Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie Natalia. Nie planowałam go, ale pomyślałam, że to doskonała okazja na odczarowanie tzw. mitu blogera – generalnego założenia, że ludziom z internetu to się udaje zawsze wszystko i wszędzie, kawa nigdy się nie rozlewa, ubrania nie plamią, a tło na zdjęciach zawsze pozostaje idealnie białe.
Zanim opiszę Wam swoje tegoroczne sukcesy i porażki, miejcie proszę na uwadze, że to, co pokazuję i opisuję na blogu publicznie to zawsze jest pewien wycinek mojego życia. Nigdy nie przekłamałam ani jednego słowa, czasami dzielę się z Wami naprawdę osobistymi tekstami i emocjami, ale nie jest to pełnia moich doświadczeń. Zanim przeczytacie poniższy tekst, mocno zachęcam do sięgnięcia do tego o prywatności. Żeby zrozumieć. Nie piszę też tego tekstu po to, żeby się pożalić czy też pochwalić – to, mam nadzieję, jest dla moich mądrych Czytelników, oczywiste.
PORAŻKI 2017
Po pierwsze i najważniejsze, to był naprawdę trudny rok. Wcale nie przełomowy, nie jeden z tych, które wypełniając czas smutkiem, prowadzą do lepszej przyszłości. ;) Tylko po prostu trudny. Powód był jeden i zasadniczy – kłopoty ze zdrowiem. Zaczęły się już w marcu i właściwie dopiero teraz mogę powiedzieć, że chyba, odpukać, wyszłam na prostą. Zaczęło się niewinnie – problemami dermatologicznymi, okazało się jednak, że to bardziej rozległe objawy na tle hormonalnym. Na szczęście, dużo mniej poważne, niż mnie na początku nastraszyli lekarze, ale gdy słyszysz „możliwe guzy tu i ówdzie” to się naprawdę człowiekowi robi gorąco. Poza tym, i mam wrażenie, że o tym mniej się mówi, każdy problem hormonalny odbija się bardzo mocno nie tylko na samopoczuciu fizycznym, ale i psychicznym. Większość tego roku to dla mnie bardzo poważne potyczki z własną głową, która kompletnie rozregulowana, płatała mi figle (taki eufemizm, oczywiście). Bardzo ciężko było mi się zebrać do pracy, trudno układać codzienne życie. Na szczęście, mam przy sobie wspaniałego mężczyznę, który pomógł mi przejść przez wszystko bez szwanku, chociaż ten rok naprawdę do łatwych nie należał.
Kłopoty zdrowotne w bezpośredni sposób przełożyły się na coś, co postrzegam jako pewną porażkę. W tym roku bardzo mało podróżowaliśmy. W zasadzie na dłuższym urlopie byliśmy tylko raz, wczesną wiosną w Barcelonie i nie wyjechaliśmy poza Europę. A podróże zawsze były w dla mnie bardzo ważne. To nie jest moja pasja (uważam, że słowo pasja się tak wyjałowiło, że nic już nie znaczy), nie jest to również sposób na życie czy sposób zarabiania. Podróże są mi po prostu potrzebne, żeby prawidłowo egzystować – jak powietrze czy jedzenie. Bez podróży jestem smutniejsza, mniej kreatywna, mniej szczęśliwa po prostu. Może to dziwne, nie wiem – ciągnie mnie w świat – tak mam i już. :) Odrobinę zrekompensowaliśmy to sobie robiąc mini wypady w Polskę – byliśmy na Warmii, nad morzem, w górach, kilka razy na lubelskiej wsi, ale to nie to samo. :)
Blogowo – również nie zrealizowałam kilka zamierzonych projektów. Po pierwsze, planowałam uruchomienie podcastu, co jak widać, zupełnie nie wyszło. Powodów, jak zwykle, kilka. Po pierwsze, chyba trochę stchórzyłam przed wizją konieczności ogarnięcia mnóstwa technikaliów – nagrywania, montażu, sposobów dystrybucji. Pisanie jest proste i bardzo minimalistyczne – otwieram pustą kartkę realną lub wirtualną i piszę. Natomiast nagrywanie podcastów jest już bardziej skomplikowane technicznie. Do ogarnięcia, to oczywiste, ale nie udało mi się do tego zebrać. Mam już gotowy pomysł, nawet kilka pierwszych tematów, ale póki co, sprawa leży i dosłownie kwiczy.
Drugi niezrealizowany projekt to kurs roboczo nazwany Twoja Szafa Minimalistki. O kursie myślę już od BARDZO DAWNA, ale wciąż mam mnóstwo wątpliwości, które konsekwentnie wstrzymują mnie przed działaniem, choć mnóstwo osób mocno mnie zachęca. Brak decyzji w tym względzie również postrzegam jako porażkę. I to taką porażkę przewlekłą.
Planowałam również w prowadzonej przez siebie kancelarii patentowej (tłumaczę, bo może nie każdy wie, czym się zajmuję poza blogowaniem) wdrożyć kilka usług i produktów elektronicznych, co również spaliło na panewce. Chciałabym napisać, że stało się to ze względów zewnętrznych i niezależnych ode mnie, ale nie byłoby to prawda. Po prostu trudno mi było w tym roku zmobilizować się do dodatkowej pracy i gros pomysłów pozostało, jak widać, niezrealizowanych.
SUKCESY 2017
Staram się, żeby na co dzień myśleć pozytywnie (nie mylić z noszeniem przybrudzonych różowych okularów) i o sukcesach piszę się mi dużo łatwiej. Nadal uważam też, że w codziennym życiu zbyt rzadko mówimy o tym, co nam się udało, bo wciąż społecznie nie jest to zbyt mile widziane, a boimy się łatki chwalipięty. Ciekawe, że relatywnie chyba mniej boimy się łatki nadwornego narzekacza… ;)
Największym sukcesem tego roku (w sumie nie tylko tego, ale chcę o tym napisać) jest dla mnie poczucie, że mam u swojego boku wspaniałego mężczyznę, który jest moim największym przyjacielem. Uważam, że ta wyjątkowa relacja jest naszym wspólnym sukcesem. Fantastyczne jest też to, że gdy powiem „zróbmy to” – on mówi „dlaczego nie?”. Tak było choćby z pomysłem wywrócenia całego życia do góry nogami i wyprowadzki na wieś, co też postrzegam w kategorii sukcesu. Odważyliśmy się na dużą zmianę, szybko podjęliśmy decyzję i ogarnęliśmy wszystko, co potrzeba. O mieszkaniu na wsi jeszcze napiszę, obiecuję, tymczasem spoiler – uważam, że to była naprawdę świetna decyzja. :)
Po drugie jako sukces poczytuję również fakt, że świadomie pozwalałam na odpoczynek. Wtedy, gdy czułam się źle, gdy czułam, że działanie jest ponad moje siły. Wtedy zwalniałam, nie zmuszałam się do niczego, wsłuchiwałam we własne potrzeby. Jestem wdzięczna i szczęśliwa, że mam ten komfort i możliwość odpoczynku. W tym kontekście zastanawiam się też nad brzmieniem słowa porażka w odniesieniu do tego tekstu. Bo może to wcale nie porażki tylko doświadczenia? Może niezrealizowanie pewnych założeń wcale porażką nie jest, a po prostu tak miało być? Energia i czas nie są przecież nieskończonymi zasobami i brak działań w jednej sferze spowodowany jest przekierowaniem uwagi gdzie indziej. Na ważniejsze działania, w tym na odpoczynek.
Zawodowo również mam kilka sukcesów do świętowania. Podjęliśmy decyzję o poszerzeniu zatrudnienia w naszej firmie (w COPOINT), zautomatyzowaniu pewnych procesów, co bardzo poprawiło komfort naszej pracy, uniezależniło nas od osobistej obecności w firmie i stanowi duży krok na mojej drodze do zostania cyfrowym nomadą. To ma oczywiście swoje plusy i minusy, ale w tej chwili plusów widzę więcej.
Blogowo również jestem z kilku rzeczy bardzo zadowolona. Po pierwsze, duża zmiana w tym roku – zmieniłam całkowicie szablon bloga (to techniczny silnik, na którym blog stoi). Z perspektywy Czytelnika nie zawsze wydaje się to być duża zmiana, zwłaszcza gdy graficznie nie zmienia się straszliwie dużo, ale od zaplecza to ogromny skok. Ponownie, nie byłoby to możliwe, gdyby nie pomoc MM, pardon w tym momencie Opiekuna Bloga, który w zasadzie zrobił wszystko, co trzeba. Przy okazji zmian dużo myślałam nad przyszłością bloga i tego, w którą stronę chciałabym pójść. Mam spójną wizję, ale i nie przykuwam się do niej kajdankami.
Jednak, za największy zawodowy sukces tego roku poczytuję to, że rozpoczęliśmy z MM przygodę na rynku nieruchomości w innym wymiarze, niż dotychczas, mianowicie, kupiliśmy nasze pierwsze mieszkanie na wynajem. To był bardzo duży projekt, pochłonął oczywiście spory budżet i mnóstwo naszego czasu, ale uważam, że prawdziwie się spisaliśmy i nie powiem, myślimy o kontynuowaniu naszej przygody z inwestowaniem. Szukamy też alternatywnych pomysłów biznesowych, ale to już bardziej temat planów na kolejne lata, niż podsumowanie roku mijającego.
Poza tym:
- spontanicznie założyłam grupę na Facebooku o nazwie Minimalizm w praktyce, do której dołączyło w 3 tygodnie ponad 3000 osób! Najbardziej jestem dumna z jakości dyskusji – otwartych, życzliwych, pomocnych. Magia!
- przeszkoliłam z zagadnień prawnej ochrony marki dziesiątki przedsiębiorców w ramach kursu budowania marki Akademia Marki z Klasą
- zaprojektowałam swój własny produkt – wełniany szal we współpracy z Piumo (którego już chyba 3 nakład się wyprzedał) oraz nagrałam dla nich film wizerunkowy
- zrealizowałam kilka blogowych współprac, z których jestem równie dumna: Wyzwanie Minimalistki z marką Asus i Pomagam, bo to ma sens z Fundacją Kronenberga, w ramach której aż 6000 zł zasiliło program Akademia Przyszłości
- cieszę się, że moja książka – Chcieć mniej jest nadal czytana, przekazywana z rąk do rąk, kupowana i pomimo, że upłynęło już półtora roku od premiery oraz rynek mocno nasycił się pozycjami o minimalizmie to nadal dostaję wiadomości od zainspirowanych Czytelników
Blogowe plany na 2018 rok
Przede wszystkim, najbliższe działania blogowe zamierzam realizować pod hasłem sztuka prostego życia, które jak widzicie, od jakiego czasu wróciło do logo bloga. To moja droga i spójny parasol dla tworzenia wszystkich treści na blogu. Podjęłam również decyzję o ruszeniu z podcastem (i nawet pożyczyłam mikrofon do testów!). Mam nadzieję, że małymi krokami dojdę do upragnionej premiery. Na razie się uczę, zatem będę bardzo wdzięczna za WSZELKIE wskazówki od podcastowych słuchaczy. Mam już wizję tego, jak ten podcast miałby wyglądać, mam też roboczy tytuł i plan na pierwsze odcinki. Jak to wyjdzie w praniu – zobaczymy!
Odnośnie kursu nadal nie podjęłam finalnej decyzji, czy go zrealizuję. Wkurza mnie to niesamowicie, dlatego postanowiłam, że na razie zrobię plan kursu i po prostu zobaczę, co z tego wyniknie. Może faktycznie kurs, a może zupełnie coś innego?
Chciałabym też w tym roku skupić się na kilku tematach, które uważam za interesujące. Po pierwsze, sharing economy czyli ekonomia współdzielenia czyli mój osobisty projekt pod hashtagiem #dostępzamiastposiadania. Mam zamiar bliżej przyjrzeć się tej tematyce na blogu, pierwsze przymiarki zaliczyłam już w zeszłym roku, chociażby w tekście o wypożyczalni sukienek. Burza, która rozpętała się w komentarzach pokazuje chociażby, jak bardzo jeszcze jest to kontrowersyjna i trudna do przyjęcia idea. Z drugiej strony, rosnąca lawinowo popularność serwisów „video on demand” świadczy wręcz przeciwnie. Mocno interesuje mnie ta tematyka i z pewnością odpryski tej fascynacji zawitają na blogu.
Po drugie, temat pieniędzy – ich zarabiania i oszczędzania to kolejny, który chciałabym rozwijać. W poprzednich latach bardzo dużo pisałam o minimalizmie z perspektywy codziennego, prywatnego życia. W przyszłym roku chciałabym skupić się również na upraszczaniu sfery zawodowej, w tym tej związanej z zarabianiem i oszczędzaniem pieniędzy (w planach jest już duży tekst na temat finansowej strony inwestowania w mieszkanie na wynajem).
Po trzecie, i to jest odpowiedź na liczne prośby z Waszej strony – planuję cykl tekstów związanych z komponowaniem capsule wardobe, ale niekoniecznie oparty na mojej szafie. Chcę udowodnić, że ubraniowy minimalizm koncepcyjny nie równa się minimalizmowi estetycznemu. Zobaczmy, czy mi się uda. :)
Na koniec przygotowałam zestawienie kilku blogowych tekstów z 2017 roku, z których jestem szczególnie dumna:
-
Odpuść sobie, proszę! Rzecz o tym, że proste rzeczy nie są łatwe
-
Oszczędzanie pieniędzy – moje sposoby i ich ewolucja na przestrzeni lat (i zarobków)
Nie spieszyć się i realizować cele i założenia we własnym tempie. Czasami slow, czasami nie. To moje założenie. Tak, jak napisałam ostatnio w tekście o planowaniu i zarządzaniu czasem – moje plany na przyszły rok w dużym stopniu są oparte na tym, kim chcę być, a nie na tym, co chcę zrobić.
Podpowiecie mi, który blogowy tekst był Waszym zdaniem w tym roku najbardziej udany? Pokusicie się też o podsumowanie swoich zeszłorocznych porażek i sukcesów/doświadczeń?