, które mieli na nagim ciele?
Ubrania z SH pierzemy, pomimo, że są odkażane, dlaczego więc nie ze sklepów?
Co do samego prania co kilka użyć, jestem za. Sama piorę tylko wtedy, kiedy ubranie potrzebuje odświeżenia lub się ubrudziło. Poza okresem letnim, zawsze zakładam podkoszulki/halki, co znacząco przedłuża świeżość ubrań – trzeba mieć na uwadze, że nawet jeżeli się nie pocimy, na ubraniu pozostaje martwy naskórek i żerujące na nim roztocza.
Myślę, że warto zamiast się kłócić, zaakceptować fakt, że komuś w/w mogą nie przeszkadzać. I niech tak będzie. Każdy z nas ma inne podejście i ma do tego prawo. Coś co dla nas jest normalne, dla innych może być obrzydliwe/niehigieniczne. Ja na przykład śpię z moimi psami i jemy lody z jednej łyżki :)
Bądźmy otwarci i bardziej życzliwi dla siebie.
A ja mysle ze niech kazdy zyje jak chce I da zyc innym…:)
Nowych ubran nie piore za wyjatkiem sytuacji kiedy rzecz jest ewidentnie brudna np bluzka ze sladami po podkladzie. A to ze ktos mierzyl dana dana rzecz przede mna- no coz, Idac do przymierzalni tez zakladam rzeczy ktore ktos juz kiedys mierzyl wiec co za roznica? Teoria ze pranie usuwa bakterie jest mocno watpliwa, trzeba by wszystko prac na conajmniej 60 stopni, watpie zeby sukienka z wiskozy to przetrwala ?
Nie wiem czy w ogóle wydałabym kasę na bluzkę ubrudzona podkladem czy czymkolwiek innym ? nawet w sh mam zasadę, że nie kupuję nic co wymaga naprawy/szycia/wymiany guzików czy czegokolwiek innego niż zwykłe pranie. Wybieram tylko to, co wygląda jak nowa i nie ma żadnych śladów użytkowania.
Kurcze, czytam i czytam i się zastanawiam o co chodzi z tym praniem nowych ubrań i doszłam do wniosku, że to chyba zależy od tego jakie ubrania kupujemy. Nie jestem w stanie uwierzyć, że ktoś od razu oddaje do prania skorzana kurtkę i wełniany płaszcz, sweter lub sukienkę. Za to jestem w stanie uwierzyć, że pierze bieliznę czy ubrania kupione na wyprzedaży, co to mogły „walac” się po sklepie cały sezon. A kwestia prania ubrań tak ogolnie to kwestia indywidualna. Są tacy co pocą się nagminnie i nie założą koszulki drugi raz nawet gdy wcześniej mieli ja na sobie 1h a są tacy,którzy w ogóle się nie pocą i mogą spokojnie to zrobić. Jedni przemieszczają się do pracy swoim własnym wymuskanym samochodem a inni muszą jeździć zatłoczonym autobusem. Sposób użytkowania i zużycia ubrań jest wiec różny. Nie widzę tez sensu zanoszenia wełnianych spodni do pralni po każdym założeniu (szczególnie, że wełna ma właściwości samoczyszczace, nie chłonie łatwo zapachu, kurzu i zabrudzen)ale jednocześnie nie wyobrażam sobie by ktoś mógł nie zmieniać codziennie bielizny czy też skarpetek. Mysle,ze nie ma sensu być niemiłym i od razu wytykac komuś braku higieny.
Pamiętam jakiś oburzony komentarz na instagramie Kasi, pani, która nie mogła zrozumieć, jak można nie wyprać ręcznika po jednokrotnym jego użyciu, czyli wytarciu się po jednej kąpieli / prysznicu. Ja nie rozumiem, jak można go wyprać, tak samo po co prać sukienkę po 1 założeniu (jeśli nie było to np wyjście do pizzerii lub knajpy azjatyckiej, gdzie ubrania przechodzą zapachem jedzenia). A z drugiej strony skoro są w aptekach antyperspiranty o mocy turbo, to widać są też osoby, które pocą się tak i z tak intensywnym „zapachem”, że przebierać się muszą kilka razy dziennie i wszystko muszą prać nieustannie. Niech każdy postępuje wedle swoich potrzeb :)
w tym roku wydalam 0 zł :) a to wszystko z powodu zamkniecia mojego ulubionego second-handu..kilkunascie lat kompletowalam garderobe (w 98% w tej wlasnie ciuchowni) i jest ona niezwykle rozbudowana (9 szaf w kazdej dwa drazki)..chyba do konca zycia mi wystarczy, wiec pewnie nastepne lata beda wygladac podobnie, bo po prostu nie umiem juz kupowac w zwyklych sklepach (cena, jakosc)..czasem cos mi sie podoba, ale cena mnie na tyle paralizuje, ze popatrze kilka razy i to wystarcza..lubie tez ogladac kobiety ladnie ubrane na ig i to tez czesciowo zaspokaja moja potrzebe posiadania ładnych ciuchow..
Bardzo mi przykro, ze został zamknięty. Jak ja Cię rozumiem z tym ig! Skutecznie zaspokoja moje potrzeby estetyki.Trzymaj się siostro :)
A czy coś z kolekcji Tatuum zostało w Twojej szafie i jeśli tak, to jako oceniasz jakość?
Napisałam o tym w tekście. ;) Zostawiłam sobie tylko kaszmirowy szary sweter i jest świetny!
Tak szybko chciałam zobaczyć zestawienie że nie to umknęło. Pozdrawiam?
:) :)
Kasiu (i czytelniczki). Jak pierzecie biało czarne rzeczy, np. w paski? Recznie czy w pralce, z chusteczkami wyłapujących kolory (i jak to pogodzić z #lesswaste?).
Ja mam doła jeśli chodzi o spodnie. Z Lee się wytarły (moim zdaniem za szybki, ale się trzymają), z Zary poszedł suwak (nie mam paragon), z mango za 120 są super miłe, ale wypychają im się kolana.
Kupiłam takie w prążki elegantsze za 5 zł w ciuchu, wyglądają na niezniszczalny NRDowski poliester i to chyba jedyny zakup ostatnich miesięxy, który sie nie zniszczy :(
Nie musisz mieć paragonu, jeżeli płaciłaśpią kartą. Pokazując zapłatę na wyciągu powinni uznać reklamację.
Ja swoje czarno-białe rzeczy( bluzki bawełniane) piorę w pralce, w temp. 30 stopni C, i nic się z nimi nie dzieje
Piorę normalnie w pralce, 30 stopni, tylko że ja mam granatowo-białe.
Twój wpis zainspirował mnie do tego, aby spisać w tym roku wszystkie ubraniowe/ butowe zakupy! Może zmotywuje mnie to do mniejszych zakupów ? I tak już wydaję dużo mniej niż kiedyś, ale wciąż jest to zbyt wiele…
Trzymam kciuki!
Ja w 2018 roku, zainspirowana twoim blogiem, bardzo rygorystycznie podeszłam do swojej garderoby i miałam plan nie kupować ubrań w ogóle. Niestety nie udało się, kilka ubrań trafiło do szafy ale są to rzeczy, które noszę. Wydałam w sumie około 70 zł. W tym roku także zamierzam wnikliwie przyglądać się swojej szafie i decyzjom zakupowym.
Gratuluję!!!
Kasiu a jak oceniasz dżinsy z Cubusa? W tamtym roku wiosna kupiłam u nich dwie pary jegginsow, były na promocji i to mnie skusilo. Jedna para służyła mi całe lato ale coś się stało bo materiał zaczął się marszczyc i wygląda jak rozciagnieta guma – służą mi teraz „po domu”. W drugich mocno zszedł kolor ale lubie je bo są miękkie i wygodne. Zastanawiam się nad zakupem kolejnych par spodni u nich ale godze się że jesli kosztują 99zl to pochodzę w nich rok i będą do utylizacji.
Nie mam jeansów z Cubusa. Jeansy mam z Cos, a chinosy zielone z Cubusa. Obie pary bardzo lubię. :)
Ja uwielbiam jeansy z Cubusa, ale polecam tylko te droższe za 199 zł ze względu na to, że się nie niszczą. Spokojnie wytrzymują 4 – 5 lat. Natomiast te tańsze modele za 99 zł strasznie się rozciągają i szwy przekręcają i już po roku są do wyrzucenia.
Witam, mam pytanie jak wygląda rizmuariwka nessi? Normalne rozmiary czy trzeba brać mniejsze/wieksze? Pozdrawiam cieplutko!:):):)
Ja mam rozmiar większe, niż zwykle z uwagi na grube skarpety zimowe. Powiedziałabym, że rozmiarówka jest normalna.
Kasiu, dzięki Tobie w 2018 robiłam przemyślane zakupy, a przede wszystkim je ograniczyłam. Kupiłam 3 elementy garderoby i dwie pary butów. Zmieściłam się poniżej 1000 zł i jestem bardzo zadowolona. Dziękuję za inspirację.
Bardzo, bardzo gratuluję!
Bardzo dobry artykuł :) Taka analiza wydatków zawsze daje dużo dobrego :)
A właśnie czytam w necie, że księżna Megan wydała na ubranie w zeszłym roku ponad 400 tys funtów.. Uff….. ;)
Kasiu, a mogłabyś zrobić na blogu wpis, w którym zaprezentujesz wszystkie swoje obecne ubrania ? W sensie zdjęcie i podanie firmy, już nawet bez innych opisów i recenzji. Wiem, że na insta jest szafa minimalistki, ale tam są na ogół zestawy, a ubrania w nich występujące się powtarzają i robi się mało przejrzyście.
Tak, przymierzam się do niego już od dawna. Pewnie, gdy się przeprowadzimy i będę miała lepsze warunki do zrobienia zdjęć, i taki tekst powstanie.
Nie wiem, ile wydałam na ciuchy w zeszłym roku, ponieważ tego nie spisywałam. Myślę, żeby to zrobić w tym roku, chociaż w sumie nie mam takiej potrzeby.
Ubrania kupuje po długim namyśle, raczej nie kusze się na promocje w siecówkach, staram się kupować ciuchy ze sprawdzonych sklepów (choć te ciągłe zmiany rozmiarówki mnie dobijają, w niektórych sklepach jestem aktualnie między 34 a 32, podczas gdy kilka lat temu kupowałam 36 i nie, nie przytyłam, ani nie urosłam ;)) No i preferuję dobry skład i dobra jakość, choć wiadomo, ze różnie to wychodzi :)
Jeśli kilka lat temu miałaś 36 a teraz 34 to znaczy ze schudłaś
Albo zmieniła się rozmiarowka w sklepie :-)
Kasia, niestety, plaga naszych czasów chyba :(
Dorota, masz rację, w ferworze pisania komentarza mi się pomyliło. Jasne, nie schudłam :) Rozmiarówka się zmieniła.
Tak sobie myślę, ze w zasadzie niewiele kupiłaś w ciągu roku (jak przystało na minimalistkę!), ale mnie jako Twoją stałą czytelniczkę interesowała recenzja praktycznie każdej z tych rzeczy :) Mam chyba podobny gust bo rozważałam podobne zakupy w tym roku. Po Twoich wstępnych opiniach zrezygnowałam z zakupu Tomsów. Czytałam gdzieś również wypowiedzi, ze jakość w Risku spadła, co w połączeniu z Twoją recenzją zniechęciło mnie do zakupów tamże :)
Mam identyczne espadryle, które kupiłam 6,5 roku temu w lidlu za ok 30 zł, o ile dobrze pamiętam. Są wygodne, latem noszę je bardzo często, a gdy się pobrudzą, bez uszczerbku na wyglądzie piorę je w pralce. Są nadal w bardzo dobrym stanie i spokojnie posłużą mi jeszcze kilka kolejnych lat. :)
Do przeczytania tego postu myślałam, że to ja jestem minimalistką (no dobra, jestem minimalistką w porównaniu ze znajomymi, które tyle ubrań co Ty w rok kupują w 2 miesiące). ;) A tak szczerze, to u mnie prawie 2 razy tyle poszły na ubrania/buty, ale to głównie przez buty i kurtkę zimową, które tej zimy już musiałam kupić, a no i buty do biegania, bo poprzednie były już naprawdę sfatygowane (biegam b.dużo). ;) Twój długi sweter podziwiam za każdym razem – rewelka!
Pozdrawiam,
Emilia
Jak fajnie, że się tu znalazłam, w dniu, w którym robię długo odkładane porządki ciuchowe. :)))
Super zestawienie!
Muji – uwielbiam! Nie miałam pojęcia, że są te sklepy w Polsce! Muji to taki minimalizm po japońsku, w dodatku jakość przednia.
Legginsy z Lidla – podobnie jak Ty Kasiu łączę garderobę z różnych półek.
Dzięki za inspirację!
Fajnie mieć taki podgląd na zakupy minimalistki. W tym roku sama zamierzam zapisywać swoje zakupy ubraniowe. Jak narazie styczeń – 0 zł. Ale w końcu muszę się przemóc i coś sobie kupić, bo zaczyna się tworzyć lista rzeczy niezbędnych, a ich jak było brak, tak jest dalej. :D
Ja nie kupuje swetrów za 499 zł, szkoda mi na to kasy, wole gdzieś pojechać lub kupić lepsze jedzenie.Zakupy ciuchowe planuję na okres przecen – co mi jest potrzebne, co mi się podoba, oglądam w sklepach nowe kolekcje, obserwuje, na on-line Czekam na głębokie przeceny. Nie ruszają mnie drobne rabaciki, tylko minimum 50%. Kupuje rzeczy, ładne, dobre gatunkowo, kaszmiry, wełny virgin, czasem powielam ten sam model, bo stary muszę wyrzucić. Pod koniec przecen można trafić naprawdę na perełki za bezcen:) Wtedy najczęściej zdarzają mi się jakieś wpadki, bo tanio, ale na szczęście można zwrócić.:) Czasem na przecenie ostatecznej za grosze można trafić model, który zniknął całkowicie i nagle pojawia się jeden egzemplarz specjalnie dla ciebie:) Ktoś może oddał, albo wyczyścili magazyn do zera. Na przecenach znam się jak mało kto:)
Na ubrania i buty wydałam 1378 zł. Jestem zaskoczona, że aż tyle wyszło. Po analizie wychodzi 728 zł ubrania i 650 zł na buty. Jeśli chodzi o buty: kozaki Lasocki 370 zł, sztyblety Lasocki 180 zł, 50 zł klapki, 50 zł trampki. Jednak muszę popracować nad rozplanowaniem wydatków… :/