Codzienne zestawienia, wrażenia z ubraniowego eksperymentu (tydzień w tych samych ubraniach) i nowości w szafie czyli pierwsza odsłona wiosennej Szafy Minimalistki.
Jak zwykle wiosenna pogoda w końcówce maja i czerwcu była kompletnie nieprzewidywalna. ANI RAZU nie wyjęłam z szafy wiosennego trencza (a wymieniłam w nim podszewkę z myślą, że ponoszę…), a prosto po zimie nastało lato. Nie mam nic przeciwko, jedynie musiałam dokonać szybkiej wymiany rzeczy w szafie, głównie butów (dołożyć sandały). Dodatkowo, nie miałam w tym czasie bardzo wielu zupełnie oficjalnych okazji, więc marynarki i wysokie obcasy leżały sobie spokojnie w szafie odpoczywając.
TYDZIEŃ W TYCH SAMYCH UBRANIACH czyli mój ubraniowy eksperyment
Raz na jakiś czas pojawiają się w mediach i na (zagranicznych głównie) blogach zapiski z eksperymentów dość skrajnych, np. „chodziłam rok w tej samej sukience”. Podobny eksperyment w sumie prowadzę od lat, ale tym razem chciałam sprawdzić jak to będzie, gdy będę przez jakiś czas chodziła w DOKŁADNIE TYM SAMYM zestawieniu ubrań. O moim eksperymencie nie powiedziałam nikomu, nawet MM.
Po pierwsze, obserwowałam swoje reakcje przez ten tydzień: czy się nie znudzę…, czy będzie trudno (pranie!) itp. Po drugie, chciałam sprawdzić czy najbliższe osoby w moim otoczeniu wyłapią to, że codziennie jestem tak samo ubrana. Miałam nadzieję, że po tygodniu obserwacji będę miała dla Was fajny materiał do opisania i analizy, a tak naprawdę… nie bardzo mam Wam co napisać!
Przede wszystkim NIKT, naprawdę nikt, nawet MM, nie zauważył, że przez cały, okrągły tydzień miałam na sobie te same spodnie, ten sam sweter i te same buty. Pogoda była w miarę powtarzalna więc nie musiałam dokładać np. płaszcza. Nie zmieniałam też żadnych dodatków, tzn. nosiłam tę samą torebkę, biżuterię i pasek. Czy potrzeba bardziej namacalnego dowodu na to, że ludzie NAPRAWDĘ nie przejmuję się tym, w co się ubieramy?

Swoje reakcje mogłam już dokładniej obserwować. To, co odczułam w czasie eksperymentu najmocniej to… ulga. Ulga, że nawet w mojej mini-szafie z ograniczonym wyborem codziennie rano WCALE nie zastanawiam się nad wyborem. Otwierałam rano szafę z myślą, w co się ubrać, a potem nadchodziło olśnienie – przecież nie muszę się zastanawiać! ;)
Czy noszenie tego samego przez tydzień było nudne? Tak! W sumie trochę ze zdumieniem odkryłam, że choć doceniam zerowy problem z wyborem, to jednak zwyczajnie lubię swoje pozostałe ubrania i lubię je nosić. Bawi mnie odkrywanie nowych połączeń, ale tylko do pewnego momentu. Nadal moda jako taka zupełnie mnie nie interesuje, a ubrania pełnią wyłącznie funkcję utylitarną. Przesyt w ubraniach, tak jak i przesyt w innych sferach zwyczajnie mnie męczy. Myślę, że odkrycie tego złotego środka – idealnego punktu pomiędzy za dużo i za mało jest najważniejsze. Posiadanie szafy, w której wszystkie ubrania są ulubione jest niesamowitą przyjemnością. :)
Na koniec techniczna kwestia, która zawsze wzbudza wiele emocji – pranie. Wymieniałam prawie codziennie i nosiłam na zmianę białe koszulki pod swetrem. Nie te same, bo nie chciałoby mi się codziennie prać w ręku, ale i była to rzecz, której nikt, poza mną, nie widział.
Szafa Minimalistki – wiosenne zestawienia #1
Zdradzę Wam pewien sekret z zaplecza Szafy Minimalistki. Robienie zdjęć zestawień w tym samym miejscu (najczęściej na moim tarasie) ma swoje zdecydowane plusy, przede wszystkim sceneria nie odciąga uwagi od samych ubrań, nie zaburzając ich faktycznego wyglądu (jeśli nie wiesz, co mam na myśli, zerknij do tekstu o inspirowaniu się modowymi zdjęciami i o pułapkach, które tam czyhają).
Z drugiej strony, takie pozowanie jest trochę sztuczne, bo odrywa ubrania od celu i okazji, na które je zakładamy. Nie mam tu na myśli wykreowanych modowych sesji, a robienie sobie zdjęć w ciągu dnia, w czasie czynności, podczas których mamy na sobie konkretne rzeczy. Dlatego w tym miesiącu starałam się robić dla Was zdjęcia swoich zestawień „w biegu”. Oczywiście, czasami cierpiała na tym jakość, część zdjęć jest zrobiona telefonem, ale mam nadzieję, że zyskują na prawdziwości.
Pełna lista ubrań wybranych do wiosennej capsule wardrobe tutaj → klik
Dla kogoś, kto być może jest tu pierwszy raz przypominam również zasady Szafy Minimalistki w wersji capsule wardrobe oraz generalnie o co chodzi w projekcie Szafa Minimalistki.
Tego dnia wystroiłam się na szkolenie, które prowadziłam, a potem MM odwiózł mnie wypożyczonym motocyklem. W kasku wyglądałam tak śmiesznie, że nie mogłam się powstrzymać przed zrobieniem fotki. ;)
spodnie – Mango
bluzka – COS
buty – H&M Premium
Tak wiosennie. :)
koszulka – second hand
kamizelka – szyta na miarę
jeansy – Mango
buty – H&M Premium
zegarek – Daniel Wellington
Mój „całotygodniowy” strój, o którym wspominałam wcześniej.
sweter – La Redoute
jeansy – Mango
buty – H&M Premium
zegarek – Daniel Wellington
pasek – Calvin Klein
Ulubiony „wsiowy ałtfit”. ;) Koszulka jest nowa, ale niestety niezbyt trafiona.
jeansy – COS
koszulka – Greenpoint
zegarek – Daniel Wellington (inny pasek)
Najprościej na co dzień.
jeansy – Mango
koszulka – second hand
buty – H&M Premium
zegarek – Daniel Wellington
Wskutek zbiegu okoliczności nieoczekiwanie wylądowaliśmy nad polskim morzem. Zupełnie nie byłam przygotowana ubraniowo i musiałam pożyczyć cieplejszą bluzę od mamy.
jeansy – COS
bluza – pożyczona od mamy
kurtka – Elementy
szal – no name
pies – Schronisko w Korabiewicach
Kolejny „wsiowy ałtfit”. Koszulkę pożyczyłam od MM, bo zamiast swojej spakowałam do walizki białą poszewkę na poduszkę. ;))
jeansy – COS
koszulka – pożyczona od MM
tenisówki – Lacoste
Garden party look. :)
jeansy – Mango
koszulka – second hand
kurtka – Elementy
sandały – Massimo Dutti
Nowości w szafie
Jak zapewne zauważyłyście, w szafie zagościło kilka nowych rzeczy, kilka też postanowiłam wysłać na emeryturę. Przede wszystkim koszulki. Biała koszulka Zara Kids powędrowała na kupkę (malutką) – „zapasowe i do noszenia pod spód”. Coraz rzadziej noszę też granatowe spodnie z Mango – myślałam, że wytrzymają jeszcze przez wakacje, ale ostatnio włożyłam je na szkolenie i w trakcie doszłam do wniosku, że to już ich koniec. ;) Też macie kłopot z obiektywną oceną, kiedy rzeczy są już na tyle zniszczone, że nie powinno się ich nosić?
Postanowiłam też pozbyć się jedwabnej bluzki More by less – pisałam o niej już chyba… niby wszystko jest w porządku, ale nie noszę jej zupełnie. Chcę mieć w szafie tylko rzeczy, które naprawdę lubię więc bluzkę oddam, niech ktoś z niej skorzysta.
Stąd decyzja o zakupach. Na jednym ze zdjęć możecie zobaczyć białą koszulkę z krótkim rękawem marki Greenpoint, ale nie jestem z niej zadowolona. Polska marka, koszulka ma bardzo fajny skład (bawełna plus modal) i dobrą cenę, ale niestety wyciągnęła się po pierwszym praniu. Obawiam się, że jeszcze ze dwa i będzie do wyrzucenia. :( Testuję też drugą koszulkę tej samej marki – nie pokazywałam jej na zdjęciach i miałam na sobie w sumie tylko dwa razy więc jeszcze Wam za dużo nie napiszę. Skład ma również dobry (bawełna z elastanem) i też bardzo dobra cenę. Na razie wygląda dużo bardziej zachęcająco.
Nowości to wspomniane białe koszulki i kolejna – różowa, która jest nabytkiem z warszawskiego second handu i kosztowała okrągłe 5,5 zł. :) Wracałam jakiś czas temu ze spotkania, szłam Puławską (tam jest kilka lumpeksów) i dość spontanicznie postanowiłam zajrzeć do kilku. Nie byłam w second handach już kilka ładnych lat i w sumie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Odkryłam, że na wieszakach wisi mnóstwo ciuchów, które wyglądają jak żywcem wyjęte z mojej licealnej szafy (ach, te krótkie koszulki, lycrowe legginsy i jeansy dzwony!), a ceny wcale nie są takie niskie. Podobno to przypadłość warszawskich lumpeksów, Basia Szmydt mówi, że w Lublinie jest zupełnie inaczej. W każdym razie stałą bywalczynią second handów na pewno nie będę – na dłuższą metę zwyczajnie szkoda mi czasu. W każdym razie koszulka jest super – jeśli bawełniana koszulka w lumpeksie wygląda dobrze, znaczy że jakość jest odpowiednia. :)
Zrobiłam też zakupy w sklepie Elementy i tam kupiłam pudroworóżową kurtkę. To polska marka, część kolektywu transparent shopping, a na kurtkę namówił mnie MM. Początkowo się opierałam, bo w planach miałam kupno swetra, ale dziś jestem mu wdzięczna. To teraz jedna z najulubieńszych rzeczy w szafie. Wydaje mi się, że nie jest już dostępna, a wiele osób o nią pytało na Instagramie, więc podrzucam kilka bardzo podobnych modeli: Little White Lies, Only Petite, More&More, Only.
***
Na koniec mam jeszcze jedno ogłoszenie. Zaniedbywałam ostatnio odbiorców newslettera, ale już się poprawiam i jutro dostaniecie świeżutki list, a w nim: konkurs książkowy z nowościami wydawniczymi do wygrania, mini poradnik zakupowy (zaczęły się wyprzedaże) i zapowiedź tematycznego spotkanie na żywo na Facebooku. Jeśli chcecie dostawać ode mnie takie wiadomości raz na 2 tygodnie lub raz na miesiąc – zapiszcie się TUTAJ.
Ależ długi mi dziś tekst wyszedł! Kto dotrwał do końca ten dostaje odznakę Najlepszego Czytelnika. ;)
Pudroworóżowa kurtka na zdjęciach wygląda na beżową, a zestawienie z różową bluzką wzmacnia ten efekt. Właśnie założyłam dziś po raz pierwszy białe jeansy i wygląda na to, że jeszcze jeden raz i do prania. Coś ze mną jest nie tak ?
Aga, z tymi jeansami to może kwestia wprawy? :)
Aga, ja białe spodnie zakładam jeden raz :)
Cieszę się bardzo z tego wpisu bo lubię podglądać Twoje pomysły ubraniowe? Moim faworytem z tego zestawienia jest Garden Look. Wyglądasz w nim tak świeżo i promiennie, a do tego jest taka nutka elegancji?
Co do noszenia tych samych rzeczy, taka rodzinna historia, nasza ciocia lata temu (też to były inne czasy, bo to było ze 40 lat temu) miała tylko jedną sukienkę do pracy. Prosta do kolan, ale tylko jedna. Chodziła w tej jednej sukience do pracy przez kilka lat, codziennie. Jej patent to kołnierzyki, miała ich 6, na każdy dzień inny. W sobotę po pracy prała sukienkę i od poniedziałku znów od nowa. Natomiast moja znajoma opowiadała, że jak jej córka była mała i zupełnie nie miała czasu na chodzenie po sklepach, to w zasadzie miała 2 spódnice i 2 bluzki, w których chodziła wciąż i wciąż. Czy ludzie zwracają uwagę na to co ktoś nosi? Na przykładzie swojej pracy powiem, że w pewnej mierze tak, to znaczy ja zauważam w czym chodzą moje najbliższe koleżanki, ale nawet gdybym zauważyła, że ktoś chodzi codziennie w tym samym, to nie wydałoby mi się to ani dziwne ani niespotykane. Najważniejsze, żeby dobrze czuć się w tym co się nosi. W swojej szafie również mam rzeczy, o których można powiedzieć, że chodzę w nich cały czas, bo podobnie jak u Ciebie, ubrania w mojej szafie wszystkie są ulubione. Pozdrawiam:)
Bardzo ciekawy eksperyment z tym 1 zestawem przez tydzień! Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że ja raczej nie zwracam uwagi na to, co kto nosi (chyba, że jest to coś niezwykłego i akurat przykuje moją uwagę – ale poza tym nie umiałabym w większości przypadków powiedzieć, w co dana osoba była ubrana np. w piątek w pracy).
PS. W tekście jest sporo luk – np. przy zdjęciach, a także dalej w tekście brakuje paru słów oraz np. linków pod koniec ;) Chyba, że to u mnie coś się źle wyświetla.
co do ps. u mnie tak samo
Hmm, posprawdzaliśmy wszystko i u nas ok… Mogłabyś, proszę, podesłać lub wkleić w komentarzu zrzut strony z błędami? Dzięki!
Wklejam przykłady
Świetny ten eksperyment, chyba sama przeprowadzę taki sam po powrocie z wakacji. A póki co na wakacje zabieram Twoją książkę! :)
Niech Ci się dobrze czyta! ?
Nie mogę uwierzyć, że MM (TM? ;)) nie zauważył eksperymentu! Może chciał się podroczyć i sprawdzić, kiedy pękniesz i się w końcu wygadasz? ;) Mam wrażenie, że zauważyłabym jakby ktoś w moim najbliższym otoczeniu codziennie nosił to samo. Chociażby jeden element.
Też mam problem z decyzją, czy ubranie jeszcze wygląda wyjściowo czy już nie. Mam takie spodnie, co do których nie mogę zdecydować się od kilku „założeń”. Noszę, odkładam, noszę…
W związku z powyższym: jak się noszą spodnie z cosa? wyglądają zachęcająco ;)
Nie zauważył NIC. Podobnie moi pracownicy i inne osoby, które widzą mnie na co dzień. :) Jeansy z Cosa noszą się super, jestem bardzo zadowolona!
Lubię te Twoje biele i pudrowe róże:)
Marka Greenpoint to jest jakaś tragedia, wszystkie ubrania od nich, które miałam to porażka, wyciągają się, kulkują i rozchodzą na szwach po dwóch, trzech praniach. I mimo, że to polska marka, to podobno i tak ściągane wszystko z Chin, co by się zgadzało, bo na jednej metce nawet miałam napisane made in prc. Wielka szkoda, też byłam w szoku i pełna nadziei jak widziałam składy niektórych ubrań, a potem spojrzałam na cenę. Niestety coś za coś… Wiele koszulek z H&M miałam lepszej jakości niż te kilka z Greenpointa na które skusiłam się podczas jakieś promocji.
Kurczę, a wyglądały całkiem porządnie jak na ceny… Cóż, zobaczymy jak druga sztuka wyjdzie w praniu. :)
Taka ciekawostka: mam koszulkę z Greenpoint kupioną jakieś 12-13 (tak!) lat temu, bawełna i elastan (o ile dobrze pamiętam) zwykłą fioletowa z rękawem 3/4. Po takim czasie odrobinę jedynie sprał się kolor ale były takie czasy kiedy nosiłam ją kilka razy w tygodniu więc przeżyła milion prań. Dzisiejsza jakość ubrań to tragedia :( Dlatego tym chętniej poczytam o testach nowych białych koszulek, bo znalezienie takiej, w której przyzwoita jakość idzie w parze z przyzwoitą, a w każdym razie niewygórowaną ceną jest jak Mission Impossible! Pozdrawiam gorąco!
O tak, Ja w kwietniu kupiłam 2 białe basicowe koszulki i niestety obie już się powykręcały. Jakiś aktualny test basiców by się przydał bo ja już nie wiem gdzie kupować. Czytałam dobre opinie o koszulkach ASOS ale nie mogę się zebrać by je zamówić bo jak zwykle mam dylemat rozmiarowy, no i cena jest dosyć wysoka.
Ja jestem zadowolona z koszulek COS. Dobra bawełna i dobra jakość, ale są raczej droższe niż przeciętny t-shirt.
A czy możesz napisać jak wypada rozmiarowka w COS np w porównaniu do Zary?W Zarze noszę koszulki i bluzki S. Chętnie przetestuje taka koszulkę.
Nie kupuję nic w Zarze, więc trudno mi powiedzieć. W COS wybieram zazwyczaj S (swetry) lub XS (bluzki z domieszką elastanu). Góry zazwyczaj noszę 36, ale pewnie bardziej w kierunku 38 niż 34. COS ma dużo ubrań oversize (ja nie lubię i nie noszę oversize;), więc też zależy jaki efekt chce się osiągnąć. Na Twoim miejscu celowałabym chyba bardziej w XS.
Dziękuję Ci bardzo za informację. Może mi się uda odwiedzić ich sklep w Warszawie a jeśli nie to zaryzykuję online :) Pozdrawiam
Mam zupełnie odmienne doświadczenia z tym zwracaniem uwagi na ubrania innych osób. Sama zresztą zwracam na to uwagę i po pewnym czasie przebywania w czyimś towarzystwie ,,znam” garderobę tej osoby. I z całą pewnością dostrzegam to, że ktoś przez kilka dni zakłada to samo. Oczywiście nie ma w tym nic złego i sama często chodzę w tym samym, ale na pewno to nie jest tak że nie zauważa się tej powtarzalności. Choć myślę, że 90% ludzi nawet jeśli to zauważy, nie będzie zaprzątać sobie głowy tym tematem, a tym bardziej nie powie o swojej obserwacji danej osobie.
Co ciekawe – mam duży kontakt z osobami pracującymi w szkole i różnych placówkach oświatowych i okazuje się, że jest to środowisko, w którym strój jest bardzo istotny. Nie wiem z czego dokładnie to wynika, ale zarówno panie nauczycielki jak i dzieci potrafią wypomnieć, że ktoś ma drugi dzień pod rząd tą samą bluzkę. Ba! Nawet tą samą biżuterię! Co prawda jest to dość zabawne, ale zdarza się dość często.
Aż muszę zapytać mojej mamy, jak to wygląda u Niej w szkole. :)
Potwierdzam, moi uczniowie też bardzo wnikliwie obserwują mój codzienny strój. Potrafią zauważyć, kiedy mam coś nowego, ostatnio zauważyli nawet nowy wisiorek… To ciekawe, bo naprawdę sporo wysiłku wkładam w to, żeby wyglądać neutralnie?
Uważam, ze to najlepsza szafa minimalistki jaka stworzyłas! Idealne kolory, kroje – jestem oczarowana ?? widać, ze to Twoje ulubione ubrania ?
???
Jeżeli chodzi o greenpoint to jakaś masakra. Niby bawełna. Do pierwszego prania jest wszystko ok. Ale po pierwszym praniu bluzki nie wyglądają dobrze. A po 5 prania, moje bluzki wyglądają jak po młodszej siostrze (rękawy się strasznie kurcza). I niestety na jesieni będę zmuszona je wymienić:/ Ogólnie odradzam ta markę :)
Pozdrawiam Kasiu :)
Anna, takie kurczenie się to bym chyba reklamowała.. nie myślałaś o tym może?
Kiedyś mieli naprawdę bardzo wysoką jakość w stosunku do ceny. Mam z tamtego okresu podkoszulek na ramiączkach, bawełniany i trzyma się nieźle. Niestety od jakichś 2-3 lat jest coraz gorzej…
Z moich obserwacji wynika, że ludzie zauważają strój innych i dostrzegają jego powtarzalność ale nie pytają: „czemu, po co ani dlaczego”. Chyba że na bakier u nich z taktem i inteligencją emocjonalną. Ja wychodzę z założenia, że każdy powinien nosić się jak lubi i nic mi do tego :)
Szafa super!
niestety, u mnie w firmie taktu brak wchodząc do sekretariatu zawsze skomentowany jest strój o masz dziś….z drugiej strony widząc kogoś drugi raz w tym samym stroju, w upalne dni, mając z nim siedzieć 8 godz. w pracy budzi to mieszane uczucia. Każdy ma swój zapach, poci się, świeże ubranie to świeże ubranie
Hmm, a jeśli ktoś ma dokładnie takie same ubrania i codziennie je sobie zmienia? ;))
Tak czy tak, wzbudza to jednak zainteresowanie i w zalezności od środowiska komentarze, mam na myśli osoby które chodzą do pracy na etat,czy po prostu codziennie w 1 miejsce. Pracowałam kiedys w duzym biurze projektowym, gdzie było kilka sal i w każdej po kilkanascie osób, w dodatku specyfika pracy jest taka że ciagle chodzisz po tym biurze. Wystarczyło że ktoś do pracy był w tym samym swetrze ( tylko ) trzeci dzień i już co bardziej odwazna i ekstrawertyczna osoba rozpuszczała ploty po biurze o problemie tejże osoby z higieną…. :) Można mówić nie przejmuj się itd. Nie jest to łatwe. Teraz np siedzę w małym biurze gdzie w sali jest nas 3 osoby i zero problemu, każdy robi swoje i moja spódnica 4 dni z rzędu nie wzudziła sensacji.
Czyli otrzymałam odznakę Najlepszego Czytelnika! :D Bardzo przyjemnie się czytało. Uważam, ze każdy Twój tekst jest wartościowy, gratuluję Kasiu. Twój eksperyment mnie zaskoczył, naprawdę nikt nie zorientował się, że przez 7 dni masz na sobie to samo? Jeśli mam być szczera, to nie wyobrażam sobie, codziennie pojawiać się w tym samym np. w pracy. Jako, że ja mimowolnie zwracam uwagę na to, co kto ma każdego dnia, to czułabym to samo w drugą stronę, i podejrzewam, że nie byłoby mi z tym zbyt komfortowo. Jeśli chodzi o wypożyczoną sukienkę na komunię – świetny wybór! I owszem, też mam problem z obiektywną oceną, co do zniszczonych rzeczy. Jeśli należą do tych ulubionych, to przedłużam na siłę ich żywotność, ale w rezultacie i tak nie wiem czy jeszcze pasuje je nosić czy jednak to nie najlepszy pomysł ;).
ps. W trakcie czytania postu pomyślałam sobie: ciekawe czy będzie live na fb – po czym dotarłam do końca postu i odpowiedź na moje pytanie czekała i już widzę, że takowe spotkanie szykujesz – super! No i konkurs z książkami to coś co bardzo miło słyszeć :) Pozdrawiam!
Odznaka się należy! :) ???
Kasiu, jaki masz rozmiar tej koszulki More by less? Chętnie bym taką mia£a, ale jednak pierwotna cena trochę dla mnie za wysoka.
Ja noszę 34, ale widzę, że chyba są teraz w promocji.
Kasiu!
doradz, a stanie sie jak powiesz ;D
robie mega porzadki, nauczylam sie od Ciebie BARDZO WIELE,jestes inspiracja zakupoholiczek na odwyku ;)
oddalam chyba z 50kg ciuchow i….zostalo mi 5 bluzek z ktorymi nie wiem co zrobic…sa ladne,piekne, niegniecące, ciekawy wzor, lejące i w ogole..ale…poliester 100pro! ilekroć je zakladam jest goraco,czuje sie jak w folii, ale co ja mam zrobic?? sprzedac, czy moze takie 'ladne’rzeczy szkoda…na specjalne okazje…?
Góry z poliestru zdecydowanie nie na upały:) sama byłam zaskoczona, że są osoby nieuświadomione, które chętnie przygarną te letnie „mgiełki” za grosze (przewrotna nazwa BTW, niby leciutkie a niesamowicie w nich gorąco ;) )
ja tak kiedys kupowalam, w sh mgielka superlekka, na allegro supertania i w dodatku ladne wytrzymale i niegniecace ale w uzytkowaniu delikatnie mowiac niehigieniczne ;) na lato to zbrodnia :)
O rany, jaka odpowiedzialność! :) Powiem tak, wyobraź sobie tę specjalną okazję, na którą ubierasz którąś z bluzek i… pocisz się niemiłosiernie, czując jak owinięta folią. :D
juz je wydaliłam z szafy! dzieki :D (trzymalam z nadzieja ze zaloze w zimie, absurd :D)
ja ostatnio kupiłam sukienkę w H&M z recyklingowego poliestru z myślą że założę na osiemnastkę. Było ciepło, ok. 25 stopnii i absolutnie się w niej nie upociłam. Też mi ciągle wpajane jest to że poliester to zło i się go wystrzegam, ale dla kiecki zrobiłam wyjątek i nie żałuję – super jest :) dlatego autorce komentarza chciałam poradzić żeby najpierw ubrała i potem jeśli faktycznie coś będzie nie tak pozbyła się..no ale już za pozno :P
Miałam moment że miałam dwa identyczne swetry i nosiłam je na zmianę przez jakiś czas bo strasznie mi się spodobało ;) Raczej nie zwracam uwagi na ubrania, chyba że jest coś charakterystycznego. I nie będzie obchodzić mnie to że ktoś chodzi w tym samym dopóki nie zacznie mi pachnieć:)
prostota przede wszystkim – fajne te stylizacje! i coś w tym jest, że przesyt w różnych sferach zwyczajnie męczy… w sklepach mamy wszystko i przez to często nie wiem co wybrać. Reklama i cena kusi – niby obietnica lepszego życia. A to jednak przesyt! dzięki. podglądam Cię od jakiegoś czasu i z chęcią zostanę na dłużej :)
Już Ci to chyba pisałam, ale napiszę jeszcze raz: jesteś moim ideałem, jeśli chodzi o szafę, chciałabym kiedyś sama choć zbliżyć się do takiego etapu, jeśli chodzi o capsule wardrobe :) A wynik eksperymentu… hm… coż… jakoś mnie nie dziwi :D
Małgosiu, próbuj, testuj, zmieniaj. Innego wyjścia nie ma. :) Trzymam kciuki!
Tak, to chyba dokładnie ten model. :)
Nieustannie podziwiam Twoją umiejętność noszenia białych spodni. Ja się uciapię w 15 min po założeniu jasnych spodni – już widzę, jak by wyglądały po tygodniu! :D
Świetnie wyglądasz! Teraz już koniec żartów! Muszę się zainteresować tematem :))))
Też macie kłopot z obiektywną oceną, kiedy rzeczy są już na tyle zniszczone, że nie powinno się ich nosić?
Tak, tak, i jeszcze raz tak. Dośc często mi się zdarza, że przekładam daną rzecz z pólki „do pracy” na tę „po domu” lub „ostatnia droga” ( nie, że na pogrzeb, tylko po założeniu wyrzucić;).
Czasem się zastanawiam, czy te spotykane na mieście dziwczyny, które wyglądają, że mają na sobie nówki sztuki to akurat faktycznie założyły cos po raz pierwszy, czy też z założenia często zmieniają skład szafy?
Obawiam się, że kupują mnóstwo ubrań :)
Mieszkałam kiedyś z dziewczyną, która kupowała chyba z 10 ubrań co miesiąc, i chyba nie jest wyjątkiem. Dla mnie ubranie należy do kategorii „nowe” do 6 m-cy od zakupu.
Dla mnie podobnie. Dla mojego męża nowe jest nawet po 5 latach :D szczególnie jak już coś jest w takim stanie, że mówię mu, żeby użył to ewentualnie przy koszeniu trawy :D
„Ostatnia droga” rozbawiła mnie do łez :D
Też mam ten problem, nie umiem ocenić na ile jakieś wytarcie materiału jest widoczne tylko przez moje czujne oko a na ile wyglądam jak niechluj. Od jakiegoś czasu po prostu pytam narzeczonego i to on wydaje wyrok ;) Przyznaję, że mając dużo ubrań o wiele później się niszczą.
o rety, dziewczyny, jak ja się ucieszyłam, że nie tylko ja mam problem z oceną zużycia ubrań! :)))) A myślałam, że coś ze mną nie tak! A jeszcze to moje „donoszanie” ubrań, oszczędzanie nowych „na potem”… I pomyśleć, że podśmiewam się z tego nawyku mojej babci, a sama nie jestem lepsza! Chociaż wiem po kim to mam :P
Ja kiedyś w pracy zorientowałam się, że ktoś nosi to samo ubranie przez tydzień- po zapachu… Nie wyobrażam sobie, żeby codziennie nie zmienić koszulki, sweter czy jeansy moim zdaniem po 2-3 dniach też nadają się do prania, sukienka latem musi być codziennie świeża. A i tak w pracy przebieram się w całości w mundurek, bo pracuję w szpitalu. A jak ktoś w pracy się nie przebiera i nie zmienia butów, to jak można codziennie mieć na sobie to samo? Moim zdaniem wcale nie trzeba mieć wiele ubrań i butów, nie trzeba być modnym, ale trzeba w miarę możliwości mieć taką garderobę, żeby nadążyć ze zmianą ciuchów i praniem. Ale wpis bardzo ciekawy i pobudzający do dyskusji. Na pewno wiadomość, że nikt nie zwrócił uwagi na to, że miałaś na sobie codziennie to samo, może być pewnego rodzaju ulgą dla osób, którym nie chce się codziennie zaskakiwać otoczenie swoim outfitem :)
Zapewniam, że można nosić te same ubrania i nie śmierdzieć. ;)
Kasiu niezmiernie cieszy mnie Twój zdroworozsądkowy głos w tej kwestii. Miałam na studiach koleżankę, która brała na zajęcia do torby dodatkowe 1-2 pary spodni/spódnic (w zależności od harmonogramu zajęć, czasem nawet 3 pary) żeby przebrać się po 3 godzinach, bo jej zdaniem ubranie już po 3 godzinach jest nieświeże… Pralkę włączała kilka razy dziennie i prała tak po 3 pary spodni – codziennie… Poważnie
Czesto zagladam na twoj blog ale z braku czasu nie pisze, na dodatek brakuje mi polskiej trzcionki niestety… bardzo mi sie podoba opublikowana „szafka”, takie proste kolory urozmaicone rozowym, ktory w tym roku mnie urzekl bezgranicznie. Jestem zachwycona twoja rozowa koszulka z dlugim rekawem, cudowna, sandalki z massimo dutti przepiekne, ja znalazlam w tym roku w kolorze rozowego delikatnego pudru wlasnie z massimo dutti (na zdjeciu). Sama staram sie byc minimalistka i co roku na lato urozmaicam moje biale i granatowe chinosy lub jeansy roznymi skromnymi dodatkami w roznym kolorze, raz bylo cos zoltego, raz koralowego, w tym, jak sie mozna domyslic, jest rozowy, z massimo dutti znalazlam w tym roku rozowe przesliczne proste okulary przeciwsloneczne, a rozowa koszulke mam z benettona, jest z czystej bawelny i barwiona naturalnymi barwnikami. Mam nadzieje, ze na nic sie juz nie skusze na lato, bo przeciez nic mi nie potrzeba, tylko morza! Bardzo mi sie podobaly twoje wpisy dotyczace skladu tkanin, a takich „wardrobe capsule” mam nadzieje znalezc u ciebie wiecej, ta nalezy do najfajniejszych, prostota, elegancja i wdziek kolorow. Pozdrawiam serdecznie.
Wydaje mi się, że Twój styl jest na tyle spójny a jednocześnie lekki, neutralny i stonowany, że nikogo ta powtarzalność ubrań nie razi. Zupełnie inaczej zapewne byłoby z ubraniami w mocnych wzorach czy kolorach, wtedy każda część garderoby jest bardziej zauważalna i zapada w pamięć osobom z otoczenia. Biały t-shirt i jeansy to klasyka, a zupełnie inaczej będzie z jakąś zwariowaną koszulką ze wzorem. PS Uwielbiam Twoją garderobę, Twój blog bardzo wiele mi uświadomił. Nie kupię już teraz ubrania ze złym składem, pstrokatego czy takiego, który założę jeden raz. Teraz każdy zakup dokładnie analizuję, myśląc czy faktycznie jest mi to potrzebne. Ubrania kupuję stonowane, klasyczne, na lata, takie po które z chęcią sięgam. A same zakupy nie kręcą mnie już tak jak kiedyś. Nie kupuję byle czego pod wpływem impulsu. Dodatkowo przejrzałam swoją kosmetyczkę i choć była ona minimalistyczna, to postanowiłam zastąpić niektóre z kosmetyków tymi ekologicznymi, co wpłynie korzystnie i na moją cerę, i zdrowie, i środowisko poniekąd również. A korzystając z okazji chciałabym Ci złożyć ciut spóźnione życzenia urodzinowe – szczęścia, radości i spełniania się w życiu zawodowym oraz prywatnym. Pozdrowienia
Dziękuję :)
Pracując w urzędzie, gdzie większość pracowników była płci żeńskiej czuło się dużą presję co do wyglądu, kupowania nowych i modnych ciuchów. Dlatego też ja sama zwracałam uwagę na ubrania swoje i innych. Teraz pracuję w prywatnej firmie, gdzie de facto temat ciuchów w ogóle nie istnieje i myślę, że jest możliwe abym nie zwróciła uwagi na to, że ktoś chodzi przez 5 dni w tym samym. Efekt jest taki, że w tym miesiącu byłam pierwszy raz w galerii (handlowej) po rocznej przerwie i bardziej chodziło o zakupy dla dzieci niż dla mnie. Jakie to cudowne uczucie. Na pewno jest to także wynik świadomego kupowania tylko tego czego mi brakuje ( tu duża zasługa Kasi). Paradoks: kupując mniej i rzadziej wyglądam lepiej i czuję się lepiej w moich ciuchach.
Co do nauczycielek to też zwróciłam na to uwagę że mają szczególną potrzebę „strojenia się” . Czy można wysnuć taką tezę, że ubieramy się dla innych kobiet?
Myślę, że ta teza jest mocno uzasadniona. :) Na szczęście teraz pracuję z kobietami, które mają bardzo normalne podejście do ubierania się. :)
Co do marki greenpoint, bardzo ją kiedyś – właściwie do niedawna – lubiłam – za prostotę, niewymuszoną elegancję, fajny skład ubrań, styl, ale mam wrażenie, że coś się stało z jakością. Nie potrafię jednak ocenić czy rzeczywiście marka się trochę popsuła czy też zwyczajnie zmieniły się nieco moje upodobania, więc inaczej ich postrzegam, dlatego czekam na Twoją Kasiu opinię co do koszulki tej marki.
Pozdrawiam
W ramach robienia eksperymentu pn. dobra jakość, wyższa cena, zrobiłam jeden wyjątek i kupiłam bluzę greenpoint, którą kiedyś lubiłam – bluza za 60 zł, bawełniana. Okazała się najdroższym ubraniem jakie kupiłam. Po jednym praniu (ręcznym) – kolorki zaczęły puszczać, po trzecim noszeniu zrobiła się dziura na szwach. W sumie wydałam 20 zł na jedno założenie. Ta marka to jakiś koszmar.
Chyba muszę się dołączyć do narzekań. Rok temu kupiłam w Greenpoint 2 basicowe bluzki z rękawem 3/4 (bawełna z małą domieszką elastanu) – wyglądały świetnie i dobrze się nosiły, wszystkim je polecałam. Niestety mimo delikatnego prania szybko wyblakły, szwy puściły pod pachami a prasowanie ich to jakiś koszmar. Z braku laku wiosną znowu się tam zaopatrzyłam, licząc na poprawę i o ile biała bluzka trzyma się w miarę, o tyle beżowa już straciła kolor i ma fatalny krój, co wyszło na jaw dopiero po praniu i próbie domowego odprasowania. Chyba się pożegnamy z Greenpointem…
a ja nosze spódnice od 10 lat i nadal jest moją ulubioną letnia spódnicą do sportowych wyjść
Rety, Green Point to moje wielkie rozczarowanie tego i zeszłego roku.. Wcześniej przez wiele lat to był mój ulubiony sklep, mieli świetne lny na lato (mam od nich kilka par spodni i koszulę), rewelacyjne, proste, podstawowe t-shirty (noszę zwykle czarne i te od nich właściwie nie blakły, nie mechaciły się) 100% bawełny, a teraz lnu nie ma niemal wcale, bawełny maleńko, za to mnóstwo poliestru i średniej jakości wiskozy, za którą nie przepadam.. Jeszcze tą wiskozę bym przebolała, ale ten poliester, fuj..
Wiosennie na tarasie, całotygodniowy look i ten codzienny na łące – mega trafione połączenia, takie lubię :) To że mieszkam w małym mieście i w lumpeksach rzeczy nie są tak przebrane jest mega plusem. Dodatkowo mam swój ulubiony, daleki od licealnych lub gimnazjalnych pomyłek (dobra, czasem się zdarzają) w którym znajduję basicowe perełki, dobre jakościowo marki i świetne składy za niewielkie pieniądze. Największą słabość mam do swetrów, jak są stonowane i w dobrym składzie to mogę mieć ich w szafie tone bo wiem że na pewno będę je nosić, ale staram się unikać kupowania wszystkiego co wydaje mi się ładne. Śmiejemy się z mamą że idziemy, ale mogę wziąć maksymalnie jedną rzecz bo szafa więcej nie potrzebuje haha ;P i racja, bo mam tyle ładnych rzeczy ale nie jest człowiek z stanie tego znosić.
Mam mało ubrań, więc siłą rzeczy noszę to samo kilka razy w tygodniu. Jednak o ile nie mam problemu z dołami, o tyle góry muszę prać praktycznie po każdym założeniu w tych temperaturach. Ale to pewnie indywidualna kwestia :-)
Też mam trudność z oceną, czy rzecz jeszcze nadaje się do noszenia. Tym większy, im bardziej lubię dany ciuch. Zazwyczaj lekko sprane, wyświecone czy zmechacone rzeczy donaszam po domu, wyrzucam dopiero gdy całkiem się rozlecą albo straszą wyglądem ;-)
Uwielbiam zestawienie kolorów z Twojej szafy :) Pięknie z włosami zaczesanymi do góry!
A bo widzisz, trzeba mieć dobrą miejscówkę ;) Ja mam jeden ciucholand, z którego potrafię wyjść z 5 sukienkami na raz. Moja mama też ma z tego miejsca dużo ubrań. Kwestia skąd biorą towar, jaką mają politykę wykładania towaru itp. Są miejsca, gdzie najlepsze rzucają na początek, większość znika w sekundę i zostają same szmaty. W „moim” sukcesywnie dokładają z worków i dzięki temu nawet przed dostawą można coś ładnego kupić.
Należę do osób, które są wzrokowcami i lubię przyglądać się ludziom. Także ja bym zauważyła powtarzalność ubrań, pamiętam wszystkie buty, kurtki i płaszcze moich współpracowników :D Tak już mam, że wyłapuję detale. Mam jedną koleżankę, która będzie mi się zawsze kojarzyła z perłami, bo nosiła je codziennie przez dwa lata studiów. Zupełnie nie przeszkadza mi to w dodatkach i wtedy, gdy ktoś nosi tzw. uniform (czyli po prostu nosi bardzo podobne do siebie ubrania i zestawienia, ale to jednak inne ubranie). Ale pojawia się wątek świeżości – ja muszę codziennie zmieniać „góry”, buty raczej też wole nosić co drugi dzień. I rzecz jasna przekładam swoje doświadczenia na innych – może głupio, ale jestem tylko człowiekiem. Co nie zmienia faktu, że dopóki nie poczuję, że jest coś nie tak (wiemy o co cho), to nie komentowałabym noszenia tych samych ciuchów nikomu. Jak ktoś lubi, komuś wygodnie, niech nosi.
Zupełnie się z Tobą zgadzam, tez jestem wzrokowcem i pamiętam co kto nosi, szczególnie w pracy. Ale kompletnie mi nie przeszkadza jeśli chodzi w tym samym pod warunkiem ,że nie wygląda niechlujnie. Co do ciucholandow to na studiach często do nich zagladalam i od czasu do czasu udawało mi się znaleźć jakieś perełki. Niestety mam jeden duży problem z ciucholandami. Zapach!!!!Nie znoszę i niestety czuje go nawet po wielokrotnym praniu co prowadzi do tego,ze kupuje w nich bardzo sporadycznie, i to coś musi mi się wyjątkowo podobać.
też ostatnio chodziłam przez rpawie 2 tygodnie w tych samych spodniach-jak w nie wlazłam to już nie chciałam ich zdejmować, góry zmieniając w zależności od okazji, pogody, nastroju. A jak Ci sie sprawuje ten sweter z la redoute?Kosztuja duzo, zwlaszcza te z kaszmirem ale czy naprawde warto>? żaluje ze nie zalapalam sie na te buty z hm…sa przepiekne, czy wygodne? koszulka z lumpa jest mega!uwielbiam twoje podsumowania i zestawienia.
Bardzo dobrze się sprawuje! Nie mam doświadczenia z naprawdę drogimi kaszmirami, ale ten jest wystarczająco dobry. Wyciągnęły mi się tylko rękawy, ale to moja wina, bo je ciągle podciągam. :)
Hmmmm … w gruncie rzeczy to było by smutne, że poświęcamy tyle czasu na dobór ubrań ,a nikt nie zwracałby uwagi na to jak wyglądamy…
myślę, że na wynik twojego eksperymentu maja jednak wpływ inne czynniki
raz twoj styl jest stonowany i spójny – czy to bedzie ten czy inny sweterek czy bluzka nie ma znaczenia są podobne
dwa nie jesteś oryginalna w strojach – to oryginalność przyciąga uwagę
( żeby nie było jestem fanką tej delikatności, spójności i elegancji niewymuszonej, dlatego podczytuje bloga)
trzy zależy od środowiska w jakim pracujemy – im bardziej sfeminizowane tym u ważność na to jak się ubieramy większa
Ja pracuje właśnie w takim środowisku i wiem, że panie z którymi pracuje i moi pacjenci i pacjentki taką uwagę zwracają
bo słysze i komplementy i uwagi ,że ja zawsze tak elegancko i że podziwiają moje sukienki i …przy okazji luźnej gadki o strojach na wesele , któraś zwróciła uwagę że jedna z moich sukienek – której od dawna nie nosiłam to taka jej wymarzona i idealna itp ….więc tak wiem ,że to w czym chodzę jest obserwowane i ma znaczenie
mimo że też nie jestem spacjelnie extrawagancka,że moje sukienki stonowane i minimalistyczne , i mam ich coraz mniej, bo powywalałam wszystkie te w których chodziłam raz do roku jakby z obowiązku ,że skoro mam to ubiore itp itd….
ach i czekam na tekst o inwestycji w mieszkania,
ciekawa jestem twoich uwag
bo sama mam jakieś doświadczenie w tym temacie i kilkanaście mieszkań w 3 miastach w Polsce
Uwielbiam opis zrodla PSA :-) :-) :-) cudownie
:))
ja zazwyczaj noszę raczej basic’owe ubrania: czarne cygaretki, biały/ szary/ czarny/ pasiasty t-shirt, trampki czy sandały. w obliczu obecnej pogody używam 2 koszulek w ciągu jednego dnia. jedna na rower w drodze do pracy i z pracy, a druga do chodzenia w ciągu dnia. i tutaj przyznam mam problem z ilością tych t-shirtów, bo mam ich dużo, bardzo dużo. jednak jest to podyktowane tym, że często je zmieniam, a piorę gdy uzbiera się ilość godna pralki :)
dlatego też często się zdarza, że wyglądam w pracy tak samo. u mnie akurat to zwróciło uwagę koleżanki, ale przybrało formę pochwały za konsekwencje i spójność stylu, aniżeli jakąś dezaprobatę. to bardzo indywidualna sprawa.
mnie powtarzalność ubrań daje komfort. wydaje mi się, że gdzieś wspominałaś, że Ty nie kupiłabyś 2 takich samych rzeczy, niestety nie mogę tego odnaleźć (a może się mylę? ). mogłabyś tutaj przytoczyć swoje argumenty, bo jestem bardzo ciekawa Twojego myślenia :)
a Szafa Minimalistki bardzo mi się podoba, od zawsze podziwiam Cię za białe spodnie. dla mnie niestety nie są funkcjonalne, a częstość ich brudzenia się w moim przypadku doprowadza do furii, dlatego po prostu z nich zrezygnowałam.
pozdrawiam :)
Bardzo rozsądne podejście do jazdy rowerem do pracy. W sumie tak to opisałaś, że z łatwością wyobraziłam sobie Ciebie i Twój styl :)
Ja bardzo często kupuję takie same rzeczy: buty, torebki, spodnie, koszule. Zasada jest taka, że muszą różnić się kolorem. Dla przykładu: bardzo rzadko kupuję rzeczy w Zarze, ale w tym roku mają spodnie chinosy w różnych kolorach. Ja do pracy zazwyczaj chodzę w spodniach, więc gdy okazało się, że dobrze leżą, są ładne, funkcjonalne i wygodne kupiłam od razu 2 pary. Teraz, gdy są już wyprzedaże dokupiłam kolejne 2 pary. Uważam, że jeśli coś jest funkcjonalne i pasuje do mnie to nie ma sensu tracić czasu na poszukiwania innych rzeczy w innych sklepach, a później nosić tylko 2 pary spodni, bo te akurat są ulubione.
Chyba pamiętam, co masz na myśli – napisałam, że nie kupiłabym kolejnego szarego kaszmirowego swetra, jeśli miałabym ich w szafie wystarczającą liczbę. Nie dlatego, że nie kupiłabym akurat 2 takich samych rzeczy, ale nie kupiłam nowej rzeczy, gdyby nie była mi potrzebna. Staram się też nie kupować na zapas, choć ze 2 razy w życiu zdarzyło mi się pożałować. :)
Z tym ocenianiem, kiedy dana rzecz nie nadaje się już do noszenia, to i ja mam problem. Zazwyczaj dochodzę do takiego wniosku gdy widzę siebie na zdjęciach albo jestem gdzieś i stwierdzam, że to już nie to. Ale faktycznie jest to spory problem.
Odpowiada mi takie podejście do ubrań i do minimalizmu w ogóle. Jestem w trakcie tworzenia swojej szafy i chętnie podpatrzę tu sporo rzeczy :) A w ramach oszczędności czasu skorzystam z linków :) Najbardziej interesuje mnie to, w jaki sposób stworzyć taki uniwersalny trochę zestaw, który wymagałby jedynie drobnych zmian. Co według Ciebie stanowi najlepszą bazę?
Marta, mogę Ci jedynie napisać, co DLA MNIE stanowi najlepszą bazę. To jest właśnie metoda przewagi Szafy Minimalistki nad innymi narzędziami stosowanymi przez stylistów, że nie narzuca z góry rozwiązań, a pozwala odkryć dla siebie najlepsze. Dla mnie bazą są: świetne jeansy, dobrej jakości biała koszulka, wełniana marynarka i dobre, wyraziste buty. To tak w największym uproszczeniu.
Wyglądasz niesamowicie dobrze. Te rzeczy są ze sobą tak spójne, że aż cię
Wyglądasz niesamowicie dobrze. Te rzeczy są ze sobą tak spójne, że aż ciężko w to uwierzyć! :) Nie jestem minimalistką, ale minimalistów podziwiam – także w kwestii modowej. Ja mam znacznie więcej rzeczy i faktem jest, że nie zawsze udaje mi się uzyskać tak spójną i konsekwentną całość. Czekam na kolejne zestawienia i inspiracje!
Kasiu, czy mogłabyś zrobić kiedyś wpis o kupce „zapasowe i do noszenia pod spód”? I ewentualnie o innych, jeśli istnieją. Może taki post o podziale posiadanej garderoby?
Hej, niewiele mam sumie do napisania. :) Cała garderoba dzieli się na:
– rzeczy, które noszę cały rok
– kilka rzeczy sezonowych (typu gruby, wełniany sweter, letnia spódnica)
– rzeczy po domu/zapasowe/pod spód/na spacer z psem (są to aktualnie dwie pary spodni i z 5 może koszulek z krótkim i długim rękawem plus 2 bluzy, które podkradam MM).
Większość ubrań pokazuję regularnie, domowe też pokazywałam jakiś czas temu.
Pozdrawiam!
Przepiękne zestawienia ubrań! Wszystko świetnie dopasowujesz, bardzo dobrze wyglądasz w tych zestawach – szczególnie podobają mi się kolory!
Zastanawiałam się nad tym, czy ludzie zwracają uwagę na to, co noszę – otóż tak. Postanowiłam spakować się na 3-tygodniowe wakacje z rodziną (dużo różnych aktywności, różne miejsca, ale klimat podobny) według sztywnych zasad przydatności i wielofunkcyjności, bez zbędnych „przydasiów” ;) Podpierałam się Twoimi artykułami, więc ograniczyłam liczbę ubrań w walizce. Byłam z siebie bardzo zadowolona, rzeczy pasowały do siebie w różnych kombinacjach. Zdarzyło mi się założyć 2-3 dni pod rząd zestawy z tych samych ubrań – co najzabawniejsze, mój 15-letni brat na mój widok powiedział: „Co Ty nie masz więcej ubrań? Wzięłaś tylko dwie koszulki???” :P Okazuje się, że w kategorii najmniejszego bagażu dogoniłam mojego Tatę (zawsze ma minimum z minimum ubrań…!) i moi młodsi bracia mają ze sobą o wiele więcej rzeczy niż ja ;)
Z drugiej strony ja też zwracam uwagę na stroje innych, ale raczej odpuściłabym sobie taką uwagę, nawet komuś z rodziny ;)
Z drugiej strony dajesz mega wartościowy przykład młodemu rozpasanemu konsumpcyjnie pokoleniu, że się da inaczej. ;)
Cha cha! Dzięki, w sumie nie pomyślałam o tym ;) Święte słowa! :P
A tak w kontekście Twojego ostatniego live’a na FB o biznesie – mam nadzieję, że kryzys twórczy przezwyciężysz i przekujesz w coś dla siebie wartościowego. Pomysł z kursem on-line super! Nie wiem, czy sama skorzystam, bo staram się pracować na bazie wiedzy, którą już stąd zdobyłam, ale myślę, że dla wielu osób będzie bardzo pomocny.
Dziękuję za Twoje przemyślane i cenne wpisy – miło spojrzeć na swój mały, codzienny świat z innej perspektywy ;)
Bardzo mi się podoba, Kasiu, Twoja nowa szafa Minimalistki ;) (nowa, czyli gdzieś tak od jesieni, kiedy zaczęło być ciut bardziej elegancko, kobieco, i z większą liczbą dodatków/biżuterii, ale wciąż prosto :)) Urzeka mnie w tym spójność, harmonia, klimat i aura – ubrania wydają się być naturalnym przedłużeniem Ciebie i Twojej osobowości, widać, że czujesz się w nich dobrze :) I kolorystyka – jasne, spokojne, delikatne kolory… Od dłuższego czasu rozmyślam nad jakąś zmianą kolorystyki szafy w tym kierunku (dobrze mi w jasnych kolorach), ale mam wrażenie, że dla osiągnięcia takiego (dobrego) efektu trzeba by iść na całość, a ja zbyt bardzo kocham czerń, żeby z niej zrezygnować (krótko mówiąc, np. wszystkie torebki, paski i buty (poza sportowymi) mam czarne, prawie wszystkie rajstopy, zdecydowana większość sukienek, itd.) A ponieważ to uczucie do czerni nie jest do końca odwzajemnione (jestem kolorystycznie raczej jasnym latem), to próbuje inkorporować do szafy pastele, ale jakoś np. pudrowy róż gryzie mi się z czernią lub przydymionym granatem, a nie planuję dokupywać spodni, butów i swetra do „tej nowej bluzki, bo nic do niej nie pasuje” ;)
Wynik eksperymentu mnie nie zdziwił – ludzie zwracają uwagę na wygląd, ale znacznie mniejszą niż sądzimy – ja np. nigdy nie pamiętam, w co byli dzisiaj ubrani moi współpracownicy, chyba że wyjątkowo bardzo mi się to podobało / nie podobało (co się zdarza raz na parę miesięcy), wtedy będę pamiętać przez dzień lub maksymalnie przez kilka ;)
„Posiadanie szafy, w której wszystkie ubrania są moje ulubione” to mój cel, do którego powoli się zbliżam ;)
Super jest ten „całotygodniowy” zestaw <3
Niestety od paru lat praktycznie nie mamy w Polsce przejściowych pór roku – jeszcze jesień jako tako, ale wiosny brak ;) Mam w szafie cienki płaszcz, którego przez ostatnie 2 lata nie ubrałam ani razu, bo nie było na niego pogody (ok, nie pomaga też fakt, że to 100% poliester, więc na słońce się nie nadaje :P).
Teże szkoda mi tracić czasu na ciucholandy, chociaż chyba tylko jedną spódnicę mam ze sklepu, a całą resztę używane (jest ich całkiem sporo). Lumpeksy mogą być rozwiązaniem dla osób, które mają problem ze znalezieniem tego, czego szukają w normalnych sklepach (w moim przypadku spódnice wąskie w pasie o przyzwoitej długości, nalepiej przed kolano – szukam właśnie takiej granatowej eleganckiej już od kilku sezonów, ale w sieciowkach nic, trzeba będzie odwiedzić szmateksy :P)
PS. Przepraszam za (chyba) długi komentarz :/
Hej, długie komentarze są fajne! :)
Pudrowy róż super wygląda z przydymionym granatem. Wiem, co masz na myśli z czernią, też długo nosiłam i lubiłam czarny – był uniwersalny, bezpieczny i elegancki. Z tym, że wyglądam w czarnym jak chora. :) Dlatego najpierw powoli wymieniałam czarny na granat, a teraz i granatu mam niewiele. Dobrze się czuję w jasnych i nie tęsknię. :) Może wystarczy odsunąć czarny od twarzy?
Stopniowe rozjaśnianie bazy kolorów brzmi jak dobra taktyka – już teraz „jestem” dość mocno granatowa ;)
Ja mam teraz taki eksperyment, że jestem na macierzyńskim i gdy nie chodzę codziennie do pracy i nie muszę się ubierać „do ludzi” okazało się, że w kółko chodzę może w jakichś 20% mojej szafy. I prawda jest taka, że do pracy też bym w tych ubraniach mogła chodzić tylko wtedy mi się właśnie wydawało, ze ludzie zwracają uwagę na to co na sobie mamy. Teraz cały tydzień potrafię przechodzić w jednych jeansach i dwóch sweterkach. Zmieniam tylko podkoszulki i rzecz jasna bieliznę. Właśnie zaczęłam czytać Twoją książkę i wygląda na to, że ją po prostu połknę ;)))
Uwielbiam kolory w Twojej szafie, wszystko jest takie….delikatne ? a co do koszulek to polecanm esprite. Te basicowe mają naprawdę porządną jakość. Ja mam już kilka lat,niektóre kupione właśnie w lumpeksie, są nie do zdarcia. (No ale ja mam u siebie takie lumpeksy że czasami kupie coś co jeszcze wisi aktualnie w h&m czy zarze. )
Świetne zestawy i wyglądasz w nich bardzo harmonijnie. Widać, że Twoja uroda potrzebuje takiego wyciszenia, elegancji, a także takich jasnych i krystalicznych kolorów. Bardzo fajnie wygląda takie ograniczenie kolorów i rozjaśnienie paletki na lato :) Biel to wspaniała rzecz :)
Nie wiem, czy coś ze mną jest nie tak, bo ostatnio zrobiłam taki dwutygodniowy eksperyment, chodziłam ubrana w dziesięć ubrań, bez wzorów, dodatków i… powiem, ze wymiękłam. Mierziło mnie noszenie jednego i tego samego. Wręcz czułam się sfrustrowana, bo wiedziałam, że w szafie czekają inne, wzorzyste i kolorowe ubrania, a ja w jednym i w tym samym. Minimalizm fajnie wygląda na innych osobach, na blogerkach i modelkach, ale ja czułam się przebrana. Ktoś nawet zwrócił uwagę, że chyba wreszcie dorosłam, bo niedawno skończyłam 25 lat, to powinnam już wyrzucić dżinsy z dziurami i zamiast ramoneski ubrać żakiet!
Z drugiej strony, nie kupuję 10 ubrań na miesiąc, jak zdarzy się jedna rzecz na jeden-dwa miesiące, to naprawdę coś :D
PS. życzę wszystkiego najlepszego na 35-te urodziny :) Powiem, że wcale bym Ci tyle nie dała :)
Jesteś niesamowita z tymi 7 dniami bez ubrudzenia białych spodni w trakcie wyzwania:) u mnie białe max 3 dni i się ubrudzą.
Mam pytanie: czy to ten sam model bomberki, co Twoja? https://transparentshopping.com/elementy/index.php?route=product/product&product_id=199
Elementy mają jeszcze wełnianą butelkowozieloną i ciemnografitowa (typowy bomber ze sciagaczami).
Z SH w Lublinie potwierdzam, ceny w duzej wiekszosci sklepow są korzystne nawet w dniu dostawy. Z bardzo tanich polecam sieć Hurtex (nie wiem czy nie zmienili nazwy; nie mieszkam w tym mieście juz od lat, ale co jakiś czas odwiedzam i czasem wstąpię do tego najbliżej dworca),
a z dobrego asortymentu (np ubrania marki Gerry Weber i in. „aspirujacych sieciowek” ) mały sklepik niedaleko Politechniki:)
Bardzo ciekawy ten eksperyment, przy okazji chętnie wypróbuję Twój sposób pielęgnacji białych spodni:) (płukanie w occie z dodatkiem olejku zapachowego)
Jakiś czas temu miałam trzy identyczne koszule do pracy i koleżanka z pokoju podziwiala moje samozaparcie do codziennego prania jednej i tej samej bluzki.
Pochodzę z Lublina i mimo że nie mieszkam tam od lat, potwierdzam spostrzeżenie Twojej bliskiej znajomej. Ceny w SH są korzystne nawet w dniu dostawy. Sklepów mnóstwo (b.często kilka obok siebie); od molochów z odzieżą w korytkach po bardziej wyselekcjonowane miejsca bez specyficznego zapachu.
Dzień dobry, mam dwa pytania dotyczące kurteczki Elementy, mianowicie: 1) jaki Kasiu prezentujesz rozmiar na zdjęciach? Czysto poglądowo, nie mogę się zdecydować w sklepie online; 2) z jakiego materiału jest ona wykonana? Granatowa z nowej, wiosennej kolekcji jest w całości z cupro i zastanawiam się, jak to się nosi…
Żeby mój komentarz nie dotyczył tylko ubrań, chciałabym krótko podzielić się swoją historią romansu z minimalnizmem. Historia jest prosta- zamieszkałam kilka lat temu w wielkim mieście. Berlin jest dla mnie ogromny, tłoczny, dojazd do pracy to ok. godziny w jedną stronę zapchaną kolejką miejską, następnie ok. 10 godzin (byłej) pracy w open space…nadmiar bodźców: nagle przestałam słuchać muzyki, używać jakichkolwiek perfumowanych kosmetyków, prasować fantazyjne bluzeczki, a nawet (okresowo) malować się. Wtedy właśnie zaczęłam interesować się minimalizmem i przestymulowanie już nieco osłabło, nie poświęcam już cennej energii na „management przedmiotów i otoczenia”, w czym również bardzo pomógł mi ten blog, dziękuję!!!